Tomasz Bienkiewicz: „Klub Polski to już nie podlotek…

ale organizacja z 20-letnim doświadczeniem!“

 WYWIAD MIESIĄCA 

Przed zbliżającym się XI Kongresem Klubu Polskiego, który odbędzie się na początku czerwca, rozmawiamy z prezesem organizacji, świętującej swoje 20-lecie. Tomasz Bienkiewicz stoi na jej czele od dwóch lat. W rozmowie dla czytelników „Monitora Polonijnego“ opisuje blaski i cienie funkcjonowania organizacji polonijnej na Słowacji.

 

Klub Polski, na którego czele stoi Pan od dwóch lat, znajduje się w przededniu kongresu. Jak podsumowałby Pan działalność tej organizacji za Pana kadencji?

Przede wszystkim chciałbym podziękować wszystkim prezesom regionalnym, aktywistom, działającym na rzecz Klubu Polskiego nie tylko w ciągu ostatnich dwóch lat. Zdaję sobie sprawę z tego, że przecież wielu z nich budowało tę organizację od samego początku lub przez wiele, wiele lat. I to widać, bowiem najważniejsza w funkcjonowaniu takiej organizacji jest solidna podstawa. Klub Polski to już nie podlotek, ale organizacja z 20-letnim doświadczeniem!

Kiedy przed dwoma laty obejmowałem funkcję prezesa, miałem wrażenie, że wsiadam do rozpędzonego pociągu, który sunie po dobrze znanej drodze. Swoją rolę widziałem przede wszystkim w tym, że może uda mi się trochę zmodernizować, unowocześnić jego bieg. Rzeczywistość okazała się dosyć zaskakująca, bowiem na drodze owego pociągu pojawiło się wiele dosyć poważnych przeszkód i usuwanie ich zajęło mi sporo czasu.

Mam tu przede wszystkim na myśli ubiegłoroczny kryzys, nazywam go dotacyjnym. Informacja z początku 2013 roku o tym, że polska mniejszość otrzyma z Kancelarii Rady Ministrów Republiki Słowackiej dotacje na działalność kulturalną o połowę mniejszą niż w roku poprzednim, była jak zimny prysznic dla nas wszystkich.

Odczułem to szczególnie, gdyż wówczas stawiałem dopiero pierwsze kroki jako prezes. Na szczęście przekonałem się, że możemy liczyć na pomocną dłoń ze strony ambasadora RP w RS pana Tomasza Chłonia i pana konsula Grzegorza Nowackiego. Kryzys udało się zażegnać także dzięki otwartemu podejściu szefa Kancelarii Rady Ministrów RS pana Igora Federiča.

 

Tego rodzaju cięcia finansowe mogłyby w poważny sposób zachwiać działalnością Klubu Polskiego?

Tak, bo kiedy mowa o połowie środków finansowych, to łatwo można sobie wyobrazić tego konsekwencje: połowa przedsięwzięć kulturalnych, połowa dotacji na „Monitor Polonijny“. Oczywiście, nasze oddziały regionalne działają również, organizując imprezy niskobudżetowe, na których pokrycie wykładamy pieniądze z własnej kieszeni bądź posiłkujemy się składkmi członkowskimi czy środkami, które zyskujemy z 2 procent od podatków.

Przykładem niech będą takie imprezy, jak ubiegłoroczne polskie karaoke w Koszycach lub to tegoroczne, organizowane już po raz kolejny w Bratysławie, a także zabawa w Trenczynie. Podobny charakter mają takie przedsięwzięcia, jak „Topienie marzanny“ czy „Majówka – potańcówka“, które ożywiły działalność klubową w Bratysławie i przyciągnęly do Klubu nowych członków. Wiem, o czym mówię, bo właśnie przed kilku laty wraz z żoną pojawiliśmy się pierwszy raz na tego typu imprezie Klubu Polskiego, by nawiązać kontakt z rodakami.

Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo właśnie podczas topienia marzanny poznaliśmy wspaniałych, entuzjastycznych ludzi, którzy przyjęli nas do swojego grona. Dwa lata temu byliśmy też wraz z żoną inicjatorami włączenia się w coroczną imprezę, organizowaną w dzielnicy Bratysławy – Podunajskie Biskupice, pod hasłem „Gulaszowanie“.

