Egzotyczne smaki Malezji

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

Gdzie znajduje się to Kuala Lumpur? Zastanawiałam się, kiedy mąż poinformował mnie, że zamierza ubiegać się o stanowisko pracy w Malezji, gdzie jego firma otwierała nowy oddział. Brzmiało to tak nieprawdopodobnie, jakbym się właśnie dowiedziała, że zamieszkam na Księżycu!

 

Koniec świata

W kwietniu 2008 roku wylądowałam w Kuala Lumpur. Na mapie Malezja wyglądała jak koniec świata: południowa część Półwyspu Malajskiego oraz północna część wyspy Borneo. Malezja rozmiarem przypomina Polskę. Jej powierzchnia jest bliska powierzchni naszego kraju, przy czym liczba ludności wynosi ok. 29 mln, czyli gęstość zaludnienia jest tu dużo mniejsza niż w Polsce.

W samym Kuala Lumpur nie da się tego odczuć. Jest dość tłoczno. Wszędzie. I to na początku był jeden z największych moich problemów. Pochodzę z Żagania, małego miasteczka w woj. lubuskim, studiowałam we Wrocławiu i nigdy tak naprawdę nie doświadczyłam tłumu. A w Malezji gdziekolwiek nie poszłam, wszędzie otaczało mnie mnóstwo ludzi.

Azjaci potrzebują dużo mniejszej przestrzeni prywatnej niż Europejczycy. Skutek jest taki, że nie trzymają dystansu wobec drugiego człowieka. Każda wyprawa do miasta kończyła się zmęczeniem i bólem głowy. A muszę tu dodać, że centra handlowe to główny cel wycieczek Malezyjczyków. Oni po prostu uwielbiają zakupy. Na pewno jest to trochę związane z klimatem w tej części świata: wnętrze klimatyzowanego centrum handlowego zachęca do odwiedzin komfortową temperaturą, idealną do spacerów, podczas gdy na zewnątrz jest 30 stopni Celsjusza i wysoka wilgotność.

Poza tym chodniki na ulicach zupełnie nie są dostosowane do potrzeb pieszego: wysokie krawężniki, motory i samochody zaparkowane na wszelkie możliwe sposoby utrudniające poruszanie się pieszym, chodniki prowadzące donikąd, kończące się nieoczekiwanie, aby równie nieoczekiwanie zacząć się po 200 m na drugiej stronie bardzo ruchliwej ulicy. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić… A nam się chyba udało, bo polubiliśmy Malezję.

 

Wieczne wakacje?

Nigdy wcześniej nie mieszkałam na stałe poza granicami Polski. Owszem, podróżowałam po innych krajach, odwiedziłam Indie, Izrael, USA czy Turcję, a to kraje zdecydowanie różniące się od naszej polskiej rzeczywistości. Jako turystka przyjeżdżałam, oglądałam, ale zawsze wracałam do tego, co znajome i bezpieczne.

Malezja uświadomiła mi, że doświadczanie egzotyki jest wspaniałe, ale na dłuższą metę może być też męczące. I było. Pierwsze kilka tygodni praktycznie tylko zwiedzałam. A jest tu co oglądać. Krajobraz samego Półwyspu Malezyjskiego jest raczej monotonny, ale otaczające wyspy są przeurocze: Perhentian, Tioman, Redang, Langkawi czy choćby Penang.

Sipadan czy Mabul u wybrzeży Borneo to jedno z 10 najpiękniejszych miejsc do nurkowania na świecie! Moi znajomi z Polski, oglądając zdjęcia z tych wysp, stwierdzili, że moje życie wygląda jak wieczne wakacje, a wyspy jak raj na ziemi. My jednak prowadzimy tutaj zupełnie normalne życie, tyle że zamiast do Karpacza na długi weekend jeździmy na wyspy.

