OKIENKO JĘZYKOWE
Czy rzeczywiście Polki klną? Na pewno klną polscy mężczyźni. I to nie tylko ci z marginesu. Klną artyści, politycy, sportowcy i inni „vipowcy”.
Mało tego, ich przeklinanie odbierane jest prawie ze zrozumieniem. I owszem, kiedy ostatnio w Polsce ujawniono nagrania trzech polskich polityków, którzy – wierząc, iż ich rozmowa jest prywatna – dyskutowali nie tylko o ważnych sprawach państwowych, ale i o tym, kogo hojniej obdarzyła natura, Polacy zdawali się być oburzeni, ponieważ po pierwsze dowiedzieli się, jak robi się politykę, a po drugie jak wulgarnie się o tym mówi.
Potem sytuacja się uspokoiła, a nawet zmieniła, no bo jakżeż ze sobą powinni rozmawiać prawdziwi mężczyźni. Swojskie chłopy. I kląć potrafią. Czyli i do szabli, i do szklanki…
Wcześniej bluźnić publicznie udało się nieżyjącemu już Józefowi Zychowi. Kiedy jako marszałek Sejmu prowadził obrady, nie zauważył, iż ma włączony mikrofon, i – ponieważ relacja była na żywo – cała Polska usłyszała, jak soczyście potrafi zakląć. Ale i on nie spotkał się z potępieniem, bo przecież zaklął swojsko, po naszemu.
Kiedy jednak wulgaryzmu użyła posłanka, czyli kobieta, której nazwisko znam, ale nie wymienię (ot, taka kobieca solidarność!), a zrobiła to w stosunku do innego posła, którego nazwisko również znam, ale dla równowagi też nie wymienię (dodam tylko, że oboje pełnią dziś wysokie funkcje w państwie), wulgarnie każąc mu się wynosić, w Polsce zawrzało. Jak to? Kobieta i takie słowa? To jakaś wulgarna baba! Fe! Nie wypada!
A gdzie tu równouprawnienie? Okazuje się, że język kobiet różni się od języka mężczyzn, bo i różnica między obiema płciami nie polega tylko na tym, kto ma, a kto nie ma przyrodzenia, ale dotyczy też innych sfer.
I chodzi nie tylko o jakość używanego słownictwa – bo na języku się skupię – ale i jego ilość, co dobrze widać choćby w postrzeganiu i nazywaniu kolorów; to kobiece jest bogatsze. Setki, a właściwie tysiące lat przyczyniły się jednak do powstania bardzo, ale to bardzo głęboko zakorzenionych stereotypów tak o mężczyznach, jak i o kobietach. Także dotyczących języka.
Mężczyzna może przeklinać jak szewc, zwłaszcza jeśli chce pełnić funkcję samca alfy, zaś kobieta, wiotka i delikatna, powinna używać słów górnolotnych i wyszukanych. Ten wzorzec jednak wydaje się przechodzić do lamusa. My kobiety współczesne przeklinamy tak samo jak mężczyźni, a im jesteśmy młodsze, tym większą wulgarnością się wykazujemy.
Wystarczy posłuchać gimnazjalistek, które wyrażają się coraz dosadniej. Czy to efekt chęci dorównania mężczyznom w tym tak trochę (ha! ha!) zmaskulinizowanym świecie? Na pewno świadczy to o potrzebie przywłaszczenia sobie świata męskiego, bo przecież chcąc pełnić funkcje stereotypowo przypisywane mężczyznom, upodobniamy się do mężczyzn.
Prowadzone na Uniwersytecie Warszawskim badania wykazały, iż kobiety i mężczyźni przeklinają dziś, używając tych samych słów, jednak w różnym celu: kobiety po to, by rozładować napięcie, a mężczyźni dla samego faktu przeklinania, który traktują jako swoisty wykładnik męskości. Warto też zauważyć, że kobiety przeklinają częściej w swoim gronie i wówczas potrafią być nad wyraz wulgarne i dosadne, mężczyznom zaś, jak już wspomniałam, wolno w sferze publicznej więcej, a zatem i w tej sferze częściej przeklinają.
Wulgaryzmy otaczają nas wszędzie i mam wrażenie, że coraz mniej rażą, bowiem często używane tracą swoją moc. Niepokojące jest, że gdyby zakazać ich używania, niektórzy po prostu by milczeli.
Czy coś się zmieni w tym powszechnym przyzwoleniu na wulgarność? Pierwsze jaskółki już widać…
W Czechach doszło ostatnio do ostrych protestów przeciwko wybranemu w demokratycznych wyborach prezydentowi republiki, który zdaniem wielu nadużył swojej pozycji, używając w wywiadzie radiowym, transmitowanym na żywo, kilku mocnych wulgaryzmów. I szala się przelała… Protestujący Czesi zaczęli się domagać dymisji głowy państwa. Co z tego wyniknie? Politycznych zmian pewnie nie będzie, ale jest to wyraźny sygnał wyborców, że wulgarnych zachowań tolerować nie będą, w każdym razie nie na tym poziomie.
Na koniec pora wrócić do tytułu, zaczerpniętego z wypowiedzi znanej polskiej pisarki i feministki Manueli Gretkowskiej, która to wypowiedź w całości brzmi tak: „Póki Polka żywa, póty kląć będzie, bo nie ma powodów do radości, za to ma co najmniej dwa razy więcej powodów do frustracji niż mężczyzna”.
Tylko czy to nas, kobiety usprawiedliwia? Czy ten właśnie przejaw męskiej kultury warto przejmować?
Maria Magdalena Nowakowska