Wampir ciągle żywy

 KINO OKO 

Kryminały i thrillery oparte na prawdziwych wydarzeniach mają, jak dla mnie, zawsze trochę większą siłę wyrazu i powodują większe ciarki. Reżyser filmu „Jestem mordercąMaciej Pieprzyca sięgnął po sprawdzone filmowo lata siedemdziesiąte i przypomniał nie całkiem zapomnianego przez nas Wampira z Zagłębia.

Brutalne morderstwa czternastu kobiet oraz nieudane ataki na kolejne siedem wstrząsają początkowo Polską południową, są uważane za „sprawę lokalną”, gdyż opętana PRL-owską propagandą sukcesu milicja nie nagłaśnia sprawy. Gdy jedną z ofiar seryjnego mordercy staje się bratanica Edwarda Gierka, sprawa wychodzi poza Śląsk i Zagłębie i nabiera ogólnopolskiego charakteru.

Opinia publiczna i władze partyjne żądają od milicji złapania sprawcy i ostatecznego uwolnienia społeczeństwa od lęku przed wyjściem na ulicę. Młody, niedoświadczony porucznik Janusz Jasiński zostaje powołany na szefa grupy dochodzeniowej.

Pieprzyca, nie tylko reżyser, ale i autor scenariusza, rozpoczyna swój film klasycznie – od wyeksponowania kolejnych etapów dochodzenia, poprzez poszczególne ślepe uliczki, w których ląduje śledztwo, aż po problemy wewnętrzne milicji.

Wraz z rozwojem akcji reżyser zmienia punkt ciężkości opowieści i kieruje uwagę widza na wewnętrzne rozterki głównego bohatera. Porucznikiem Jasińskim (w tej roli bardzo przekonujący Mirosław Haniszewski) targają wątpliwości, materiał dowodowy nie trzyma się kupy, świadkowie nie są wiarygodni, a cały proces bazuje na poszlakach. Czy można skazać na śmierć człowieka, o którego winie nie jest się do końca przekonanym?

Film, który w punkcie wyjścia wydawał się historią o poszukiwaniu mordercy, staje się portretem psychologicznym milicjanta, człowieka postawionego w sytuacji, która go przerasta.

„Jestem mordercą” to film inteligentny i pełen napięcia, prawdziwy thriller psychologiczny, którego nie powstydziłby się Hollywood. Akcja ma tempo, ale nie opiera się na pościgach i strzelaninach, lecz na napięciu, które widz odczuwa nawet w najbardziej statycznych scenach. Obraz dopełnia niepokojąca muzyka, będąca tłem filmu. Mówiąc wprost: boimy się, choć na ekranie niewiele się dzieje.

Mroczna kolorystyka i cała PRL-owska estetyka filmu nadają mu swoistego wizualnego klimatu, w który zatapiamy się od pierwszych sekund. Za zamiłowanie i dbałość o detale historyczne, zarówno w scenografii, jak i kostiumach, należy się twórcom dodatkowy plus. Ogromny ukłon w stronę obsady. Na drugim planie błyszczą szczególnie Arkadiusz Jakubik, Michał Żurawski i Agata Kulesza.

Film został nagrodzony Złotymi Lwami na 41. Festiwalu Filmowym w Gdyni. Maciej Pieprzyca odebrał również nagrodę za scenariusz.
Polecam gorąco!

Magdalena Marszałkowska

MP 2-3/2017