 

Mieszanka kulturowa

Mimo iż ludzie są tutaj niesamowicie przyjaźni, tutejsza mentalność jest zupełnie inna niż europejska. Malezyjczycy zdają się nie liczyć czasu, żyją z minuty na minutę i wydaje się, że nigdy się nie spieszą, często się spóźniają i rzadko to, o co prosimy, jest zrobione na czas. Często się zdarzało, że wracałam do domu sfrustrowana, bo nie udało mi się czegoś załatwić.

Czasem dlatego, że osoba z którą rozmawiałam przez telefon podała mi nieprawdziwe informacje, zupełnie niezłośliwie, co okazywało się dopiero po dotarciu do danej firmy. Czasem wykonawca nie dojechał na umówione spotkanie, bo… był głodny i udał się na posiłek. Prawie 2 lata zajęło mi uporanie się z malezyjskim podejściem. Mimo że wiem, czego mogę się spodziewać, wciąż jestem zaskakiwana.

Czasem chciałoby się zrzucić winę za konkretne przywary na daną grupę narodowościową, ale przez to, że społeczeństwo malezyjskie jest tak bardzo zróżnicowane, trudno jest przypisać wady jednemu narodowi. Są tutaj bowiem trzy główne grupy etniczne: Malajowie i ludność rdzenna – ok. 61%, Chińczycy – ok. 24%, Hindusi – ok. 7%. Pozostałe 8% to różnorodna mieszanka z wszystkich zakątków świata.

Kraj jest zdominowany przez Islam, którego wyznaje ok. 58% ludzi. Pozostałe religie to buddyzm i różne religie chińskie – ok. 21%, protestantyzm – 5%, hinduizm – 5% i katolicyzm – niecałe 3%. Cała ta mieszanka kulturowa sprawia, że życie codzienne jest tutaj wyjątkowo ciekawe. W każdym prawie miesiącu mamy jakieś święto, bo każda grupa obchodzi swoje święta. Tak więc świąt państwowych jest w roku ok. 20.

 

Jadłeś już?

Pytanie o to, czy się już jadło, jest standardowym malezyjskim pytaniem grzecznościowym, tak jak w Polsce pytamy naszego rozmówce o samopoczucie. Bo jedzenie w Malezji jest najważniejsze. Czasami zdarza się, że jakiś pracownik nie dotrze na umówione spotkanie, ponieważ był głodny i musiał coś zjeść!

Uwielbiam gotować i jeść, więc Malezja wydała mi się rajem. W początkowych tygodniach każdy dzień był wypełniony nowymi doświadczeniami i doznaniami, zwłaszcza kulinarnymi. Jedzenie jest sprzedawane dosłownie wszędzie. Wszystkie smaki były dla mnie nowe i mocno egzotyczne. Stoiska z jedzeniem są na ulicach, chodnikach, trawnikach, skwerkach, czyli wszędzie, gdzie jest nieco miejsca i są ludzie, skłonni je kupować. Porzuciłam więc gotowanie i rozpoczęłam niekończącą się degustację. W tym miejscu należy koniecznie przytoczyć kilka słów o różnorodności kuchni malezyjskiej, z której Malezyjczycy są bardzo dumni.

Każda z trzech dominujących grup etnicznych ma swoją odrębną kuchnię. Jedzenie w Malezji jest wyzwaniem dla osób, które nie przepadają za pikantnymi potrawami. Tutaj prawie wszystko jest pikantne! Kuchnia malajska, chyba najbardziej pikantna ze wszystkich, oparta jest na ryżu, daniach z ryb, owoców morza, wołowiny, baraniny oraz wszelkiego rodzaju warzyw – wszystko to w pikantnych sosach, często z mlekiem kokosowym z dodatkiem aromatycznej trawy cytrynowej. Najbardziej malajskim ze znanych mi dań jest tzw. nasi lemak (‘tłusty ryż’).

