BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
Michała Witkowskiego można kochać albo nienawidzić, ale przedstawiać go chyba nikomu nie trzeba. Autor głośnego „Lubiewa”, pierwszej polskiej powieści gejowskiej, to kolorowy ptak polskiej literatury, a obecnie także – jako Miss Gizzy – bloger modowy. Jednych drażni, inni go uwielbiają, zaś ona sam, nie bacząc na nic, jest taki, jaki jest.
Skupiony na sobie i własnej autopromocji nikomu się nie podlizuje, otwarcie mówi o depresji, skłonnościach samobójczych, zakłada kapelusz z kurzych łapek i pozuje na ściankach, mając to wszystko, co o nim mówią, w nosie. Choć jako osoba wzbudza wiele kontrowersji, trzeba pamiętać, że jest to obecnie jeden z niewielu rodzimych literackich produktów eksportowych.
Jego książki przetłumaczono na 30 języków, m.in. angielski, niemiecki, fiński, szwedzki, norweski, francuski, hiszpański, niderlandzki, hebrajski, węgierski, słoweński, litewski, chorwacki, ukraiński, koreański, czeski, słowacki, rumuński, włoski, serbski, duński, łotewski, estoński.
W 2014 roku nakładem Świata Książki w serii „Nowa proza polska” ukazał się kryminał „Zbrodniarz i dziewczyna”. Jest to po „Drwalu” druga część trylogii. Kto się jednak spodziewa klasycznego kryminału, ten chyba nie zna twórczości Witkowskiego, który ani w modzie, ani w literaturze, ani w życiu prywatnym nie robi nic, co byłoby klasyczne.
W „Zbrodniarzu i dziewczynie” mamy kilka trupów, seryjnego mordercę i śledztwo policyjne, jednak autor używa elementów kryminału jedynie po to, aby w sposób dygresyjny opowiedzieć o sobie i swojej wizji współczesnego świata. Michaśka, jak sam siebie nazywa, spycha konwencję kryminału na dalszy plan i robi literacki show, które można przyrównać do pozowania na czerwonym dywanie fotoreporterom z „Pudelka”.
Świat popkultury miesza się z literaturą najwyższych lotów, makabryczne sceny z prosektorium przeplatają się z cynicznymi dygresjami na temat ludzkiej mentalności, cielesności, fizjologii. Specyficzne poczucie humoru w połączeniu z brawurowym językiem i jakże celnym zmysłem obserwatorskim jest jak mieszanka wybuchowa.
Choć Witkowski pisze głównie o Witkowskim i można by wywnioskować, że jest zakochanym w sobie egocentrykiem, to trzeba przyznać, że takie zapatrzenie w siebie jest niezwykle atrakcyjne literacko.
To, co autor pisze o sobie, jest prześmieszne i pełne autoironii, jak np. przemyślenia Michaśki o tym, że skoro przytyła po antydepresantach, to pewnie nikt już nie będzie chciał pójść z nią do łóżka. Witkowski pisze o sobie, ale nie pozostawia nam złudzeń co do swoich kompleksów.
Polska rzeczywistość oczami Michaśki jest prawdziwa aż do bólu. Mnie dodatkowo zachwyciło zobrazowanie mojego ukochanego Wrocławia, który obok Witkowskiego jest drugim bohaterem powieści.
Dla kogo jest ta książka? Dla tych, którzy lubią łamanie konwencji, soczysty, nowoczesny język i dużą dawkę sarkastycznego poczucia humoru.
Magdalena Marszałkowska