POLAK POTRAFI
Oceniając film, przeciętny widz skupia się najczęściej na tym, czy mu się podobał, czy nie. Jako całość. Bardziej wrażliwi i wyczuleni na rozmaite niuanse są profesjonalni krytycy, z większymi kompetencjami i zawodowym przygotowaniem. Poza subiektywną oceną i prostym kryterium podobania się bądź nie, zwracają uwagę na grę aktorów i ich warsztat, pracę scenarzysty i reżysera, montaż.
Rzadziej na kostiumy, choć przecież – mimo że to nieoczywiste – także one niezwykle często mają do odegrania niebagatelną rolę i nie bez powodu ich twórcy również mają szansę na zdobycie Oscara. Trudno zapomnieć o kostiumach, noszonych przez Marylin Monroe na planie „Słomianego wdowca“, czy kreacjach, które Audrey Hepburn miała na sobie w „Śniadaniu u Tiffany’ego“.
Kultowa biała sukienka ze wspomnianego „Słomianego wdowca“, należąca do najbardziej znanych kostiumów w historii kina, została niedawno sprzedana na aukcji za blisko 5 milionów dolarów.
Wkład w tworzenie kostiumów „grających“ w hollywoodzkich filmach mają również Polacy. Do wąskiego grona cenionych przez światowe środowisko filmowe kostiumologów należy Anna Biedrzycka-Sheppard, dwukrotnie nominowana do Oscara. Pierwszą nominację otrzymała za kostiumy do „Listy Schindlera“ Stevena Spielberga (1993).
Po tym wyróżnieniu jej kariera nabrała rozpędu i posypało się wiele interesujących propozycji. Kolejna szansa na Oscara pojawiła się w 2002 roku – Biedrzycka-Sheppard została wówczas nominowana za kostiumy, które stworzyła na potrzeby „Pianisty“ Romana Polańskiego. Niestety i tym razem Oscar trafił w inne ręce, ale w żaden sposób nie podkopało to zawodowej pozycji polskiej kostiumolog.
W 2009 roku zaprojektowała kostiumy do głośnych „Bękartów wojny“ Quentina Tarantino. Mimo że akcja filmu toczy się w latach czterdziestych ubiegłego stulecia, a ona po „Liście Schindlera“ i „Pianiście“ zapowiadała, że nie będzie więcej pracować przy filmach wojennych, zgodziła się na współpracę.
Słowa Tarantino, który zapewnił ją, że jego film złamie obowiązującą konwencję, wystarczyły do złamania powziętego wcześniej postanowienia. – Rozmawiamy dwie godziny, rzucam spontaniczne pomysły, klarujemy wstępną koncepcję. Nagle widzę, że w ramach utartej wizji wojennej będę mogła zabawić się wizją. Że to letnie futro! – wspomina rozmowę z Tarantino Biedrzycka (cytat z książki Agnieszki Niezgody i Jacka Laskusa „Hollywood PL“).
Najnowszym filmem, do którego Polka zaprojektowała kostiumy, jest „Czarownica“ Roberta Strombergaz Angeliną Jolie w roli głównej. Pracę przy tym wysokobudżetowym (blisko 200 milionów dolarów) widowisku Biedrzycka-Sheppard wspomina nie najlepiej, głównie ze względu na huśtawkę nastrojów Jolie. – Napięcie tłumaczyłam sobie jej statusem gwiazdy, która jednocześnie jako producent chciała udowodnić, że nie jest zabawką hollywoodzką, lecz kobietą o wysokim IQ – opowiadała Biedrzycka.
Praca z najgorętszymi nazwiskami Hollywood to z jednej strony wspomniane huśtawki nastrojów i niestandardowe wymagania reżyserów, z drugiej komfort finansowy i pełny profesjonalizm. Szczególnie w porównaniu z pracą kostiumologa w polskich realiach. – To przepaść między dzierganiem na drutach a armią zawodowców (…) Na początku drogi zawodowej pracowałam w Warszawie przy „Życiu rodzinnym“ Krzysztofa Zanussiego jako asystentka Zofii Wierchowicz. Maja Komorowska grała artystkę. Dostałam rysunek jej stroju: wiśniowe spodnie, poncho w gamie ziemi. Poncho nie istnieje. Podróżuję tramwajami po mieście, zamawiam wełnę w kilkunastu różnych sklepach (…) Proces jego tworzenia zajął mi trzy tygodnie pracy od rana do nocy. W 2011 roku w Los Angeles robiłam film „Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie“. W kulminacyjnym momencie pracowało dla mnie 80 osób.
Taki komfort pracy, jak w Stanach Zjednoczonych, w polskich realiach wciąż jest nieosiągalny. Trudności przy kompletowaniu i projektowaniu kostiumów, które trzydzieści lat temu napotkała Anna Biedrzycka-Sheppard, skutecznie torpedują pracę i pomysły nadwiślańskich kostiumologów także dzisiaj.