Jest to przedsięwzięcie, które finansujemy z własnych środków. To też doskonała okazja do prezentacji polskiej kuchni i nas – bartysławskich Polaków. Nasze stoisko przyciąga nie tylko rodaków, ale też Słowaków. To nie tylko promocja Polski, ale też doskonała zabawa, przebiegająca w przyjemnej atmosferze.

 

Promocja Polski i polskiej kultury to jedno z zadań Klubu Polskiego. Jak udaje się je realizować?

No właśnie, do tego rodzaju zadań potrzebne są większe środki finansowe. Bez nich nie udałoby się nam zrealizować tych projektów, które stały się naszym znakiem firmowym. Niesamowitym uderzeniem promocyjnym okazała się impreza pod hasłem „Z Polską na Ty“, której realizacji podjęła się prezes bratysławskiego oddziału Kasia Tulejko.

Ubiegłoroczna, pierwsza edycja okazała się strzałem w dziesiątkę, a tegoroczne przedsięwzięcie, które przyciągnęło na nabrzeże Dunaju ponad 37 tysięcy osób, tylko potwierdziło, że idziemy w dobrym kierunku, o czym mogą też świadczyć gratulacje i podziękowania, płynące nie tylko od widzów, ale też z ważnych instytucji czy organizacji, z którymi współpracujemy.

 

Klub Polski ma swoje oddziały też w innych regionach Słowacji. Jak ocenia Pan ich działalność?

Cieszy mnie, że oddziały w Trenczynie i Nitrze działają bardzo prężnie. Śmiało mogę powiedzieć, iż wyspecjalizowały się w organizacji flagowych imprez, takich jak „Przyjaźń bez granic“ w Trenczynie czy „Koncerty Muzyki Organowej“ w Nitrze.

Te festiwale mocno zaznaczają obecność naszych rodaków w tych regionach, przynoszą im uznanie i – co dla mnie ważne – nie wymagają ode mnie większego zaangażowania, bowiem i Renata Straková z Trenczyna, i Romana Gregušková z Nitry są bardzo samodzielnymi i przedsiębiorczymi organizatorkami życia kulturalnego.

Cieszy mnie też fakt, że w tym roku nitrzański oddział przygotował i zrealizował nowy projekt – wystawę upamiętniającą życie Maksymiliana Kolbe. Z kolei w Dubnicy nad Wagiem polska kultura prezentowana jest w bardzo atrakcyjny sposób podczas „Dubnickich Dni Przyjaźni i Folkloru“.

 

Po poprzednim Kongresie mówił Pan, że priorytetem jest wzmocnienie kręgosłupa Klubu Polskiego. Udało się?

Mówiąc to, miałem na myśli przede wszystkim ożywienie działalności w Koszycach i Dubnicy nad Wagiem. Specjalnie w tym celu zostało zorganizowane szkolenie motywacyjne, które odbyło się pod okiem specjalistów w listopadzie 2012 roku w Malackach. Kto skorzystał z tej możliwości, wyniósł bardzo wiele.

Widać to szczególnie dobrze w klubie koszyckim, któremu obecnie szefuje Stefania Gajdošová-Sikorska, która w ubiegłym roku reaktywowała doskonały projekt autorstwa Zdenki Zaborskiej-Błońskiej, czyli warsztaty twórcze dla dzieci.

To artystyczne zrgupowanie odbędzie się również w tym roku i wiem, że już dziś jest nim duże zainteresowanie – swój udział zgłaszają uczestnicy poprzedniej edycji, a nowi zainteresowani dopytują o szczegóły. Tego typu zasiane ziarno, które wykiełkowało, bardzo mnie cieszy, bo pokazuje, że warto inwestować w naszych ludzi, mających ogromny potencjał, który czasami tylko trzeba w nich obudzić.

