czyli intrygująca opowieść nie tylko na lato
CZUŁYM UCHEM
Chłodny, przestrzenny, podniosły – takimi słowami określany jest styl muzyki prezentowanej przez duet Zimowa. Z tym chłodem nie do końca bym się zgodził, bo słuchając utworów z debiutanckiej płyty zespołu, czuje się naprawdę żywe emocje. Choć trudno je do końca nazwać, na pewno nie jest to chłód i obojętność.
Muzyka, wykonywana przez pochodzących z Wodzisławia Śląskiego wokalistkę Anetę Maciaszczyk oraz instrumentalistę Michał Mentela, zainteresowała mnie na długo przed wydaniem przez nich płyty. Kilka utworów zaprezentowano na promocyjnej epce, która bardzo szybko została jednym z ulubionych wydawnictw redaktorów radiowej Trójki. Efektem tego była w całości poświęcona Zimowej popularna audycja „Offensywa” Piotra Stelmacha.
Po tym wydarzeniu wydanie płyty było już tylko kwestią czasu. Pomogli w tym fani, którzy wsparli finansowo swoich ulubieńców za pośrednictwem jednej z popularnych platform crowdfundingowych w Internecie. Znak czasu, chciałoby się powiedzieć – uzdolnieni artyści wreszcie uniezależnili się od wielkich wytwórni muzycznych i długoletnich kontraktów, a o tym, czy jakiś talent zasługuje na nagranie płyty, decyduje konkretny gest potencjalnych słuchaczy.
Jeśli chodzi o Zimową i jej debiut zatytułowany „Cover the fall”, ja nie mam wątpliwości – talent jest. I to na wielu płaszczyznach. Ale po kolei.
Przede wszystkim muzyka, którą sami członkowie duetu określają jako „mieszankę przestrzennej elektroniki z brudnymi gitarami w odrealnionej formie, nawiązującej do brzmień z przełomu lat 80 i 90”. Faktycznie, gitara to znak rozpoznawczy każdego niemal utworu na płycie. Zaskakujące, jak dobrze brzmią zapętlone dźwięki strun w połączeniu z pulsującymi syntezatorami.
Nastroju, który udało się stworzyć, nie słyszałem w muzyce żadnego innego polskiego zespołu. Melancholijne, nostalgiczne, lecz wbrew pozorom wcale nie powolne utwory od pierwszej sekundy uderzają słuchacza swoją wyrazistością. Jest tu tajemnica i nastrój czegoś niedopowiedzianego – słuchając po kolei wszystkich utworów mamy nadzieję na rozwiązanie zagadki, które jednak nie nadchodzi.
Jakby płynąca historia nie kończyła się wraz z dwunastą – ostatnią – tytułową piosenką. To chyba właśnie ten niedosyt sprawia, że słuchamy płyty po raz kolejny i kolejny… I już nie chodzi o rozwiązanie zagadki. Chcemy po prostu, by aura tajemnicy trwała…
Za to wszystko odpowiedzialny jest też niesamowicie klimatyczny wokal Anety – stłumiony, wydobywający się z tła śpiew przypomina mi legendy o syrenach, kuszących marynarzy do rzucenia się w otchłań morza. Wszystkie teksty na płycie zaśpiewane są w języku angielskim, co w tym wypadku bardzo pomaga w przekazie.
Bezpośredniość i zwięzłość języka Szekspira pomaga skupić się w odbiorze na całości, w przeciwnym wypadku mgła nostalgii, wydobywająca się z głośnika, mogłaby nas pochłonąć całkowicie, niczym nicość w filmie „Niekończąca się opowieść”. Otóż to – znowu ta nieskończoność…
Trudno wskazać najlepszy czy najsłabszy utwór na płycie, bo każdy z nich jest częścią większej opowieści. Brak którejkolwiek z dwunastu piosenek równałby się brakowi ważnej strony w książce. Do najlepszych zaliczyłbym jednak z pewnością tytułowy „Cover the fall”, „Sing the breath” oraz otwierający krążek „Prism”. Widać zatem, że dobór utworów i kompozycja całości w odpowiednim porządku nie były przypadkowe i za to twórcom płyty również należy się ogromne uznanie.
Zgodnie z tym, co mówią o sobie muzycy, staram się również używać słowa „projekt” zamiast „zespół”. Projekt oznacza bowiem coś szerszego, większego, wybiegającego w przyszłość. Kolejne utwory i płyty? Myślę, że właśnie tego życzyliby sobie fani. Zimowej posłuchać można również na koncertach w całej Polsce. Nie są to oczywiście wielkie stadionowe popisy – muzyka tego typu wymaga bowiem specjalnej oprawy. Stąd raczej występy w niewielkich, nastrojowych klubach i to niekoniecznie w dużych miastach. A stąd już tylko krok do zdobycia kolejnych fanów. Czego Zimowej serdecznie życzę.
Arkadiusz Kugler