ROZSIANI PO ŚWIECIE
Urodziłam sie w Związku Radzieckim i przeżyłam w nim połowę mojego życia. Pochodzę z Syberii, która swą ogromną przestrzenią oddziela Zachód od Wschodu – stąd jednakowo daleko jest i do Moskwy, i do Waszyngtonu.
Odkąd sięgam pamięcią, bardzo lubiłam tańczyć. Tańczyłam w domu dla rodziny, potem w dziecięcym zespole. Jakby czytając w moich marzeniach, otworzono w naszym mieście szkołę baletową, zapraszając do pierwszej klasy akurat mój rocznik. Miałam szczęście! Urodziłam się w prawdziwie wolnym, jedynym takim na całym świecie państwie, gdzie nie było miejsca na przemoc czy przymusowe prace. Żyliśmy dla pięknej przyszłości, dla idei komunizmu. Przynajmniej wtedy w to wierzyłam.
A na dodatek miałam możliwość uczęszczania do szkoły baletowej! Kiedy dwa lata później w naszym mieście otwarto Teatr Opery i Baletu, byłam przeszczęśliwa, bowiem i my – uczniowie mogliśmy występować w spektaklach. Cóż to były za wieczory dla żyjącej marzeniami nastolatki! Z realnego świata po podniesieniu się kurtyny teatralnej wstępowałam w świat bajki i magii. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o istnieniu innej kurtyny, tej „żelaznej”, znałam jedynie tę, oddzielającą mnie od widowni.
Cała prawdę i przerażającą rzeczywistość odkryłam później. W tamtych czasach jeszcze nie wiedziałam, kim byli moi dziadkowie i dlaczego milczeli o swojej historii…
Z obserwacji, z niedomówień i późniejszych relacji dowiedziałam się w końcu, kim jestem. Moi dziadkowie i ojciec byli polskimi zesłańcami, wywiezionymi w latach 40. z rodzinnej wsi pod Grodnem, podobnie jak tysiące innych ludzi z Estonii, Finlandii, Litwy. W szkołach spotykałam rówieśników, którzy jakby wstydzili się mówić o przeszłości. Oni się po prostu bali, tak jak ja. Ale ja byłam ciekawa.
Później dowiedziałam się, że mój ojciec w latach 1941- 1942, mając zaledwie osiem lat, pracował w zakładach obronnych. A ja przez długie lata żyłam w przeświadczeniu, że w Związku Radzieckim jest sprawiedliwość, że nikt nikogo do niczego nie zmusza, że dzieci nie muszą pracować, tak jak to ma miejsce w okropnej Ameryce!
Kiedy zaczęłam rozumieć, że to, co dzieje się w moim kraju, jest farsą? Wszyscy dookoła udawali! Udawali, że wierzą w komunizm, udawali, że są wolni i szczęśliwi. Urodziłam się, uczyłam, studiowałam, pracowałam w komunizmie, wówczas też urodziły się moje starsze dzieci. Za nas decydowali inni, byliśmy malutkimi elementami ogromnej maszyny, nazywającej się Związek Radziecki. Ale zawsze chciałam zobaczyć, choćby przez dziurkę od klucza, ten nieznany „wolny” świat, który widziałam tylko w kinie. W dostępnych amerykańskich filmach żyli kolorowi ludzie, naturalni, rozluźnieni, uśmiechnięci, nie pod dyktando partii komunistycznej.
Dostrzegłam, że mój świat jest szary, że cały czas muszę coś komuś udowadniać, żyć w zgodzie z celami i kierunkiem partii. A jeśli nie, to zostanę zepchnięta z jasnej, wspólnej drogi szczęścia. Główny aspekt wychowania radzieckiego prześladuje mnie do dziś.
Wreszcie Związek Radziecki przestał istnieć. Jak tu opowiedzieć o nagłej i radykalnej zmianie życia? Nas przygotowano na realizację innego scenariusza, życie według innych reguł. Miałam kompleksy i nie wierzyłam w swoje siły. Jak żyć, jak wyżyć na Syberii, kraju zimnym, nieprzyjaznym, ale jednak moim? Nadeszła nie tylko wolność, ale i lawina informacji o stalinowskich represjach, prawda o zbrodniach reżymu radzieckiego. Ogarnęła nas pustka, straciliśmy nadzieję i perspektywy.
Może trudno zrozumieć, ale nadal niełatwo mi o tym pisać, co myślę o losie moich dziadków w Rosji. Oczywiście, obecne władze mówią o demokracji, o wolności słowa, ale kto nie żył w Rosji, ten mnie nie zrozumie. Nie zniknął do końca strach przed tym, że tamto powróci, że słowa prawdy przyniosą nową tragedię społeczeństwu. Nasza rosyjska wolność jest jak swego rodzaju zabawa – na razie pozwalają nam się bawić, ale jak długo ta zabawa będzie trwać, tego nikt nie wie. Jutro bowiem znów wszystko może się zmienić, bo życie ludzkie nie jest tu wiele warte.
Na szczęście dzięki skrywanej latami tęsknocie i ciekawości Polski odnalazłam swój własny cel. Przy Polskim Stowarzyszeniu w moim syberyjskim mieście założyłam polski zespół taneczny, ukończyłam kursy choreograficzne w Rzeszowie i zaczęłam organizować polskie imprezy. Oczywiście nie sama, gdyż znalazło się więcej ludzi, chcących odzyskać polską tożsamość, szukających swoich korzeni. Zrozumiałam, że mimo rosyjskiego paszportu mogę być Polką.
Przez pamięć o dziadkach i ojcu nauczyłam się języka polskiego. Dogoniłam polskość nie tylko dzięki wizytom u mieszkających teraz już w Krakowie córek, ale dzięki temu, że wraz z zespołem jeżdżę do Polski na festiwale i konkursy folklorystyczne.
Żelaznej kurtyny już nie ma, ale wraz z moimi podopiecznymi – dziećmi, tańczącymi w zespole ludowym, nadal odczuwam ten przyjemny dreszczyk emocji, kiedy prawdziwa kurtyna idzie w górę, a my przenosimy się w bajkowy, magiczny świat. Polski świat.
Julia Skidan, Krasnojarsk, Rosja
Zdjęcia: Stano Stehlik