Bez patosu

 KINO OKO 

Konflikt ojca z córką oraz próba odbudowania życia po śmierci najbliższej osoby to tematy chętnie wykorzystywane zarówno w filmie, jak i literaturze. Kojarzą się z dramatem, do którego należy podejść z powagą i pewnego rodzaju patosem, bo przecież nie wypada robić komedii z tego, że ktoś umarł, a inni z tegoż powodu cierpią. Bywa, że szacunek do trudnego tematu wpędza literatów i filmowców w pułapkę patetycznego nadęcia.

Małgorzata Szumowska w swoim nowym filmie „Ciało. Body” pokazała, że w każdej tragedii można znaleźć zarówno groteskę, jak i czarny, inteligentny humor, który rzadko gości w naszych rodzimych filmach. Bez rechotania, używania oklepanych chwytów w stylu skórki od banana, bez robienia komedii Szumowska wzrusza, daje do myślenia i wywołuje uśmiech na twarzach widzów, opowiadając historię, która na pierwszy rzut oka nie wywołuje śmiechu.

Owdowiały, cyniczny prokurator (Janusz Gajos) po stracie żony zamyka się w skorupie zgorzknienia. Jego córka (Justyna Suwała) czuje odtrącenie, walczy z ojcem, a swój dramat i poczucie samotności manifestuje w sposób fizyczny, uciekając w bulimię.

Gdy poznaje Annę (Maja Ostaszewska), ekscentryczną terapeutkę rozmawiającą z duchami, nagle widzi dla siebie światełko w tunelu. Te trzy postaci o wyrazistych charakterach i trzech ekstremalnie różniących się od siebie historiach łączy jedno – samotność, która pojawia się mimo tłumu otaczających ich osób.

Ojciec i córka budują relację opartą na walce, prawie ze sobą nie rozmawiają, nie patrzą sobie w oczy, a jedynym momentem ich bezpośredniego kontaktu są żarliwe kłótnie. Rozmawiająca z duchami Anna wprowadzi w ich życie mały, pozytywny chaos, zmusi do zrewidowania poglądów na życie, śmierć, wiarę i miłość.

Oglądając film, ma się wrażenie, że reżyserka składa hołd Krzysztofowi Kieślowskiemu i jego metafizyce. Choć to ukłon piękny, bałam się, że będzie zbyt dosłowny, jednak końcówka filmu, której Państwu nie zdradzę, pokazuje, jak dojrzałą artystką, zdystansowaną do siebie samej jest Szumowska.

Samotność, niezrozumienie i wyobcowanie bohaterów okraszone jest dawką satyry i gorzkiego czarnego humoru, który to jest najtrudniejszego gatunku fabularnego. Nie dziwi więc Srebrny Niedźwiedź, zdobyty na Berlinale,i wiele innych nagród, które dostał film. Genialne role stworzyli wszyscy aktorzy, Gajos i Ostaszewska wbijają w fotel, grając tak lekko, zabawnie i prawdziwie, że zapomina się, iż są aktorami, a nie postaciami przez siebie granymi.

Czemu dopiero teraz piszę o tej filmowej perełce, choć jej premiera była w marcu? Otóż gdy „Ciało“ było grane w polskich kinach, mnie nie było w Polsce, a filmów oglądanych piracko w Internecie unikam jak ognia. Jednak cuda się zdarzają i góra przyszła do Mahometa – dzięki festiwalowi filmowemu Lets Cee, który w październiku odbył się w Wiedniu, obejrzałam „Ciało. Body” na wielkim ekranie. Państwu polecam gorąco i z całego serca. Brawo Szumowska!

Magdalena Marszałkowska

MP 11/2015