KINO OKO
Jaki mógłby być przepis na dobry film? Szokujący społecznie temat, który nie jest wyeksploatowany w polskim kinie. Na przykład nastolatkowie, którzy stają się rodzicami i nie radzą sobie z rzeczywistością… Dorzućmy do tego świetnie zapowiadającą się reżyserkę, zdolnych aktorów i sukces mamy murowany. Szkoda tylko, że zaprawa murarska okazała się felerna i mur runął, zanim został skończony.
Trzeba przyznać, że film Katarzyny Rosłaniec, autorki „Galerianek”, jest O CZYMŚ i za to chwała reżyserce i zarazem scenarzystce w jednej osobie. Nie ma tu wyświechtanych historyjek o tym, że on ją kocha, ona jego też, ale nie mogą być razem, bo coś tam, coś tam. Film porusza ważne kwestie społeczne, dotyczące małoletnich rodziców.
Dzieciaki, które uprawiają seks, nie są, niestety, zjawiskiem marginalnym czy patologicznym, a jednak nie chcemy za bardzo o tym mówić. Dobrze, że Rosłaniec podjęła tematykę, którą inni omijają z daleka. Młodej reżyserce nie brak potencjału i odwagi, ponadto udało się jej stworzyć swój własny styl. Szkoda zatem, że tym razem do jej filmu, czyli do „Bejbi blues”, zakradły się i dłużyzna, i nuda.
Natalia (Magdalena Berus) jest matką-nastolatką, której życie kręci się wokół ciuchów i koleżanek. Jej chłopak Kuba (Nikodem Rozbicki) jeździ na deskorolce, pali trawkę i deklaruje, że chce być dobrym ojcem. Oboje traktują swojego półrocznego synka Antosia jak zabawkę.
Chcą, jak to robią ich znajomi, chodzić na dyskoteki, imprezować, bawić się. Dzieckiem zajmuje się matka Natalii i to ona wie, jak się karmi i przewija malucha. Jako że sama jest młodą osobą, postanawia ułożyć sobie życie i wyjeżdża do pracy do Berlina. Dzieciaki zostają same, przytłoczone obowiązkami i rzeczywistością, która nie jest kolorowym teledyskiem rodem z MTV.
Reżyserka, jak sama mówi w wywiadach, chciała przedstawić świat młodzieży, dla których dziecko jest gadżetem, modnym dodatkiem do ciuchów. Natalia jest kimś w rodzaju szafiarki, kolekcjonuje to, co jest trendy, a maluch wpisuje się w tę konwencję doskonale. Taka interpretacja mnie jednak nie przekonuje. Jakoś trudno mi uwierzyć, że kilkunastolatka zdecydowałby się świadomie na dziecko tylko dlatego, że to modne.
Być może Natalia chciała sobie stworzyć COŚ do kochania, urodzić człowieczka, który będzie ją kochał miłością, jakiej wcześniej nie dał jej nikt, nawet rodzice. O tym przecież opowiada pierwsza połowa filmu, która wciąga, zaskakuje i ma tempo. Potem coś się psuje…
A jak się psuje, to najczęściej wina scenariusza. Pojawiają się sceny, które nic nie wnoszą. Ekran opanowują dłużyzny i widz zaczyna z nudów ziewać. Akcja traci tempo, a napięcie z pierwszej połowy znika zupełnie. Koniec filmu jest przewidywalny jak wynik meczu Polska – Anglia.
Wrażenie po obejrzeniu filmu? Ktoś miał świetny pomysł, ale nie potrafił go zrealizować i po drodze stracił zapał. Filmowi nie pomaga nawet świetna gra aktorska, zarówno drugoplanowych, znanych aktorów (Katarzyna Figura, Danuta Stenka, Jan Frycz), jak i debiutantów (Magdalena Berus, Nikodem Rozbicki), gdyż niedopracowany jest po prostu scenariusz, podejmujący co prawda temat trudny, o którym nikt nie chce mówić, ale narracyjnie nudny. Trzeba też dodać, że ten zacny w zamierzeniu projekt położyło na łopatki przerysowane do granic możliwości zakończenie filmu.
Magdalena Marszałkowska