„Góralu, czy ci nie żal?“

„A może wybierzecie się na spotkanie górali w Pieninach?“ – zapytał Tadeusz Frąckowiak, konsul honorowy RP w Liptowskim Mikulaszu. O tej cyklicznej imprezie słyszeliśmy wcześniej same pozytywne opinie, postanowiliśmy więc sprawdzić, jak integrują się górale znad Dunajca.

Kiedy 24 sierpnia przybyliśmy do Lesnicy, malowniczego miejsce pod Trzema Koronami, najpierw udaliśmy się na spacer, by podziwiać uroki okolicznej przyrody. Wokół króluje rzeka Dunajec, po której flisacy organizują spływy.

Ich tratwy przyozdobione są polskimi lub słowackimi flagami, bo właśnie tu przebiega granica państwowa, której dziś praktycznie nie widać. Wszędzie pełno było słowackich i polskich turystów, mieszały się ich języki… Ot, taka swoista integracja!

Podobnej integracji oczekiwaliśmy od imprezy kulturalnej, którą zatytułowano „Spotkanie górali w Pieninach“. Tylko pogoda nie nastrajała optymistycznie, gęste chmury ciążyły nad głowami licznie zebranych widzów.

W deszczu zabrzmiały pierwsze nuty muzyki góralskiej, zaintonowane przez słowacki zespół Kollárovci, który wraz z urzędem gminy Lesnica był współorganizatorem całego przedsięwzięcia. Mimo niepogody publiczność bawiła się doskonale. Siedzący obok mnie starsi Słowacy wyjaśniali, że znają płynące ze sceny przeboje, bowiem codziennie oglądają telewizję Šlágr TV, będącą partnerem spotkania.

Telewizja ta, nazywana czechosłowacką telewizją ludową, okazała się wspaniałym propagatorem imprezy, bowiem dzięki niej z odległych miejscowości do Lesnicy przyjechały autokary pełne Słowaków. „Jesteśmy członkami stowarzyszenia emerytów i kiedy usłyszeliśmy o możliwości przyjazdu do Lesnicy, od razu zapisaliśmy się na wycieczkę“ – wyjaśniała starsza pani.

Na scenie wystąpili goście z Czech, Niemiec i Słowacji, niemalże wszyscy znani widzom z telewizji Šlágr TV. Polskim akcentem pienińskiego spotkania było przemówienie Tadeusza Frąckowiaka, konsula honorowego z Liptowskiego Mikulasza, który pozdrowił polskich widzów i podkreślił znaczenie współpracy polsko-słowackiej na pograniczu.

Jego słowa zostały ciepło przyjęte przez naszych rodaków, znajdujących się na widowni. Potem miał miejsce akt pasowania wybranych gości na górali, którego dokonali Ján Gondek, zarządca Chaty Lesnica, niepisany król górali pienińskich i inicjator imprezy, oraz konsul Tadeusz Frąckowiak.

Tegoroczna impreza przyciągnęła rekordową liczbę widzów – było ich ok. 5 tysięcy. „To dwa razy tyle, ile było w ubiegłym roku“ – powiedział Ján Gondek, starosta gminy Lesnica. „Poprzednią imprezę finansowaliśmy z pieniędzy unijnych, mogliśmy więc zaprosić artystów i rzemieślników z Polski; w tym roku nie udało nam się pozyskać środków z UE, więc przedsięwzięcie zaadresowaliśmy głównie do publiczności słowackiej “ – wyjaśniał Gondek, zapewniając o bardzo dobrej współpracy z polską gminą Szczawnica.

Na pytanie, jak będą wyglądały kolejne edycje spotkań górali, nie potrafił odpowiedzieć, ponieważ wszystko zależeć będzie od tegorocznych wyborów samorządowych.


„Pamiętam jak 5 lat temu, na pierwsze spotkanie górali przybyło 60 osób. Już wówczas czuło się, że jest ono czymś przełomowym i wartościowym w relacjach górali słowackich i polskich “ – wspominał konsul Frąckowiak. „Mam nadzieję, że przyszłoroczna impreza góralska będzie interesująca zarówno dla Słowaków, jak i dla Polaków“ – konstatował.

Cóż, czasami ilość nie musi iść w parze z jakością, a góralskie pieśni, choć dźwięczne i skoczne, nie muszą być szlagierami, które śpiewają wszyscy. Stali bywalcy spotkań pienińskich górali w tym roku mogli odczuć silny wpływ komercji, co jednym się podobało, innym – niekoniecznie.

I tak naprawdę nie wiem, co w duszach zebranych na spotkaniu górali zagrało, kiedy usłyszeli najbardziej znaną, piękną, ale i smutną pieśń „Góralu, czy ci nie żal…“.

Małgorzata Wojcieszyńska, Lesnica

Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 9/2014