Historia z happy endem

 WAŻKIE WYDARZENIA W DZIEJACH SŁOWACJI 

Działająca w środowisku katolickich studentów w sposób niesformalizowany od przełomu lat 70. i 80. grupa przyjaciół, skupionych wokół prawnika Jána Čarnogurskiego i matematyka Františka Mikloški, w roku 1987 pod wpływem obserwacji tego, co dzieje się za granicą (działalności opozycjonistów w Polsce i na Węgrzech, tzw. pierestrojka w Związku Sowieckim, powstania „Karty 77”)  oraz oceny, że system husakowski wszedł już w fazę gnicia i rozkładu, postanowiła wyjść na ulicę i ujawnić swoje istnienie.

Pierwszym publicznym działaniem członków tej grupy było wydanie oświadczenia w sprawie Holocaustu na Słowacji i słowackiej współwiny tej tragedii. Był to dla nich jako katolików imperatyw moralny i poczucie, że walkę o wolność i demokrację dla Słowaków trzeba zacząć od takiego właśnie rozliczenia.

Jednocześnie było to dobre posunięcie w celu publicznego ujawnienia się z imienia i nazwiska, gdyż komunistycznym władzom ze względu na międzynarodową opinię publiczną niezwykle trudno było represjonować ich za taką deklarację.

Rozgłos pierwszej akcji zachęcił ich do następnej – większej, bardziej widocznej, otwartej na zwykłych ludzi. Čarnogurský i Mikloško mieli kontakty ze słowackimi rodakami w Kanadzie (którzy właśnie przygotowywali światowy kongres Słowaków za granicą) i to podsunęło im pomysł, zorganizowania demonstracji, pokazującej światu, w tym i Słowakom w Kanadzie, że Słowacy nie godzą się z reżimem, w którym muszą żyć.

Na początku 1988 roku członkowie opisywanej grupy wezwali do pierwszej od 1968 r. jawnej demonstracji antykomunistycznej w Czechosłowacji. Warto dodać, iż wezwanie to było podpisane ich prawdziwymi nazwiskami i zawierało ich aktualne adresy zamieszkania.

Demonstracja miała się odbyć pod hasłem obrony prawa do uczestnictwa w mszy świętej. Reżim akceptował uczęszczanie do kościoła ludzi starych, ale ludziom młodym i w sile wieku groził za to brak możliwości awansu, wykreślenie z listy oczekujących na mieszkanie, uniemożliwienie podejmowania studiów przez dzieci czy chociażby rozmowa wychowawcza na policji.

Nieanonimowe wezwanie do demonstracji było przełamaniem bariery strachu i nie mogło nie zrobić wrażenia na ludziach, słuchających go np. za pośrednictwem Radia Wolna Europa.

Organizatorzy akcji sformułowali trzy żądania: prawo Kościoła do mia­nowania biskupów bez ingerencji państwa (dotychczas Watykan musiał ustanawiać dla Czechosłowacji tajnych bi­skupów, których nazwisk nie ogłaszał), prawo do nieskrępowanego uczestnictwa w obrzędach religij­nych i żądanie przestrzegania praw obywatelskich w Czechosłowacji.

Ten ostatni postulat został przyjęty po dłuższych wahaniach i rozterkach, czy nie spo­woduje oskarżenia ze strony władz o upolitycznianie ruchu religijnego. W końcu jednak zaakceptowano go jako wyraz solidarności z czeskim, laickim ruchem dysydenckim.

Mikloško, Čarnogurský i ich przywódca duchowy ksiądz i matematyk Vladimír Jukl (były wieloletni więzień polityczny) wzywali – częściowo za pośrednictwem ulotek, ale głównie w formie ustnie przekazywanej informacji pod­czas mszy w bratysławskich kościołach – do przyjścia wieczorem 25 marca 1988 r. na plac Hviezdoslava w centrum Bratysławy i kilku­minutowej pokojowej obecności tam z zapaloną świeczką.