Podobnym przykładem może być też Kasia Tulejko, która przewodnictwo w bratysławskim klubie obejmowała z pewną nieśmiałością. Dziś cieszymy się z jej sukcesów, rozwinęła bowiem skrzydła i pokazała, jaka drzemała w niej siła i przebojowość w promocji Polski. Mało tego, okazało się, że swoim entuzjazmem potrafiła zarazić innych, którymi otoczyła się, budując cały sztab pracujący nad tak ogromnym przedsięwzięciem, jakim niewątpliwie jest cykliczne już „Z Polską na Ty“.

 

Czy to oznacza, że Klub Polski ma na swoim koncie same sukcesy?

Sukcesów jest sporo, ale też sporo pracy przed nami. Mówiąc o wzmacnianiu kręgołupa Klubu Polskiego, wspomniałem oddział naszej organizacji w Dubnicy nad Wagiem, gdzie przez długie lata na jej rzecz pracował Zbigniew Podleśny. Dzięki jego zaangażowaniu tamtejsza Polonia dysponuje doskonale wyposażonym lokalem, ma wzorowe stosunki z władzami miasta, a imprezy pod klubowym szyldem przyciągają również rzesze Słowaków, jak choćby wspominane wcześniej przedsięwzięcie folklorystyczne.

Problemem jednak jest to, że do tej pory nie znalazł się ktoś, kto by kontynuował dzieło pana Podleśnego. Jeśli nasi członkowie w Dubnicy też to odbierają jako problem, to jest szansa, że znajdą w swoich szeregach godnego następcę. Jeśli jednak nie spędza im to snu z powiek, będzie mi trudno na odległość koordynować działania w tym regionie.

Owszem, pomagam im w składaniu wniosków na projekty, przygotowaniu rozliczeń i organizowaniu prezentacji polskiej kultury ludowej w ramach festiwalu w Dubnicy, ale to przecież tam mieszkającym rodakom powinno zależeć na tym, by pielęgnować to, co już zostało tak pieczołowicie wybudowane.

 

Z czego mogą wynikać takie zastoje w działalności, które chyba każdy z regionów odczuł kiedyś mniej lub bardziej? Istnieje jakiś przepis na sukces?

Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszym świecie potrzeba zrzeszania się w organizacjach polonijnych jest dużo mniejsza niż dawniej. Sporo z takich organizacji na świecie przeżywa kryzysy. Co tu dużo mówić, obecnie mamy łatwy dostęp do polskojęzycznych kanałów telewizyjnych, kiedy chcemy porozmawiać z rodziną czy znajomymi z Polski, możemy to zrobić bezpłatnie przez Skype.

Innowacje techniczne pozwalają nam na dużo więcej kontaktów z ojczyzną, ale ze względu na brak czasu nie korzystamy z nich tak często. Większość z nas przecież pracuje zawodowo, a w dziejszych czasach oznacza to też pracę po godzinach, w domu.

Gdyby 20 lat temu, kiedy powstawał Klub Polski, był tak duży napływ naszych rodaków, jaki obserwujemy teraz na przykład w Bratysławie, z pewnością działalność klubowa wyglądałaby inaczej. Ale dzisiejsi emigranci często goszczą tu na krótki czas, potem zmieniają miejscae pracy i przeprowadzają się do innych krajów, dlatego rzadko poszukują kontaktu z nami, wiedzą bowiem, że Bratysława to dla nich tylko kolejny przystanek.

 

Jak zatem zachęcić naszych rodaków do bycia razem? 

Myślę, że kluczem są po prostu przyjaźnie. Dużo łatwiej zbudować coś wspólnie, kiedy lubimy osoby, z którymi pracujemy, ufamy im i możemy na nie liczyć. Jestem przekonany, że w Dubnicy nad Wagiem przez tyle lat istnienia Klubu Polskiego wiele rodzin nawiązało przyjaźnie, potrafi się wspierać nawzajem, a skoro tak jest, to może tamtejsi członkowie odważą się przyjąć odpowiedzialność za funkcjnowanie swojego oddziału.

 

Przed nami Kongres Klubu Polskiego, którego zadaniem jest między innymi wybór prezesa. Będzie się Pan ubiegać o tę funkcję? A jeśli tak, to jakie ma Pan plany na kolejne dwa lata pracy w organizacji?

