Michał Witkowski na tropie

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Ostatnią powieść autora słynnego „Lubiewa” poważny tygodnik opiniotwórczy umieścił na liście książek – wydarzeń literackich roku 2011 obok np. „Listów 1956–1978” Stanisława Lema i Sławomira Mrożka, biografii Miłosza autorstwa Andrzeja Franaszka czy „Włoskich szpilek”  Magdaleny Tuli. To, że książka Witkowskiego znalazła się na tej liście, nie jest niespodzianką, bowiem jej autor pisać potrafi. Zaskoczył nas jednak wyborem gatunku literackiego, dołączając dzięki Drwalowi (Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2011) do czołówki polskich autorów powieści kryminalnych.

W ostatnich latach dobry polski kryminał to już nie tylko Marek Krajewski, ale także doskonały Marcin Wroński, który swój cykl kryminałów retro zapoczątkował w 2007 roku Morderstwem pod cenzurą, a w 2011 wydał świetną powieść tej serii A na imię będzie jej Aniela.

Do liderów gatunku należy również Zygmunt Miłoszewski. Jego Uwikłania entuzjastycznie zostały przyjęte także przez Anglików, a wydane w ubiegłym roku Ziarno prawdy zbiera te najlepsze recenzje i pochwały czytelników. Surowy zwykle w ocenach Jerzy Pilch nazwał Miłoszewskiego rasowym pisarzem. Tak więc Michał Witkowski ze swoim Drwalem znalazł się w doborowym towarzystwie.

Zawikłana intryga kryminalna Drwala, pełna humoru i autoironii, rozgrywa się w listopadowych „odartych z ostatnich iluzji i marzeń o Las Vegas” Międzyzdrojach, do których przybywa bohater powieści – sam Michał Witkowski.

Witkowski-pisarz z dużą autoironią kreśli swego bohatera Witkowskiego-celebrytę, tyjącego pedzia, uzależnionego od antydepresantów, znerwicowanego snoba, wpadającego w najrozmaitsze tarapaty, zbierającego doświadczenia, które być może przydadzą mu się „do prozy”, którą zamierza napisać. Ale nasz bohater to też pisarz wrażliwy na niuanse językowe, szukający natchnienia w XIX-wiecznych kronikach kryminalnych.

W leśniczówce tajemniczego drwala zamierza napisać kryminał. Tam też wpada na trop prawdziwej zbrodni, a poszlaki prowadzą go do ośrodka wypoczynkowego dla prominentów, do którego przyjeżdżał również pewien doktor z doktorową. I tym tropem bohater pójdzie dalej, chociaż mafia z Międzyzdrojów ostrzeże go, by przestał mieszać się w sprawy, które go nie dotyczą, i poradzi, by kryminału nie pisał.

Ponury jest świat powieściowy Witkowskiego, zaludniony szemranymi dresiarzami, paskudnymi mafiosami, taksiarzami i dziwkami, rozgrywającymi między sobą najrozmaitsze nieczyste gry. Ale pełna odniesień literackich i humoru książka to po Lubiewie jego najlepsza powieść, którą warto przeczytać.

W wywiadzie, udzielonym „Gazecie Wyborczej”, Witkowski obiecuje czytelnikowi, że „następna książka będzie jeszcze bardziej surowa”. I jednocześnie zwierza się, że: „kryminał chciałem napisać od zawsze. Tylko uważałem, że nie umiem. Dalej nie umiem, ale wierzę, że ten zdobyty przy Drwalu warsztat nie pójdzie na marne”.

Wyjaśnia też, że do pisania kryminału skłonił go realizm, który ten gatunek literacki wymusza, a ponadto bardzo chciał „odmalować to cholerne wybrzeże realistycznie, jak jakiś Prus”. Dostrzega duże możliwości, jakie współczesny kryminał daje autorowi i stwierdza, że zawsze jest w nim miejsce np. na całe mnóstwo obserwacji obyczajowych, na indywidualizację języka.

Na pytanie dziennikarki Doroty Wodeckiej, czy chce być autorem powieści popularnych, odpowiada twierdząco, ale z zastrzeżeniem: „O tyle, o ile się da, nie rezygnując z artystyczności, czyli tych wszystkich moich cudów językowych, różnych obserwacji obyczajowych, pięknych zdań, wszystkiego, co odróżnia te powieści od produkcyjniaków sformatowanych pod konkretny target, np. singielki z dużych miast”. Możemy więc oczekiwać od autora Drwala kolejnych dobrych, nowoczesnych powieści.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 4/2012