Pożegnanie Polaka, który sześć razy zmieniał obywatelstwo

Antoni Jabłoński (1917-2017)

Ze smutkiem przyjęliśmy wiadomość (podaną w kwietniowym MP) o śmierci pana Antoniego Jabłońskiego, nestora bratysławskiej Polonii, znanego całej polonijnej wspólnocie na Słowacji.

Pana Antoniego poznałem na początku mego urzędowania w Bratysławie, w 1997 roku. Dobijał wtedy do osiemdziesiątki i był w znakomitej formie zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Był żywym przykładem poplątanych losów naszych rodaków, urodzonych jeszcze w czasie I wojny światowej, na pograniczu Galicji i Królestwa Węgier. Trzeba wyraźnie podkreślić – przykładem budującym i pozytywnym.

Urodził się 8 maja 1917 roku w Jabłonce na Orawie jako poddany cesarstwa austro-węgierskiego. Po zakończeniu wojny na dwa lata stał się obywatelem Czechosłowacji. W 1920 roku, po plebiscycie, Jabłonka została włączona do Polski, co jej obywatelom dało kolejną przynależność państwową – tym razem polską.

To był bardzo ważny etap życia pana Antoniego, o którym bardzo pięknie opowiedział 7 lat temu Małgorzacie Wojcieszyńskiej. Z tej, pełnej nostalgicznych wspomnień rozmowy powstał jego portret zatytułowany „Przeżyć tak wiele i zachować pogodę ducha” (MP 1/2010). Dowiedzieliśmy się z niego, że po zdaniu matury w nowotarskim gimnazjum w 1935 roku, gdzie nauczył się m.in. greki, łaciny i języka niemieckiego, rozpoczął studia na Politechnice Warszawskiej, przerywane koniecznością zarabiania pieniędzy, potrzebnych na ich kontynuację.

Początek II wojny światowej przeżył pomiędzy Częstochową, gdzie odbywał praktykę, a Warszawą, gdzie jako ochotnik (miał 22 lata) w służbach pomocniczych brał udział w obronie Warszawy. Pod koniec września, kiedy Warszawa upadła, wrócił na rowerze do swojej rodzinnej Jabłonki, która została włączona do I Republiki Słowackiej.

Jedyną szansą kontynuowania studiów był wyjazd pana Antoniego do Bratysławy, z czego skorzystał. Już po raz czwarty w swoim krótkim życiu, w związku z zaistniałą sytuacją zmienił swoje obywatelstwo, tym razem na słowackie. Ale o swoich polskich korzeniach nie zapomniał, podejmując współpracę z polskim ruchem oporu, co o mały włos nie skończyło się dla niego tragicznie. W czasie wojny, już jako asystent na politechnice w Bratysławie, ożenił się z poznaną w pracy konspiracyjnej dziewczyną, pochodzącą – tak jak on – z Jabłonki.

Po wojnie, mając zapewnioną pracę jako inżynier przy budowie najważniejszych inwestycji wodnych na Wagu i Dunaju, jako obywatel Czechosłowacji (piąta zmiana!) pozostał w Bratysławie, gdzie jego rodzina powiększyła się o czwórkę dzieci (dwóch synów i dwie córki).

Wracam do początku naszego poznania. Pan Antoni bywał na wszystkich spotkaniach w ambasadzie i Instytucie Polskim (wcześniej Ośrodku Informacji i Kultury Polskiej). Mimo że 1 stycznia 1993 r. – po podziale Czechosłowacji – po raz szósty musiał zmienić swoje obywatelstwo, zawsze podkreślał i eksponował swoją polskość i polskie korzenie.

Często na tych spotkaniach zabierał głos, używając pięknej, trochę przedwojennej polszczyzny, z tym zapomnianym już w polskim języku „ł”, znanym młodemu pokoleniu ze starych piosenek czy recytacji. Zawsze w odprasowanym garniturze i pod krawatem.

Wielokrotnie rozmawialiśmy, również w cztery oczy, o polskich i o słowackich problemach; były to wszakże czasy bardzo dynamiczne. Pan Antoni zawsze starał się znaleźć sposób na wytłumaczenie sytuacji, a nie na poszukiwanie winnych jakichś chwilowych niepowodzeń.

Ostatni raz widzieliśmy się 3, a może 4 lata temu na opłatkowym spotkaniu w ambasadzie przy Hummelovej. Pan Antoni wzruszył mnie swoją pamięcią, bo nie dość, że mnie poznał, to w rozmowie wracał do spraw, o których żywo dyskutowaliśmy ładnych parę lat wcześniej. Polska była do końca czymś dla niego najdroższym.

Mam głębokie przekonanie, że długie życie pana Antoniego Jabłońskiego, któremu do okrągłej setki zabrakło zaledwie kilku tygodni, nagrodzone zostanie w jego nowej ojczyźnie szczęściem wiekuistym, gdzie już nie będzie musiał zmieniać obywatelstwa. Pozostanie też w naszych – polonijnych i słowackich – sercach jako wspaniały przykład człowieka, pełniącego funkcję łącznika naszych narodów.

Dziękujemy Ci, Drogi Panie Antoni, za to, że przeżywając tak wiele, zachowałeś pogodę ducha, także nam jej udzielając.

Jan Komornicki
Ambasador RR w RS w latach 1997-2003

MP 5/2017