SŁOWACKIE PEREŁKI
W słabych promieniach listopadowego słońca i jesiennej mgle olbrzymia bryła zamku wydawała się jeszcze smutniejsza i bardziej zapomniana. Z daleka majestatyczna i romantyczna budowa zachwyca, z bliska straszy pustką. W miejscowości Holicz (Holíč) na Zahoriu znajduje się olbrzymi zamek. Pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1205 roku.
Po inwazji mongolskiej w 1241 roku postawiono kamienną twierdzę na wodzie, która aż do XIII wieku pełniła rolę grodu granicznego, nazywanego w kronikach Wywarem lub Albą Ecclesią. Jednym z wielu jego właścicieli był Zygmunt Luksemburski, prawnuk Kazimierza III Wielkiego.
W 1736 r. miasto wraz z zamkiem zakupił cesarz rzymski FranciszekI Lotaryński, który przebudował twierdzę na letnią rezydencję rodziny Habsburgów. Obecny barokowo-klasycystyczny wygląd pałacu jest wynikiem wielu modyfikacji, przeprowadzonych pod kierownictwem najznakomitszych austriackich artystów i architektów.
Jego przebudowa była wielkim przedsięwzięciem. To właśnie monumentalność, koncepcja architektoniczna i historia spowodowały, iż zamek w Holiczu został uznany za narodowy zabytek kultury i jedno z najlepszych dzieł barokowych na Słowacji.
Na rozległej przestrzeni wznosi się olbrzymi trzypiętrowy budynek mieszkalny, zaprojektowany w kształcie litery U,otoczony podwójnym systemem masywnych murów. Za fosą znajdował się kiedyś okazały park, który zlikwidowano w 1919 roku.
Kiedy po raz pierwszy z oddali ujrzałam pałac, zachwycił mnie swoimi rozmiarami. Wyobraziłam sobie czasy świetności tego miejsca: arystokratów, wjeżdżających karetami do pałacu, popołudniowe konne przejażdżki, rozległe ogrody i stajnie pełne rumaków. Podobno żona cesarza, Maria Teresa, zatrzymywała się tu na dłuższe pobyty aż 30 razy, zapraszając na swoje bale i uroczystości po 400 gości.
Przez most nad fosą dotarłam na dziedziniec i wówczas moim oczom ukazał się zupełnie inny obraz, rzeczywisty: odpadający tynk, zardzewiała brama i smutne okna. W 1921 r. zamek przeszedł na rzecz państwa czechosłowackiego i od tego momentu zaczął niszczeć.
Była tu zarówno szkoła, jak i sklep z częściami samochodowymi. Niektóre eksponaty wywieziono na zamki do Czech i na Morawy, resztę, to co się dało, rozkradli ludzie. Dziś wnętrze dawnej rezydencji jest puste i brudne. Tylko drewniane podłogi, zdobione balustrady i zakurzone kryształowe żyrandole przypominają dawną świetność i organizowane tu szlacheckie bale.
W dobrym stanie zachowała się jedynie sala, zwana chińską, zdobiona lustrami i drewnem. Jej ściany pokrywają skórzane tapety z motywami chińskiego krajobrazu. Tu też znajduje się skrzynia z resztkami oryginalnego ekwipunku, kawałki obrazów, ram, dwa krzesła i ogromny miedziany zbiornik do gromadzenia wody deszczowej.
Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy skończyłam spacer wokół zamku. Dziwne to uczucie przechadzać się alejkami, którymi kiedyś chodziła cesarzowa. Przed wieczornym chłodem skryłam się w winiarni, znajdującej się w dawnym budynku gospodarczym.Tam zostałam uraczona nie tylko szlachetnym trunkiem, ale i opowieściami, dzięki którym dawna siedziba arystokratyczna na moment ożyła w mojej wyobraźni.
Władze miasta sprzedały zamek w 1996 roku, a kilka lat później odkupiły go za 30 mln koron. Dziś lokalni radni starają się wskrzesić zamek i przywrócić mu dawny blask, jednak stale brakuje na to finansów. To drugi zamek na Słowacji – po bratysławskim – będący kiedyś cesarską rezydencją. Szkoda, że obraca się w ruinę i odchodzi w zapomnienie. Wciąż czeka na majętnego sponsora z sakwą pełną złotych dukatów…
Mimo wszystko warto odwiedzić Holicz, w którym odnajdą Państwo tajemniczy, choć smutny świat legend i historii.
Magdalena Zawistowska-Olszewska
zdjęcia: autorka