Wywołana do tablicy…

 OKIENKO JĘZYKOWE 

W swoim artykule wstępnym do niniejszego numeru „Monitora Polonijnego” jego redaktor naczelna zwraca szczególną uwagę na święto nauczycieli, odwołując się przy tym do metaforycznych sprawdzianów i wywołań do tablicy.

Pisze m.in. o tym, jak to we wrześniu w Koszycach wywołano do tablicy mniejszości narodowe… Chciałabym nawiązać do tych jej skojarzeń szkolnych także i w tej rubryce, bowiem i ja zostałam wywołana do tablicy. Jeśli Państwo czytają „Monitor” dokładnie, to zapewne nie uszło Państwa uwagi wtrącenie naszego redakcyjnego kolegi, piszącego o sporcie, Andrzeja Kalinowskiego, który w poprzednim numerze naszego pisma, przy okazji opisu sukcesów polskich sportowców, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, wywołał do tablicy mnie, obiecując w moim imieniu, iż kiedyś pewnie wyjaśnię Państwu problem nazw kobiet, uprawiających różne dyscypliny sportu.

Co prawda na łamach „Monitora” pisałam już o nazwach żeńskich, głównie stanowisk i zawodów („Monitor Polonijny”, styczeń 2012 oraz kwiecień 2012), ale ze względu na powstałe wątpliwości, postanowiłam do tematu wrócić i przynajmniej podjąć próbę ich wyjaśnienia.

Autor sportowych rozważań miał obiekcje, co do użycia nazwy kobiety, uprawiającej rzut młotem. Rzucający młotem mężczyzna to młociarz, a zatem jeśli młotem rzuca kobieta, to to oczywiście młociarka (i takiej formy autor użył) – analogicznie jak: lekarz – lekarka; łyżwiarz – łyżwiarka, narciarz – narciarka itp. Ale rzeczownika młociarka nie odnotowują współczesne słowniki, przynajmniej jeszcze.

Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by właśnie w ten sposób nazywać rzucającą młotem kobietę – forma ta jest bowiem systemowa, nie konotuje innych znaczeń, no i wobec sukcesów polskich „młociarek” po prostu potrzebna i użyteczna.

Swoją drogą przyznaję, że proces tworzenia odpowiedników żeńskich od męskich nazw sportowców nie zawsze jest tak prosty i nie budzący wątpliwości. Już samo określenie kobiety uprawiającej jakikolwiek sport jest w polszczyźnie problematyczne. On dziś to sportowiec, a ona?

Forma sportowiec jednak nie zawsze była taka oczywista. Przejęto ją z języka angielskiego na początku XX w. na bazie rzeczowników sport i sportsman, dodając typowo polski przyrostek –owiec. Pierwotnie w języku polskim zarówno nazwa angielska sportsman (także w spolszczonej pisowni sportsmen), jak i sportowiec funkcjonowały równolegle; dopiero z czasem prymat zdobyła forma rodzima, od której trudno było utworzyć odpowiednik żeński. Bo niby jaki? Sportówka?

Teoretycznie taki być powinien, ale… No właśnie – na początku XX w. tym mianem określano czapkę sportową lub sportowy samochód, zatem nazwa była już użytkowana i raczej się nie nadawała, by wykorzystać ją do nazwania kolejnego desygnatu, czyli kobiety-sportowca. Mało tego, proszę zwrócić uwagę, że problemy z tworzeniem odpowiedników żeńskich od nazw męskich zakończonych na –owiec były zarówno wtedy, jak i dziś, np. on to handlowiec – ale ona to przecież nie handlówka, on to bankowiec – ale ona to nie bankówka, on to naukowiec – ale ona to nie naukówka itd.

Wszystko to spowodowało, że uprawiającą sport kobietę zaczęto nazywać sportsmenką – do funkcjonującej wcześniej w polszczyźnie formy męskiej sportsmen dodano tylko typowy polski sufiks –ka i forma żeńska była gotowa. Dziś budzi ona wiele wątpliwości, bowiem w dobie powszechnej znajomości angielskiego (przynajmniej tego podstawowego) ta hybryda po prostu jest nielogiczna. Próbuje się ją zastąpić niekiedy angielską pożyczką – sportswoman – ale mało kto odważy się ją zapisać po polsku, gdyż sportsłumen raczej śmieszy. Pora zatem przestać się boczyć na sportsmenkę i nie próbować jej zmieniać, bowiem lepszej formy nikt nie wymyślił, a ponadto ta dobrze się zaaklimatyzowała w polszczyźnie.

Co jednak robić w przypadku problemu z innymi żeńskimi odpowiednikami nazw sportowców, uprawiających konkretne dyscypliny? W Polsce popularny jest np. żużel; ten kto uprawia żużel, to żużlowiec. A jeśli to jest kobieta, to jak ją należy nazywać? Ktoś zaraz powie, że na żużlu jeżdżą mężczyźni, zatem żeńska forma jest zbędna, ale to nieprawda, gdyż w polskiej lidze żużlowej (np. klub Falubaz Zielona Góra) występuje już dziewczyna z licencją żużlową i konkurująca z mężczyznami. Kim zatem ona jest? Żużlówką? No może jeszcze nie, gdyż owa nazwa musi się rozpowszechnić i musi zostać zaakceptowana przez większość użytkowników.

Formalnie jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by tak się stało. Podobnie też jest albo będzie z innymi nazwami żeńskimi; kobiet jest co raz więcej w sporcie, co raz więcej sukcesów odnoszą, a język polski znalazł się w momencie, kiedy to jego użytkownicy (no, może bardziej użytkowniczki) upominają się o żeńskie formy nazw osób wykonujących przeróżne czynności. Z tego też powodu kategoria nazw żeńskich przeżywa drugą młodość. I o ile jeszcze nie tak dawno uśmiechaliśmy się lub nawet pękaliśmy ze śmiechu, słysząc o psycholożkach i reżyserkach, to dziś te formy w większości traktujemy neutralnie, co sugeruje, że być może niedługo tak też będziemy traktować wszelkie młociarkiskoczkinie, a nawet żużlówki.

Maria Magdalena Nowakowska

MP 10/2013