Polska wojna o gender

 OKIENKO JĘZYKOWE 

Od dłuższego czasu w polskich mediach króluje rzeczownik „gender”, który jak wiele innych leksemów zapożyczony został z języka angielskiego. Pojawia się on wszędzie – w Sejmie, kościele, telewizji, Internecie, na ulicy, w tramwaju…

Na niektórych działa jak płachta na byka, inni są gotowi walczyć w jego imię… O polskiej „genderowej” modzie pisał nawet brytyjski „The Guardian”, zastanawiając się, jak to możliwe, by Polska, ulubienica Unii Europejskiej, stawiana czasem jako wzór narodom, aspirującym do statusu Europejczyków, doświadcza swoistej odwróconej rewolucji seksualnej.

A wszystko zaczęło się – przynajmniej tak się wydaje – od wprowadzenia do niektórych szkół tzw. warsztatów gender (inaczej lekcji wychowania seksualnego), na których tłumaczono m.in., że małżeństwo z przedstawicielem płci przeciwnej nie jest jedynym możliwym.
Taka interpretacja związku małżeńskiego nie mogła spodobać się Kościołowi, prawicowym politykom i dziennikarzom, którzy wpadli w moralną panikę, oskarżając zwolenników gender o… pedofilię i sprowadzanie dzieci na złą drogę. W Sejmie z inicjatywy posłów „Solidarnej Polski” powstał zespół „Stop ideologii gender”.

Głos w tej sprawie zabrał też episkopat, który wystosował list do wiernych, odczytany w parafiach tuż po Bożym Narodzeniu. Przy okazji okazało się, że polscy hierarchowie kościoła uważają gender i jego ideologię za coś gorszego niż komunizm! Jeden z katolickich duchownych, wychowawca dzieci i młodzieży, krajowy duszpasterz powołań stwierdził też, że promowanie gender prowadzi do destrukcji wartości moralnych, a jego konsekwencją jest erotomania i pozbawianie się płodności.

Nie zabrakło też reakcji środowisk naukowych (lub, jak twierdzą niektórzy, pseudonaukowych) – część przedstawicieli Polskiej Akademii Nauk opublikowała nawet list, w którym warsztaty gender określiła „wysadzaniem dziecka z jego biologicznej płci”.

Okazało się, że o „gender” wszyscy mówią, ale nie bardzo wiedzą, co to znaczy. W związku z tym wyraz ten zaczął pełnić funkcję worka, do którego wrzuca się wszystko, co nie licuje z konserwatywnym, patriarchalnym światopoglądem… Miało to poniekąd dobre strony dla niektórych, np. dla premiera Tuska, bowiem przestano go obwiniać za wszelki zło w Polsce, czyniąc za nie odpowiedzialnym właśnie gender! Niektórzy uczynili z tego słowa hasło jakiejś krucjaty szerzącej – niestety – nienawiść.

A przecież wystarczyłoby zadać sobie trochę trudu i zajrzeć choćby do Wikipedii, by dowiedzieć się, czym „gender” jest tak naprawdę, że nie ma nic wspólnego z rozpasaniem seksualnym, że to „płeć kulturowa, płeć psychiczna, płeć społeczna, płeć społeczno-kulturalna, tożsamość płciowa – suma cech osobowości,  zachowań,  stereotypów i ról płciowych, przyjmowanych przez kobiety i mężczyzn w ramach danej kultury w drodze socjalizacji, nie wynikających bezpośrednio z biologicznych różnic w budowie ciała pomiędzy płciami”. Jeszcze prościej „gender” jest definiowany przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), która przyjmuje, iż są to „stworzone przez społeczeństwo role, zachowania, aktywności i atrybuty, jakie dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla mężczyzn i kobiet”.

A gdyby ktoś z Państwa miał nadal problem ze zrozumieniem, czym jest gender i jego ideologia, to specjalnie dla niego przytoczę wypowiedź znanej feministki prof. Magdaleny Środy, która w niezwykle obrazowy sposób przedstawiła jej istotę: „Mnie nie zależy na zacieraniu różnic między mną a mężem, bo to pożyteczna i przyjemna różnica, tylko na tym, żeby on również sprzątał”.

Wątpliwa popularność rzeczownika „gender” w słowniku Polaków spowodowała, że zwyciężył on w konkursie na Słowo Roku 2013, przeprowadzonym przez Fundację Języka Polskiego i Instytut Języka Polskiego UW, pokonując takich konkurentów, jak: „janosikowe”, „słoik” czy „ekspert”.

Uzasadniając taką decyzję kapituły, złożonej z profesorów językoznawstwa, jej przedstawicielka prof. Halina Zgółkowa powiedziała: „Słowo gender w roku 2013 weszło gwałtownie do idiolektalnego repertuaru leksykalnego bardzo wielu Polaków reprezentujących różne kategorie wiekowe, środowiskowe, regionalne itp. i pewnie już tam pozostanie. Słowo ma co prawda niejasną, rozmytą semantykę, ale za to bardzo wyraziste dwubiegunowe nacechowanie aksjologiczne (chyba jeszcze bardziej biegunowe niż np. słowo tolerancja). Dlatego nolens volens stało się słowem roku, a my jako kapituła jedynie to zdiagnozowaliśmy”.

Na koniec dodam jeszcze, że rzeczownik „gender” jako przyswojony do polszczyzny pozostaje na razie nieodmienny, a ze względu na swoje spółgłoskowe zakończenie został zaliczony do rodzaju męskiego.

Maria Magdalena Nowakowska

MP 2014/3