Jeszcze przed rozpoczęciem kampanii prezydenckiej wiele mówiło się o oficjalnej kandydaturze obecnego premiera Roberta Ficy. Ten jednak konsekwentnie zaprzeczał, jakoby interesowało go stanowisko prezydenta Republiki Słowackiej.
Siedemnastego grudnia Fico odkrył jednak karty, ogłaszając swój udział w wyborczych zmaganiach. Można powiedzieć, że dopiero od tego momentu rozpoczęły się poważne analizy, medialne komentarze i wszystko to, czym żyją media w tak szczególnym okresie.
Robert Fico z miejsca stał się faworytem i trudno było na początku przewidzieć, który z czternastu (a początkowo nawet piętnastu!) kontrkandydatów mógłby mu zagrozić. Trochę zaskakującą odpowiedź na to pytanie przyniósł pierwszy wyborczy wieczór 15 marca, kiedy to ogłoszono oficjalne wyniki pierwszej tury wyborów.
Chociaż lider partii Smer zdobył najwięcej głosów (28 %), to jednak o wyraźnej przewadze nie było mowy i stało się jasne, że konieczna jest druga tura. Zaraz za premierem uplasował się popularny biznesmen i filantrop Andrej Kiska, który z 24 % zdobytych głosów został głównym bohaterem tegoż wieczoru.
Udowodnił, że jest w stanie zagrozić niepokonanemu dotychczas politykowi, a brak doświadczenia politycznego w jego przypadku odbierany jest przez zmęczonych aferami wyborców jako zaleta. Andrej Kiska to założyciel niezwykle popularnej organizacji charytatywnej „Dobrý anjel” (Dobry Anioł), która istnieje może między innym dzięki jego sukcesom finansowym. Wielu wyborców mogła urzec też deklaracja Kiski, iż w wypadku wygranej zrzeknie się prezydenckich poborów, przeznaczając je na cele charytatywne.
Cała uwaga mediów mogła skupić się teraz na dwóch kandydatach, z których każdy starał się wykorzystać wszystkie dostępne środki, by przekonać do siebie wyborców. Celował w tym zwłaszcza sztab urzędującego premiera, starający się odbrązowić postać Andreja Kiski. Oprócz wskazywania na brak doświadczenia kontrkandydata Fico uderzył także w jego światopogląd.
Najmodniejszym hasłem kampanii stała się scjentologia, do której to wyznawców Fico zaliczył Kiskę. Nawet w logo kierowanej przez niego fundacji „Dobrý anjel” dopatrzono się symboli popularnej w Hollywood sekty. Co ciekawe, sam Kiska nie zareagował – według niektórych – na te zarzuty dostatecznie ostro, co stanowić będzie na pewno jeszcze długo powód do wielu plotek i domysłów.
O tym, jak bardzo każdemu z kandydatów zależało na głosach wyborców, świadczą także inne wydarzenia. Ulotki, szkalujące Andreja Kiskę, były rozpowszechniane przez tę samą firmę, która zajmowała się propagowaniem oficjalnych ulotek partii Smer, a oba zlecenia były – jak się okazało – przyjęte na jednym zamówieniu.
Co więcej, oficjalne ulotki, wrzucane już po wyborach do skrzynek mieszkańców Bratysławy, zawierały identyczne wyrażenia, jak te, użyte wcześniej w anonimowych drukach. Co najmniej dziwny był też upozorowany atak hakerów na stronę internetową premiera, co ponoć było przyczyną pojawienia się fałszywej informacji o wycofaniu się Ficy z walki o prezydencki fotel.
Po ogłoszeniu rezultatów pierwszej tury spodziewano się, że większość kontrkandydatów Kiski przekaże mu swoje poparcie Kisce, jednak nie wszyscy byli gotowi to zrobić. Radoslav Procházka, który zajął trzecie miejsce, początkowo nie chciał zmuszać swoich wyborców do głosowania na określonego kandydata. W końcu jednak poparł Kiskę.
To oraz wyraźne sprzyjanie słowackich mediów przyczyniło się do zwycięstwa biznesmena filantropa w drugiej turze wyborów prezydenckich, która miała miejsce 29 marca. Kiska zdobył w nich 59,5 % głosów, podczas gdy jego przeciwnik, a zarazem urzędujący premier Fico uzyskał 40,6 % głosów. Euforię, która zapanowała na Słowacji następnego dnia, wielu porównywało do tej z roku 1998, kiedy to masowy udział Słowaków w wyborach przyczynił się do odsunięcia od władzy Vladimíra Mečiara, co w konsekwencji przyspieszyło bardzo opóźnione proeuropejskie reformy w tym kraju.
Emocje i nadzieje, związane z wyborem Kiski na najwyższy urząd w państwie, studzą jednak analitycy, zwracając uwagę na ograniczoną władzę prezydenta na Słowacji. Ponadto premier Fico nie zamierza się rozstawać z urzędem premiera, a w związku z tym raczej trudno oczekiwać, że współpraca między dwoma najważniejszymi urzędami w kraju będzie przebiegała bez zakłóceń.
Również ci, którzy oczekują gwałtownych zmian, mogą być zawiedzeni. Nowego prezydenta poparło szerokie spektrum wyborców, często prezentujących wzajemnie wykluczające się poglądy, co w połączeniu z niewielką siłą oddziaływania na rząd może doprowadzić do szybkiego spadku poparcia dla Kiski.
Zagadkowe również staje się przyszłe zaangażowanie Kiski w prowadzoną do tej pory działalność biznesową, do tej pory bowiem nie zajął on wyraźnego stanowiska w tym względzie. Na razie prezydent elekt chce być prezydentem wszystkich Słowaków. Wiadomo też, iż raczej nie przeprowadzi się do pałacu prezydenckiego w Bratysławie.
Niezależnie od wszystkiego przed Andrejem Kiską stoją wielkie wyzwania, poczynając od utrzymania nadziei na zmiany po niezbyt medialną i na pewno z początku trudną dla niedoświadczonego na tym polu Kiski codzienną współpracę z rządem. Kiska nie zamierza walczyć o rozszerzenie uprawnień swojego nowego urzędu, do czego dążył jeszcze przed wyborami Robert Fico.
Jedną z pierwszych osób, które pospieszyły z gratulacjami dla Andreja Kiski, był polski prezydent Bronisław Komorowski.
Niezależnie od tego, jak potoczą się losy nowego prezydenta Słowacji, można zaryzykować stwierdzenie, że wybory, w których zwyciężył, przyczyniły się do dużych zmian na słowackiej scenie politycznej, czego trudno było się spodziewać jeszcze pod koniec zeszłego roku. I chyba na tym polega na razie największy sukces prezydenta elekta.
Arkadiusz Kugler