Jest do danie z ryżu, ugotowanego z mlekiem kokosowym, z sosem, zawierającym głównie papryczki chili, cebulę, czosnek i pastę krewetkową, podawany z małymi smażonymi rybkami, prażonymi orzeszkami ziemnymi, ugotowanym na twardo jajkiem i plasterkami zielonego ogórka. Danie to stanowi poważne wyzwanie, zwłaszcza, że serwowane jest na śniadanie.

Kuchnia indyjska to w dużym skrócie po prostu różne odmiany curry. Jest to oczywiście ogromne uproszczenie niesamowicie bogatej w smaki kuchni indyjskiej, ale to właśnie te pikantne i aromatyczne sosy zachwycają najbardziej. Podawane są z ryżem bądź najróżniejszymi plackami z mąki pszennej (roti chanai, naan), z mieszanki mąki pszennej i ryżowej (tosai), z mąki z soczewicy (paratha), a nawet takiej, robionej z gotowanego ryżu (idly). Trzecia kuchnia to kuchnia chińska. Jak mówią sami Chińczycy, można w niej znaleźć dosłownie wszystko.

Każdy rodzaj mięsa, ryby, owoce morza, warzywa, makarony i pierożki, po nieskończone rodzaje tofu. Najczęstsze przyprawy to sos sojowy, czosnek, imbir, olej sezamowy i dobrze nam znany szczypiorek. To jedyna kuchnia tutaj, w której zwolennicy mniej ostrych dań znajdą też coś dla siebie.

 

„Chleba powszedniego….“

Poza tym w Malezji bardzo popularna jest kuchnia japońska, koreańska, arabska, włoska i amerykańska. Niestety sklepu polskiego czy restauracji nie ma. Musiałam radzić sobie sama. Już w pierwszym roku sama robiłam w domu twaróg, w tym kraju nieosiągalny. Znalezienie importowanej, puszkowanej kiszonej kapusty wywołało prawie euforię.

Kolejne próby poszukiwania wędlin kończyły się fiaskiem, aż w końcu udało mi się w lokalnych supermarketach odkryć działy non halal. Są to wydzielone miejsce w większości supermarketów, gdzie można kupić produkty z wieprzowiny oraz inne produkty nieposiadające islamskiego certyfikatu halal, poświadczającego, że produkt jest wyprodukowany zgodnie z nakazami religii. Islam uważa wieprzowinę za nieczystą, stąd można ją nabyć tylko w tych działach, prowadzonych najczęściej przez Chińczyków, którzy wieprzowinę po prostu uwielbiają.

Najwspanialszym jednak odkryciem była piekarnia wypiekająca chleb pszenno-żytni. Kilogramowy bochenek takiego chleba kosztuje w przeliczeniu 14 złotych. Drogo, ale warto!

 

„Rodzina zastępcza“

W Malezji gotuję właściwie tylko na spotkania z malezyjską Polonią i wtedy, kiedy nas najdzie ochota na jakieś polskie smaki. Polaków nie ma tutaj wielu, może 100 osób. Czasem podejrzewam, że może więcej. Możliwe, że ci nam nieznani żyją gdzieś obok, nieświadomi istnienia Polonii w Malezji. Po przyjeździe do Kuala Lumpur kontakt z polską ambasadą spowodował, że grono naszych polskich przyjaciół się poszerzyło, wcześniej bowiem znaliśmy tylko kilkoro Polaków.

Teraz mamy naprawdę sporo przyjaciół! To taka nasza rodzina zastępcza na obczyźnie. Oczywiście nie zastępuje ona tej prawdziwej, ale to z nią spędzamy Wielkanoc, Boże Narodzenie czy Sylwestra, z nią dzielimy się swoimi problemami i to z nią tworzymy wspólne wspomnienia z Malezji. Właśnie mijają cztery lata naszego pobytu w Malezji. Miały być tylko dwa. Na razie nie planujemy powrotu do Polski. Malezja stała się naszym domem.

Magdalena Brzuskiewicz, Malezja

MP 6/2012MP 7-8/2012