SŁOWACKIE PEREŁKI
Niedawno spędziłam weekend z grupą przyjaciół w drewnianym domku gdzieś w środku lasu. Opowiadaliśmy sobie mroczne historie i właśnie wtedy przypomniała mi się przygoda, która miała miejsce kilka lat temu. Mój znajomy zaproponował mi muzyczne spotkanie na Pajštúnie. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, iż miało się ono odbyć w ruinach średniowiecznego zamku w najmroczniejszą noc w roku, w Halloween.
Propozycja spędzenia wieczoru na zamku w tak wyjątkową noc wydała mi się niezwykła i bardzo ekscytująca. Późnym popołudniem wybrałam się więc z chłopakiem 20 km na północ od Bratysławy do wsi Borinka.
Po półgodzinnym marszu czerwonym szlakiem przez bukowy starodrzew dotarliśmy na wierzchołek wapiennej skały, na której znajdowały się ruiny XIII-wiecznego zamku. Kiedyś należał on do systemu grodów granicznych – miał chronić północno-zachodnie granice państwa węgierskiego.
Strzegł też najważniejszych szlaków handlowych, zwłaszcza głównej drogi, wiodącej z Brna do Bratysławy. Nie wiadomo dokładnie, kto go wybudował. O jego powstaniu krąży wiele legend. Od IV wieku władali nim hrabiowie ze św. Jura i Pezinka, którzy na przestrzeni wieków go rozbudowywali i przebudowywali. W połowie XVIII w. na zamku wybuchł pożar, jednak doszczętnego zniszczenia dokonały w 1809 roku wojska napoleońskie, wysadzając zamek w powietrze.
Stojąc na wysokości 486 m n.p.m. podziwialiśmy malownicze widoki na okoliczne wzgórza Małych Karpat, Nizinę Zahorską oraz na dolinę Strumienia Stupawskiego. Podczas sprzyjającej pogody można stąd dojrzeć nawet szczyty austriackich Alp. Obejście resztek murów wokół centralnego dziedzińca zajęło nam tylko kilka minut. Do dziś zachowały się fragmenty zewnętrznych ścian pałaców i fortyfikacji, okna, wykusze i południowa brama.
Był słoneczny i ciepły dzień, jednak jesienne słońce szybko skryło się za horyzontem i pojawił się księżyc, którego blask dodał zamkowi posępności i tajemniczości. Pod jedną ze ścian palił się czerwony znicz, potęgując nastrój grozy.
A kiedy w z pobliskich zarośli doleciał dziwny szelest, dostałam gęsiej skórki, a po plecach przeszedł mi dreszcz. To była na szczęście grupa młodych ludzi, do której dołączyliśmy i która najwyraźniej nic sobie nie robiła z panującego mroku i ślizgających się po wiekowych murach cieni.
Razem graliśmy i śpiewaliśmy, ogrzewając się przy ognisku i zajadając kiełbaski, a echo niosło nasz gromki śpiew daleko. To było niesamowite przeżycie, ot, taka halloweenowa romantyka.
Zauroczeni atmosferą straciliśmy poczucie czasu i choć hulał zimny wiatr, to przytuleni przesiedzieliśmy przy ognisku całą noc w oczekiwaniu na świt. Nad ranem przemarznięci schodziliśmy z góry, błądząc wśród drzew i mgły. Na szczęście dzięki dobremu zmysłowi orientacji szczęśliwie dotarliśmy do Borinki, by złapać pierwszy autobus do Bratysławy.
Pajštún to ulubione miejsce wycieczek mieszkańców słowackiej stolicy i okolic. O każdej porze roku można tu spotkać piechurów, rodziny z dziećmi i amatorów górskiej wspinaczki. Spędzenie nocy w tym miejscu to wyczyn ekstremalny, ale na weekendowy piknik serdecznie polecam.
Magdalena Zawistowska-Olszewska
zdjęcia: autorka