Jeśli Kongres powierzy mi funkcję prezesa na kolejne dwa lata, chciałbym kontynuować to, co już rozpocząłem. Mam nadzieję, że tym razem nic mnie nie zaskoczy i dążenie do celu będzie łatwiejsze niż podczas ostatnich dwóch lat. To będzie najprawdopodobniej moja ostatnia kadencja.

Zapowiadałem, że chciałbym pozyskać siedzibę dla Klubu Polskiego w Bratysławie, ale za każdym razem, kiedy przymierzałem się do tego zadania, wyłaniały się nieoczekiwane problemy, jak te, o których rozmawialiśmy już wcześniej, czy te, związane z negatywną opinią na temat polskich produktów na Słowacji.

Nie muszę chyba mówić, że negowanie polskiej żywności psuło również opinię Polakom w ogóle, a my odczuwaliśmy to w sposób szczególny. Dlatego postawiliśmy na przedsięwzięcia kulturalne, promujące pozytywny wizerunek Polski. Owszem, kiedy było trzeba, interweniowaliśmy, jak na przykład w przypadku ankiety, przygotowanej przez jedną z dużych hurtowni, w której pytano Słowaków, czy kupują polskie buble. Wysłałem wtedy list do zarządu tej firmy, co poskutkowało wycofaniem szkalującej nas ankiety.

 

Bycie prezesem organizacji polonijnej to splendor czy ciężka praca?

Ciężka robota, wymagająca poświęcenia i czasu. Byłem zaskoczony ogromem pracy przy przygotowywaniu wniosków o dotacje na naszą działalność kulturalną do Kancelarii Rady Ministrów RS. A potem po realizacji każdego projektu przygotowywaniem rozliczeń i raportów. To naprawdę ogrom pracy. Przy okazji dziękuję naszej księgowej, Alince Kabele, która nas wspiera w tych pracach, wymagających precyzji i skrupulatności.

Owszem, praca na rzecz Klubu Polskiego przynosi też satysfakcję. Jako prezes Klubu Polskiego mam stały kontakt z naszą ambasadą, nauczyłem się współpracować z Kancelarią Rady Ministrów RS, Ministerstwem Spraw Zagranicznych RP, reprezentowałem nas na Zjeździe Polonii Świata. Ale czy to splendor? Wydaje mi się, że to chyba przesadne określenie.

 

Skoro wspomniał Pan Polonię na świecie, zapytam, czy udało się nawiązać jakieś ciekawe dla naszej diaspory kontakty?

Udało się nawiązać kontakt z Polakami w Czechach, ale nie wiem jeszcze, czy będzie to kontakt trwały. Już wcześniej bratysławska Polonia współpracowała z sąsiednią Polonią, tą z Wiednia i innych miast Austrii, i tę współpracę kontynuujemy, zapraszając się wzajemnie na różne imprezy.

Dzięki artykułom, publikowanym w „Monitorze Polonijnym“ w rubryce „Rozsiani po świecie“, przyglądamy się naszym rodakom, mieszkającym w różnych zakątkach świata, czerpiąc inspiracje.

 

A jak układają się kontakty z innymi mniejszościami zamieszkującymi Słowację? 

Kryzys dotacyjny mógł być okazją do nawiązania ściślejszej współpracy, bowiem, szczególnie te mniejsze mniejszości, jak nasza, borykały się z poważnymi problemami finansowymi, a więc wspólny problem mógł nas połączyć. Być może do takiego zbliżenia jeszcze dojdzie.

Obecnie zapraszamy się na swoje imprezy i poznajemy za sprawą artykułów, publikowanych w naszym miesięczniku, który w rubryce „Monitor gości mniejszości“ przedstawia ich losy i działalność.

 

Skoro mowa o naszym czasopiśmie, jak wygląda kwestia finansowania go w tym roku?W ubiegłym roku, w związku z poważnymi cięciami finansowymi, przez dłuższy czas borykaliśmy się z problemem, jak dopiąć budżet, by „Monitor“ ukazywał się co miesiąc, tak jak to się działo wcześniej przez siedemnaśnie lat.

