Cejrowski wśród dzikich plemion

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKY 

Wojciecha Cejrowskiego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Kiedy mieszkałam jeszcze w Polsce, z zapartym tchem śledziłam jego podróżnicze programy telewizyjne. Kilka lat temu przestałam Cejrowskiego darzyć sympatią. Jego radykalne poglądy religijne i społeczne oraz bijąca z wypowiedzi agresja całkowicie mnie do niego zniechęciły.

Nie ukrywam, że poczułam się w pewien sposób oszukana. Jak to możliwe, że człowiek tak otwarty na świat i na inne kultury, sam nie potrafi być tolerancji wobec osób o innych niż jego poglądach? Jak to możliwe, że człowiek o nieprzeciętnej inteligencji zakłada na oczy klapki i staje się ultrakatolikiem, irytując komentarzami rodem z mroków średniowiecza?

W pewnym momencie obraz Cejrowskiego, wspaniałego, odważnego podróżnika zaczął zastępować wizerunek skandalisty i zacietrzewionego radykała. Na szczęście w prezencie otrzymałam książkę jego autorstwa „Gringo wśród dzikich plemion” (Wydawnictwo „Poznaj świat”, 2003). Dzięki tej książce moja sympatia do jej autora powróciła. „Gringo…” to zbiór wspomnień z wypraw do dżungli amazońskiej i spotkań z ostatnimi dzikimi plemionami Indian, żyjącymi z dala od cywilizacji. Książka urzeka szczerością i błyskotliwym humorem.

Cejrowski żartuje w niej często sam z siebie, udowadniając, że mimo wszystko ma ogromny dystans do swojej osoby. „Gringo…” jest gawędą z typu tych, które snuje się przy ognisku. Jej prosty, lekki, ale bardzo trafny język i obrazowe formułowanie myśli sprawiają, iż odnosi się wrażenie, że jest się w dżungli, właśnie przy ognisku, a Cejrowski siedzi obok i snuje swoje opowieści.

Autor gawędziarz, wciąga nas w świat Indian, zabierając ze sobą w daleką podróż. Ujawnia przy tym niezwykły dar ubierania w słowa zjawisk ulotnych, takich jak uczucia, smaki i zapachy. Opisując życie Indian, nie ogranicza się do tego, co widoczne, nie przybliża nam tylko tradycji i codziennego życia dzikich, ale idzie dalej, pokazując ten świat widziany oczami Indian, relacjonując, jak postrzegają oni szczęście, przemijanie i czas.

Tej książki się nie czyta, ją się połyka! Opowieści wciągają czytelnika, bawią go, ale także zmuszają do refleksji. Prawdy uniwersalne przedstawione są w sposób prosty, bez zadęcia i uderzania w mentorski ton. I mimo że Cejrowski poucza, to robi to w sposób bardzo lekki i zabawny.

Choć pana Wojtka już raczej nie polubię jako człowieka, to muszę przyznać, że „Gringo…” sprawił, iż znowu darzę go ogromnym szacunkiem i podziwiam jako podróżnika i pisarza.

Magdalena Marszałkowska

MP 10/2013