OKIENKO JĘZYKOWE
Jak tylko sięgam pamięcią, ciągle się pojawiały i pojawiają głosy sugerujące, a nawet domagające się uproszczenia polskiej ortografii. Powody?
Że jest ona zbyt skomplikowana, że po co nam ch i h, których nie rozróżniamy w wymowie, podobnie jak u i ó czy ż i rz, że dzięki likwidacji znaków diakrytycznych zniknie problem dysgrafii… Ostatnio jednak – mam wrażenie – postulaty w sprawie uproszczenia pisowni się nasiliły. Związane jest to prawdopodobnie z rozwojem technologii dotyczącejkomunikowania się – chodzi o SMS-y, e-maile i całą komunikację elektroniczną.
W tego rodzaju porozumiewaniu się używanie typowych polskich liter, czyli ó, ł, ż, ę, ą, ć, ś, ź, ń, jest często kłopotliwe, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie posiada się polskiej klawiatury lub korzysta się z obcojęzycznych edytorów tekstu. Wielu z Państwa coś na ten temat zapewne wie. Nieużywanie polskich liter wynika ponadto z czystego lenistwa lub wygody. Pisanie tych wszystkich ą czy ę łączy się z dodatkowymi czynnościami – trzeba coś nacisnąć, coś przełączyć, co wymaga czasu i wysiłku, a człowiek – jak wiadomo – jest leniwy z natury.
Na marginesie dodam, że problem nie dotyczy tylko języka polskiego. Pojawia się w każdym języku, który w piśmie posługuje się specyficznymi dla siebie znakami. Słowacy przecież w komunikacji elektronicznej równie często nie używają swoich typowych liter (tych, z oznaczeniem długości czy miękkości).
Swego rodzaju rewolucyjne zmiany w pisowni przeprowadził pod koniec lat 90. XX w. rząd niemiecki, zastępując np. literę ß przez ss. Nie skończyło się to najlepiej, bowiem na te odgórnie wprowadzone zmiany gwałtowanie zareagowali zwykli użytkownicy języka niemieckiego, którzy do dziś w większości nie opanowali uproszczonych zasad i chcieliby przywrócenia starego systemu.
Wróćmy jednak do polskiej ortografii. Okazuje się, że teksty, pisane bez specyficznych znaków są z reguły odczytywane poprawnie, a zatem znaki te wydają się zbędne i to właśnie ich usunięcia dotyczą najczęściej postulaty uproszczenia polskiej ortografii. Oczywiście na zasadzie, że każda akcja powoduje reakcję, pojawiają się też głosy broniące owych znaków.
Chcąc uświadomić Polakom, jak ważne jest stosowanie polskiej diakrytyki, zorganizowano kampanię pod hasłem „Język polski jest ą-ę“ (www.jezykpolskijestae.pl). Kampania ta, przebiegająca pod patronatem Rady Języka Polskiego, podkreśla szczególnie, iż nieużywanie polskich znaków w pisowni, prowadzi do zaniku wyróżnialności języka polskiego od innych języków.
Ale czy to jedyny argument, by specyficzne polskie litery zostawić w spokoju? Chyba nie! Wyniki badań, przeprowadzonych na potrzeby akcji (http://jezykpolskijestae.pl/pdf/Znaki_diakrytyczne_badanie.pdf) informują, że 58 % Polaków uważa, iż pisanie z użyciem polskich liter jest przejawem staranności i dokładności nadawcy, zaś 48% wspomina, że jest przejawem szacunku wobec odbiorcy.
By pokazać, jak śmieszny jest język ojczysty pozbawiony swoich charakterystycznych cech, organizatorzy wspomnianej kampanii namówili gwiazdy polskiej sceny muzycznej, by te zaśpiewały swoje piosenki tak, jakby polska diakrytyka nie istniała (np. https://www.youtube.com/watch?v=h03cp73mpt8&t=37). I chyba to ośmieszenie zakusów na polską pisownię się udało, bowiem brzmienie owych nagrań rzeczywiście wywołuje salwy śmiechu.
Zatem, proszę Państwa, dbajmy o polszczyznę, używając wszelkich charakterystycznych dla niej ogonków, kreseczek czy kropeczek, bo warto! Bo w tej pisowni kryje się często cała historia naszego języka, bo po nich można od razu poznać, że to właśnie nasz język.
A jeśli po powyższych moich krótkich wywodach ktoś z Państwa nadal ma jeszcze wątpliwości, czy znaki diakrytyczne są potrzebne, to aby go przekonać do ich używania, zacytuję prof. Jerzego Bralczyka, znanego polskiego językoznawcy, który kiedyś powiedział: „Jest różnica, czy zrobisz komuś laske czy łaskę!”.
Maria Magdalena Nowakowska