Moniki Kuszyńskiej powrót po traumie

 CZUŁYM UCHEM 

Grupa Varius Manx największą popularnością cieszyła się w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Z młodziutką Anitą Lipnicką jako wokalistką szturmem zdobyła listy przebojów piosenką „Zanim zrozumiesz” i płytą „Elf” (1995), z której utwory wykorzystano na ścieżce dźwiękowej filmu „Młode wilki”.

Później Lipnicka wybrała solową karierę, a jej miejsce w zespole zajęła Katarzyna Stankiewicz. Mimo tej zmiany dobra passa Varius Manx trwała – hit „Orła cień” nuciła cała Polska, a kolejne albumy „Ego”(1996) i „End”(1997) uzyskały status platynowych płyt. Współpraca ze Stankiewicz zakończyła się w roku 2001.

W mediach huczało wówczas od plotek o trudnym, wręcz despotycznym charakterze lidera Varius Manx Roberta Jansona. Nie brakowało głosów, że to z jego winy zakończyła się współpraca najpierw z Lipnicką, a potem ze Stankiewicz – odeszły, nie wytrzymując presji, którą Janson miał na nie wywierać.

W środku burzy, która rozpętała się wokół Varius Manx, w gęstej i napiętej atmosferze do grupy dołączyła Monika Kuszyńska. Podzieliła fanów zespołu – najbardziej zagorzali twierdzili, że nie dorasta do pięt poprzedniczkom, zwłaszcza Lipnickiej; bardziej liberalni postanowili dać jej szansę. Utwory „Maj”, „Moje Eldorado” pojawiły się na antenie rozgłośni radiowych, ale nie powtórzyły sukcesów wcześniejszych propozycji Varius Manx. Wiele wskazywało na to, że Monika Kuszyńska pozostanie w cieniu wcześniejszych wokalistek grupy i nie zdobędzie tak dużej jak one popularności i sympatii fanów.

Przypadek sprawił, że stało się inaczej. W maju 2006 roku muzycy Varius Manx zostali poważnie ranni w wypadku samochodowym. Najpoważniejsze obrażenia odniosła Monika Kuszyńska – w konsekwencji uszkodzenia kręgosłupa została sparaliżowana i porusza się na wózku inwalidzkim. Ta osobista tragedia zyskała młodej wokalistce życzliwość i współczucie nie tylko fanów Varius Manx.

Trudno jednak było odnaleźć się jej w nowej, ekstremalnej sytuacji. Skupiona na żmudnej rehabilitacji, rozczarowana brakiem wsparcia ze strony pozostałych członków zespołu (który notabene nagrywa i koncertuje z nową wokalistką) wycofała się z show biznesu na kilka lat.

Przełom nastąpił w 2009 roku, kiedy – jak sama mówi – zaakceptowała rzeczywistość, w której przyszło jej funkcjonować, i przestała wstydzić się swojego kalectwa. Po gościnnych występach na płytach innych artystów przyszedł czas na wywiady, sesje zdjęciowe i w końcu udział  w programie „Bitwa na głosy”. Ośmielona ciepłym przyjęciem publiczności Kuszyńska wydała płytę „Ocalona”, która miała premierę w czerwcu tego roku.

Piosenkarka nie ukrywa, że wypadek był przełomowym momentem w jej życiu; że je zrujnował, a później przewartościował zupełnie. I że był najsilniejszą inspiracją do napisania utworów, które znalazły się na „Ocalonej”. „Drodzy słuchacze, oddaję w Wasze ręce moje spełnione marzenie, zamknięte w dźwiękach i słowach.

Po sześciu latach walki z niemocą ciała i ducha zdobyłam się wreszcie na odwagę, by wrócić do mojej pasji, którą jest śpiewanie” – mówiła artystka o swoim albumie. „Ta płyta jest więc dla mnie wyjątkowo ważna nie tylko dlatego, że jest moim solowym debiutem. Jest ona przede wszystkim moim osobistym symbolem zwycięstwa nad bólem, lękiem i bezsilnością” – podkreślała.

W warstwie muzycznej „Ocalona” jest bliska dokonaniom Varius Manx, ale bardziej wyrafinowana i subtelniejsza (szczególnie świetny, lekko jazzujący „Witaj w moim śnie”). Bardzo interesująco prezentują się również „Zostań chwilo” i „Moje anioły na ziemi”. Teksty są przemyślane, przejmujące, niekiedy ocierają się o piosenkę religijną (i to są zdecydowanie słabsze momenty na płycie, szczególnie „Zesłany nam cud”).

Całość nie jest może bardzo odkrywcza i wybitna, ale brzmi spójnie, melodyjnie i przyjemnie. Niebagatelnym atutem jest też to, że w każdym utworze Kuszyńska jest przekonująca i wiarygodna. Szkoda tylko, że tę naprawdę ciekawą płytę zainspirowały tak dramatyczne wydarzenia.

Katarzyna Pieniądz

MP 9/2012