Blask trąbki

„Wybrałem życie desperado. Na granicy. Tuż przy śmierci“ – takim wstępem opatrzył swoją autobiografię Tomasz Stańko. Nawiązuje w niej między innymi do swojego idola Milesa Devisa. „To jest mój guru, niewątpliwie mistrz i bardzo go cenię jako artystę, to jest dla mnie jeden z największych artystów XX wieku“ – wyjaśnia i opisuje, że jemu właśnie zawdzięcza swój osobliwy styl muzyczny.

„Mój dźwięk trąbki jest rozpoznawalny, unikalny, tak jak i Mailesa, byłem bowiem zachwycony jego filozofią muzyki“. Ale Stańko nie stroni też od europejskiej muzyki, a z polskich artystów najwięcej zawdzięcza zmarłemu w 1969 Krzysztofowi Komedzie, którego stał się nadwornym trębaczem.

‚„Nasze pierwsze spotkanie odbyło się w kuluarach Sali Kongresowej w 1963 roku, gdzie debiutowałem. Po tym koncercie od razu było wiadomo, że będziemy dalej grali razem“ – wspomina artysta.

W pierwszych latach swojej kariery Stańko był szczególnie mocno związany z Komedą, który najmocniej przyczynił się do stworzenia polskiej odmiany nowoczesnego jazzu. Przejął od niego pewien typ wrażliwości i głębokiego przeżywania, co pobrzmiewa w jego muzyce do dziś.

Podczas festiwalu Jazz for sale w Koszycach miałam wrażenie, że podczas interpretacji „Kattorny” Komedy przez Stańkę, nad sceną unosił się duch tego pierwszego.

Tomasz Stańko, który przed niespełna dwoma miesiącami obchodził siedemdziesiąte urodziny, to symbol polskiego jazzu. Zdarzali się już muzycy o porównywalnej skali talentu, ale nie było jednak i pewnie długo nie będzie drugiego, który potrafiłby utrzymać tak wysoki poziom muzyki przez tak długi czas. Stańko stoi także poza konkurencją, jeśli idzie o wymiar sukcesu w skali światowej.

W Koszycach wraz z zespołem (Wasilewski – pianino, Kurkiewicz – gitara basowa, Miśkiewicz – perkusja) zagrał koncert, jakiego jeszcze w tym mieście nie było. Blask jego trąbki pozostanie na długo w pamięci koszyckich słuchaczy.

Urszula Szabados

MP 12/2012