WSPOMNIENIA (NIE)DAWNE
Moja przygoda z piosenką rozpoczęła się w szkole średniej, w Liceum Pedagogicznym w Zamościu. Śpiewałam tu w chórze szkolnym, a poza tym utworzyłyśmy z koleżankami kwartet, który miał w repertuarze popularne przeboje, piosenki rosyjskie i ukraińskie, a nawet jedną grecką, którą nie wiadomo skąd przyniosła jedna z koleżanek.
Piosenka była skoczna, łatwo wpadająca w ucho, można ją było śpiewać na głosy i bardzo podobała się publiczności. Śpiewałyśmy ją na różnych akademiach. Zapowiadano ją jako piosenkę greckich partyzantów, co miało się odnosić do aktualnych wtedy wydarzeń, bowiem w tym czasie Grecja była w stanie wojny domowej.
Będąc już na studiach, dorabiałam sobie na życie, pracując na koloniach letnich jako wychowawczyni. Oczywiście uczyłam dzieci wszystkich piosenek, które sama znałam. Piosenki te dzieci śpiewały na harcerskich ogniskach dla miejscowej ludności i rodziców. Wśród nich również ową piosenkę greckich partyzantów.
Któregoś dnia w czasie wycieczki, bodajże do Krynicy Górskiej, siedzieliśmy z dziećmi na ławkach w parku, czekając na autobus i wykonując oczywiście nasz repertuar. Nagle zauważyłam, że w pobliżu zatrzymał się młody mężczyzna, trochę ciemniejszej karnacji, pewnie student, i z zainteresowaniem słuchał.
Po tym, jak zaśpiewaliśmy grecką piosenkę, podszedł do mnie i zapytał, kto jej nauczył dzieci. Odparłam z dumą, że ja. Młodzieniec dopytywał, czy wiem, o czym jest ten utwór. Okazało się, że to piosenka greckich marynarzy, pełna niecenzuralnych, sprośnych słów i opisów niedwuznacznych sytuacji.
Wiadomość ta zwaliła mnie z nóg. Gdy sobie przypomniałam, na jakich ważnych politycznych akademiach ją śpiewaliśmy, uświadomiłam sobie, jakie to było szczęście, że wśród tej licznej publiczności nie było nikogo, kto by znał język grecki. To chyba jedyny przypadek, gdy nieznajomość języków okazała się zbawienna. Od tej pory nigdy nie śpiewam piosenek, których słów nie rozumiem.
Stanisława Hanudelová