I tyle. Tylko tyle i aż tyle. Manifestacja miała odbyć się w spokoju i ciszy, bez żadnych transparentów. Ludzie mieli po prostu pokazać, że są, że przestali się bać. Demonstracja bratysławska miała być jednym z ogniw protestu przeciwko sytuacji na Słowacji, organi­zowanego na całym świecie przez emigracyjny Świa­towy Kongres Słowaków.

W dniu 25 marca wczesnym rankiem wszyscy trzej organi­zatorzy demonstracji zostali zabrani z domów przez policję na przesłuchania, które trwały do późne­go wieczora, czyli do momentu zakończenia demonstracji. Ale na wskazane miejsce zbiórki przyszło około 10 tys. ludzi.

Słowackie ZOMO zamknęło cały rejon zaplanowanej manifestacji, jed­nak co najmniej 2 tys. osób udało się dostać na plac. Kiedy zapalili świeczki i zaczęli śpiewać hymn narodowy, dziesiątki tajniaków próbowały im owe świeczki wyrywać z rąk.

Wcześniej przygotowane regularne oddziały policji z armatkami wodnymi za­atakowały tłum. Policja wkroczyła brutalnie – zgromadzonych przewra­cano na ziemię, kopano i bito. Na plac wjechały specjalne ciężarówki, do których wpychano zatrzymanych. Aresztowano 141 osób. Rozmiarami demonstracji zaskoczeni byli wszyscy – i władze, i organizatorzy, i dysydenci z Karty 77, którzy początkowo dystan­sowali się od tej akcji jako nie politycznej, a je­dynie katolickiej.

Władze czechosłowackie do końca starały się prowadzić twardą politykę wobec Kościoła i ruchu dysydenckiego. Ostatni działacze opozycyjni na Słowacji, w tym Ján Čarnogurský, trafili do więzienia jeszcze 14 sierpnia 1989 r., kiedy to w Polsce Tadeusz Mazowiecki kompletował swój niekomunistyczny rząd. Bezpośrednią przyczyną aresztowań był sukces następnej akcji katolickich dysydentów – wielotysięcznej pielgrzymki do Nitry.

Rząd niepokoił spadek stra­chu wśród ludzi. Jego zdenerwowanie wzbudziło kolejne wezwanie do manifestacji, mającej się odbyć 21 sierpnia, w rocznicę inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Dla „przywrócenia dyscypliny” zdecydowano się na areszt pięciu przywódców opozycji, którym miano wytoczyć wspólny proces o rozbijanie republiki. Na tej samej ła­wie oskarżonych mieli zasiąść katolik Ján Čarnogurský oraz komunista, filozof i profesor Miroslav Kusý.

 

Czasy już się jednak zmieniały. Na forum Zgroma­dzenia Ogólnego ONZ o los bratysławskiej piątki upomniał się w oficjalnym wystąpieniu sekretarz stanu USA James Baker. A w Polsce, gdzie istniał już pierwszy niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego, w dniach od 3 do 5 listopada studenci wrocławscy zorganizowali wielki Festiwal Niezależnej Kultury Czeskiej i Słowackiej, podczas którego w wypełnionym po brzegi teatrze przekazano poparcie dla przebywających w więzieniu Słowaków.

Ostatecznie do procesu do­szło 14 listopada 1989 r., czyli trzy dni przed wybuchem aksamitnej rewolucji. Profesora Kusego skazano na osiem miesięcy więzienia, pozostałych uniewinniono. Zwolniono jednak tylko trzech oskarżonych. W więzieniu nadal przebywał Čarnogurský, bo prokuratura zapowiedziała odwołanie od wyroku.

Uwolniono go dopiero jedenaście dni później decyzją szefa partii Gustava Husaka. Po dwóch tygodniach Čarnogurskýzostał powołany na stanowisko wicepremiera Cze­chosłowacji, a półtora roku później objął funkcję pierwszego premiera Słowacji…

Była to więc historia z happy endem.

Andrzej Krawczyk

MP 6/2016