KINO OKO
Jerzy Stuhr wywołał Polaków do tablicy i w swym nowym filmie „Obywatel” rozprawił się z naszymi przywarami narodowymi. Dostaje się każdemu: prawicy, lewicy, katolikom, ateistom, Solidarności, komunie, ale przede wszystkim kombinatorom i karierowiczom, którzy są jak chorągiewki na wietrze. Jan Bratek to przedstawiciel pokolenia powojennego, oferma bez charyzmy, kręgosłupa i cech szczególnych.
Bohater Stuhra wpada w wir polskiej historii, która zmusza go do dokonywania trudnych wyborów. Bratek to klasyczny everyman, szaraczek, żyjący w trudnych czasach i choć się bardzo stara, to wszystkie jego działania kończy zawsze porażka goniącą kolejną porażkę. Ten przyklejony do mamusinej kiecki trochę Forrest Gump, trochę obywatel Piszczyk to postać wpadająca na kamienie milowe polskiej historii ostatnich sześćdziesięciu lat.
Jego życiorys jest sprawozdaniem z powojennych czasów, wydarzeń marcowych roku 1968, stanu wojennego, internowania, czasów, gdy Polak został papieżem, przemian i młodego kapitalizmu. Jan Bratek to sypiający z Żydówką komunista, trafiający do Solidarności, to znany z mediów nauczyciel z koszem na śmieci na głowie i pracownik plajtującego biura podróży.
Jerzy Stuhr, który jest zarówno autorem scenariusza, reżyserem, jak i odtwórcą głównej roli, nie zostawia suchej nitki na nikim. W „Obywatelu” przedstawia polski patriotyzm jako histeryczny i głupi, katolicyzm jako płaski i sztuczny, pozbawiony refleksji, wyśmiewa nasze skłonności do narzekania i kompleksy wobec Zachodu.
W swoim filmie kąśliwie i krytycznie zauważa, że jesteśmy masochistami, uwielbiamy, gdy potwierdza się teza, że Polska jest wielka, a cały świat jest przeciwko nam, nie mamy dystansu do siebie i swojej tożsamości narodowej. Pomimo tej surowości Stuhr nikogo nie obraża, a jeżeli ktoś poczuje się obrażony, to tylko wtedy, gdy zadziała znany mechanizm – uderz w stół, a nożyce się odezwą.
„Obywatel” to filmowy patchwork, kalejdoskop scenek rodzajowych z życia wziętych. Choć osią fabularną jest życie Jana Bratka, brak tu linearnego prowadzenia akcji, dużo zaś retrospekcji, przeskoków w czasie. Niektóre epizody są lepsze, inne gorsze, brak wartkiej akcji powoduje, że obraz może momentami nużyć lub wydawać się ospały. Kto oczekuje komedii w klasycznym rozumieniu, ten się zawiedzie, bo mocną stroną tego filmu jest z pewnością treść, a nie forma.
Ciekawym zabiegiem jest zaangażowanie Macieja Stuhra do roli młodego Jana Bratka. To spotkanie aktorskie dwóch pokoleń, ojca i syna, nadaje obrazowi wiarygodności. Maciej Stuhr wielokrotnie musiał walczyć z porównaniami do swego wybitnego ojca. To, co wcześniej mogło być przeszkodą, tu jest zaletą.
„Obywatel” jest filmem tak polskim, że aż hermetycznym. Jego symbolika, ikonografia i hasłowe traktowanie historii będzie zrozumiałe tylko dla mieszkańców kraju nad Wisłą. Stuhr świetnie operuje niuansami i stereotypami, ale nie tworzy dzieła uniwersalnego. Na pochwałę zasługuje cała obsada, a Sonia Bohosiewicz i Violetta Arlak w rolach drugoplanowych zachwycają szczerością i siłą wyrazu. Gorąco polecam, ale i uprzedzam, że śmiać będą się tylko ci, którzy mają dystans do siebie i Polski.
Magdalena Marszałkowska