Ubiegłoroczna dotacja z Kancelarii Rady Ministrów RS pozwoliła nam na wydanie sześciu numerów. Na pozostałe cztery, tak jak już wcześniej wspominałem, udało się pozyskać środki z polskiego MSZ, dzięki wstawiennictwu ambasadora RP w RS pana Tomasza Chłonia i pana konsula Grzegorza Nowackiego, oraz od szefa Kancelarii Rady Ministrów RS pana Igora Federiča.

W tym roku mamy otrzymać dotację ze słowackiej strony na dziewięć numerów pisma. Z kolei z fundacji z Polski nie mamy dobrych wieści, bowiem nie przyznały one na działalność wydawniczą ani grosza. Dziwią mnie i niepokoją takie decyzje. Nie rozumiem ich. Wnioski, które składmy, są poprawne, a „Monitor“ jest nie tylko łącznikiem między rozsianymi po całej Słowacji Polakami, ale też jest naszą wizytówką, kroniką wydarzeń Polonii.

W ubiegłym roku otrzymał prestiżową Nagrodę im. Macieja Płażyńskiego w kategorii redakcja medium polonijnego. Jeśli nie uda nam się pozyskać finansów z Polski, będziemy zmuszeni wydać kilka numerów łączonych, czyli będziemy go wydawać raz na dwa miesiące. Mam jednak nadzieję, że decydenci w Polsce spojrzą na nas łaskawszym okiem i słowo pisane będzie docierać systematycznie do naszych rodaków zamieszkujących Słowację.

 

Działalność klubowa obejmuje też opiekę nad najmłodszymi jej członkami. W Nitrze prowadzone są zajęcia z języka polskiego. Czy Klub Polski będzie poszerzać te działania? 

Imprezy mikołajkowe pokazują, że rośnie nam najmłodsza generacja. Miałem sygnały, że podczas styczniowego spotkania bratysławskiej Polonii rodzice licznie przybyłych dzieci dopytywali o możliwość zainicjowania zajęć dla przedszkolaków, choćby raz w tygodniu. Gdyby znaleźli się chętni do realizacji takiego projektu, byłbym zadowolony.

A jeśli chodzi o zajęcia z języka polskiego w Nitrze, jestem pełen podziwu dla osób zaangażowanych w tę pracę, trwającą w tym mieście nieprzerwanie od początku istnienia Klubu Polskiego. Inwestycja w dzieci jest bardzo ważnym elementem pracy na rzecz Polonii.

 

Słowacka Polonia skupiona jest w dwóch organizacjach. Jak układa się współpraca Klubu Polskiego z organizacją „Polonus” z Żyliny?

W moim odczuciu układa się dobrze. Kryzys dotacyjny pokazał, że portafimy się wspierać. To ważne, szczególnie w kontaktach z Kancelarią Rady Ministrów RS, by postrzegano nas jako organizacje wzajemnie się wspierające. Nasz reprezentant w Komisji do spraw Mniejszości Narodowych, działającej przy Kancelarii Rady Ministrów RS, pan Czesław Sobek wszystkie zagadnienia, poruszane w tejże komisji, omawia z obiema organizacjami, by móc opracować wspólne stanowisko.

Również przedstawiciele „Polonusa” biorą udział w przedsięwzięciach, organizowanych na rzecz mniejszości – w ubiegłym roku na przykład pracowali nad stworzeniem kryteriów podziału środków finansowych dla wszystkich mniejszości. Z kolei 30 kwietnia pani Bielik, prezes „Polonusa”, wzięła udział w spotkaniu, dotyczącym praw mniejszości narodowych do stworzenia warunków przez państwo słowackie do pobierania nauki w językach narodowych.

Poza tym wymieniamy się zaproszeniami na imprezy, organizowane w obu stowarzyszeniach, i w ten sposób zacieśniamy więzi. Pamiętam, że w ubiegłym roku w imprezie zielonoświątkowej, zorganizowanej przez Klub Polski z Dubnicy nad Wagiem, udział wzięły dwie panie z Żyliny i doskonale się bawiły w naszym towarzystwie.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 5-6/2014