Potrzebne do filmów stroje wciąż często trzeba przygotowywać chałupniczo, wyszukiwać w second handach, na strychach u znajomych, wypożyczać. Przy skromnym budżecie kostiumolog musi wykazać się ponadprzeciętną kreatywnością. – Nie mamy zaplecza (…) Kostiumy z polskich magazynów są w opłakanym stanie. Nikt nie ma pieniędzy, żeby stworzyć wypożyczalnię z prawdziwego zdarzenia – mówiła w wywiadzie dla Rzeczpospolitej Magdalena Biedrzycka, czołowa polska kostiumolog, a prywatnie siostra Anny Biedrzyckiej-Sheppard, stała i zaufana współpracowniczka Andrzeja Wajdy.
Stworzyła kostiumy m.in. do jego Katynia(2007), za co otrzymała Europejską Nagrodę Filmową, Tataraku (2009) i Wałęsy. Człowieka z nadziei (2013). – Przygotowałam około 200 fotografii, które dostałam z prywatnych albumów członków rodzin katyńskich. Potem zaczęły się schody, bo mieliśmy pięć tygodni na przygotowanie się do zdjęć, a mój zespół składał się zaledwie z trzech osób (…) Żeby ubrać 400 osób do sceny na moście, która otwierała film, całkowicie ogołociłam ze strojów z przełomu lat trzydziestych i czterdziestych dwa polskie magazyny kostiumów. Potem ponad miesiąc doprowadzałam wypożyczone rzeczy do stanu używalności – opowiadała niedawno, wspominając pracę nad kostiumami do Katynia. Część z nich sprowadziła z Londynu – tamtejsza wypożyczalnia kostiumów była znacznie lepiej wyposażona niż jej polski odpowiednik.
To jednak wciąż było za mało; musiała ubrać nie tylko pierwszoplanowe postaci, ale i statystów, czyli setki osób. To okazało się nie lada wyzwaniem, bo jako profesjonalistka nie mogła pozwolić sobie na choćby najmniejszą wpadkę. Kompletowała więc stroje z niemal aptekarską pieczołowitością, obsesyjnie zwracając uwagę na każdy detal.
Zdawała sobie sprawę z tego, że kilkadziesiąt lat temu panowała nie tylko inna moda – ubrania były szyte z innych materiałów, przy użyciu innych ściegów, nici, podszewek. Zależało jej na autentyczności, dlatego nie zgodziła się na uszycie kostiumów z tkanin dostępnych obecnie. – Przy dzisiejszej technice zdjęciowej nowość w takim filmie jak „Katyń“ wyłaby z ekranu fałszem – wyjaśniała.
Jedynym wyjściem w takich sytuacjach bywa patynowanie ubiorów, ale tego Magdalena Biedrzycka za wszelką cenę chciała uniknąć. – Czasem mi się to zdarza, ale to horror. Muszę to robić sama, co zajmuje mi przynajmniej miesiąc. Moja siostra Anna Biedrzycka-Sheppard, która też jest kostiumologiem i pracuje przy wielkich hollywoodzkich filmach, nie ma takich problemów. Projektuje ubiory, szyje je, a następnie oddaje do postarzenia. Trzy dni później odbiera stroje, które wyglądają tak, jakby ktoś je nosił kilka lat – mówiła Biedrzycka w rozmowie z Rzeczpospolitą.
Magdalena Biedrzycka wielokrotnie podkreślała, że ucieka od kina współczesnego, bo – jej zdaniem – jest ono dla kostiumologa bardzo niewdzięczne. – (…) nikt nie wyobraża sobie, że tam też trzeba ubrać ludzi w jakimś stylu. Wystarczy jednak, że akcja filmu cofnięta jest o ćwierć wieku, a dla mnie oznacza to już kino kostiumowe.
Tak było w przypadku Wałęsy. Człowieka z nadziei, który swoją premierę miał w ubiegłym roku. Biedrzycka oczywiście nie ograniczyła się do eksplorowania magazynów filmowych, ale na własną rękę wyszukiwała rzeczy „z epoki“ – od ubrań przez bibeloty na dodatkach i biżuterii skończywszy. Jedną z ważniejszych ról zagrał oryginalny sweter Lecha Wałęsy, wypożyczony z Muzeum Solidarności w Gdańsku.
Kreowana przez Roberta Więckiewicza postać w tym kostiumie została wmontowana w autentyczny materiał dokumentalny. – Wszyscy dokładnie pamiętają, jak wyglądał Wałęsa, gdy podpisywał porozumienia sierpniowe. Zależało nam bardzo, żeby to było wiernie odtworzone – mówiła zadowolona z efektu końcowego Biedrzycka.
Katarzyna Pieniądz