Talon na balon

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Karolina Korwin Piotrowska jest jedną z bardziej kontrowersyjnych osób w polskim show-biznesie. Powiedzieć o niej, że jest złośliwa, byłoby niepełnym opisem jej natury. Jest to osoba wręcz jadowita i żadnemu celebrycie ani trzecioligowej gwiazdce nie przepuści. Razem z wydawnictwem The Facto wypuściła na rynek bombę, która miała wysadzić w powietrze tandetę na polskich salonach. „Bomba, czyli alfabet polskiego szołbiznesu” nie powoduje jednak ani porządnego wybuchu, ani trzęsienia ziemi, no może takie małe „puf”, jak z balonika przekłutego szpilką.

Panią Karolinę wspominam z sympatią. Pamiętam, jak prowadziła w TVP program „Filmidło” i studio Festiwalu Filmowego w Gdyni. Wykształcona, inteligentna babka z jajem dała się wciągnąć w show-biznes bulwarowy. Jej „magiel towarzyski” i udział w programie Top Model w stacji TVN nie pomogły w zachowaniu statusu błyskotliwej dziennikarki i okazały się równią pochyłą kariery.

„Bomba” miała obnażyć pustkę i blichtr polskich celebrytów, miała wsadzić kij w mrowisko, a okazała się nieco zabawniejszą wersją „Pudelka” i innych serwisów plotkarskich. Owszem, Korwin Piotrowska jest w formie, a jej poczucie humoru i zmysł obserwacji potwierdzają, że jest złośliwą, ale bardzo inteligentną bestią. Nie zmienia to jednak faktu, że jej książka świata nie zmieni i pomimo poszczególnych zdań-perełek stanowi książkowe wydanie artykułów z „Gali” i „Vivy”.

Autorka „Bomby” w alfabetycznym porządku przedstawia aktorów, muzyków, dziennikarzy telewizyjnych oraz celebrytów salonowych, czyli tych, którzy są znani z tego, że są znani. Korwin Piotrowska jedzie równo po wszystkich, ale jest sprawiedliwa. Nawet gdy pisze, że Doda jest chamska i wulgarna, to przyznaje, że ma ona charyzmę i potrafi zaskoczyć żywą inteligencją.

O Kasi Cichopek pisze wprawdzie, że nie ma aktorskiego talentu i nie uosabia seksapilu, ale dodaje, że jest przemiła, bardzo kulturalna, zabawna i nie pozuje na diwę. Żadnej z opisywanych gwiazd autorka nie ocenia w sposób jednoznaczny. Choć z jej opisu od razu wiemy, kogo lubi, a kogo nie, to jednak w każdym znajduje ona zarówno pozytywy, jak i negatywy. Nie oszukujmy się jednak, że książka ta wniesie coś ciekawego do życia czytelnika.

To, że sprzedawanie prywatności na okładkach kolorowych magazynów jest obciachem wiemy i bez czytania „Bomby”. Książkę mogę polecić jedynie w kategorii „przed snem, żeby zmęczyć oczy” lub jako wypełniacz urlopowego czasu, kiedy to leżąc na leżaku przy basenie hotelowym, chcemy poczytać coś, co nie wymaga od nas wysiłku intelektualnego. Zamiast brać do pociągu piętnaście gazet plotkarskich, można wziąć „Bombę”. Można… ale nie trzeba.

Magdalena Marszałkowska

MP 7-8/2013