TO WARTO WIEDZIEĆ
„Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć”.
Maria Skłodowska-Curie
Rok 2011 został ogłoszony przez Sejm RP Rokiem Marii Skłodowskiej-Curie, wybitnej polskiej fizyczki i chemiczki, współtwórczyni nauk o promieniotwórczości, dwukrotnej noblistki, pierwszej kobiety-profesora paryskiej Sorbony, kobiety, która nie bała się wkroczyć w dziedzinę do tej pory uważaną za czysto męską i osiągnąć w niej sukces, przełamując swymi dokonaniami panujące stereotypy w ocenie umysłowości kobiet.
I chociaż stale jest obecna w świadomości społecznej Polaków i Francuzów, co potwierdzają jej pierwsze miejsca w najrozmaitszych ankietach na najwybitniejszą Polkę czy kobietę, warto przypomnieć znane i mniej znane fakty z życia wielkiej uczonej.
Gdy w październiku 1891 roku warszawianka Maria Skłodowska stanęła na peronie paryskiego dworca, miała 24 lata, za sobą egzamin dojrzałości, kilka lat pracy jako nauczycielka domowa, udział w wykładach konspiracyjnego Uniwersytetu Latającego, lata samokształcenia w dziedzinie matematyki, fizyki i chemii i pierwszą miłość. Przy sobie – niewielki bagaż, równie niewielką sumę pieniędzy i – co najważniejsze – dyplom żeńskiego gimnazjum rządowego, upoważniający do studiów wyższych. Przed sobą realną możliwość realizacji swych wieloletnich marzeń – studia na Sorbonie.
Już w listopadzie – jako pierwsza kobieta – zdała egzaminy wstępne z fizyki i matematyki na Wydział Matematyczno-Przyrodniczy Sorbony. Żyjąc w bardzo skromnych warunkach, utrzymując się z korepetycji, a później ze stypendium Aleksandrowiczów, przyznawane zdolnym, ale ubogim studentom studiującym za granicą, skupiła się całkowicie na studiach. W 1893 roku uzyskała z pierwszą lokatą licencjat z fizyki, a rok później z matematyki.
Rok 1894 obfitował w ważne dla niej wydarzenia. Na jego początku Maria otrzymała od francuskiego Stowarzyszenia dla Popierania Przemysłu Narodowego zlecenie na samodzielne badania właściwości magnetycznych różnych gatunków stali. Pracowała z zapałem.
Po latach jej córka Ewa napisała: „Namiętnie zaczyna kochać tę jedyną w świecie atmosferę skupienia, ciszy i jakiegoś fanatyzmu pracy; atmosferę laboratoriów, która odtąd do końca życia będzie jej droższa nad wszystko” (E. Curie, Maria Curie – stąd pochodzi większość cytatów).
W tym czasie Skłodowska poznała też młodego uczonego Piotra Curie, pracującego w Miejskiej Szkole Fizyki i Chemii Przemysłowej, mającego już poważne osiągnięcia w zakresie fizyki kryształów i badań nad magnetyzmem. Od pierwszej chwili było widać między nimi nić sympatii; połączyły ich zainteresowania naukowe, a potem uczucie.
Piotr widział w Marii nie tylko równorzędnego partnera intelektualnych debat, ale też atrakcyjną kobietę, z którą chciał przeżyć całe życie. Ona, która paryskie lata świadomie spędzała w osamotnieniu, koncentrując się na nauce, witała jego towarzystwo, ale wiązać się nie chciała – planowała powrót do Polski.
Swych uczuć nie była pewna. Podczas spędzanych w Polsce wakacji w 1894 roku próbowała jeszcze znaleźć pracę w którymś z laboratoriów Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale i tu – podobnie jak ze strony Uniwersytetu Warszawskiego – spotkała ją odmowa, gdyż uczelnie nie zatrudniały kobiet.
Piotr w tym czasie zasypywał ją listami; dla niego ta miłość warta była każdej ceny, gotowy był nawet zrezygnować ze swej ukochanej pracy i wyjechać do Polski. A takiej miłości trudno się oprzeć.
W dniu 26 lipca 1895 w merostwie w Sceaux odbył się ich ślub cywilny. Był to, jak na owe czasy, ślub nieszablonowy; bez welonu, bez obrączek. Nietypowa też była podróż poślubna; młodożeńcy wsiedli na otrzymane w prezencie rowery i udali się na wędrówkę po malowniczych okolicach Ile-de-France. Odtąd rowery towarzyszyły państwu Curie niemal na wszystkich wakacjach.
Po powrocie do Paryża Maria kontynuowała badania nad właściwościami magnetycznymi stali i w 1898 roku wydała swą pierwszą samodzielną pracę Własności magnetyczne zahartowanej stali.
Wcześniej, w 1896 roku zdała egzamin konkursowy, upoważniający ją do nauczania w żeńskich szkołach średnich i wyższych. W roku 1897 urodziła pierwszą córkę – Irenę.
Kolejny etap to doktorat. Zdecydowała się kontynuować badania francuskiego fizyka Henryka Becquerella o luminiscencji soli uranu. Pociągło ją – jak pisała w swej autobiografii – to, że „kwestia ta była zupełnie nowa i nie posiadała jeszcze żadnej bibliografii”. W wyniku podjętych badań wysunęła tezę o atomowym charakterze promieniowania.
Wychodząc z tego założenia i z wyników metodycznych badań dotąd znanych pierwiastków, stwierdziła, że samorzutnie promieniują nie tylko sole uranu, ale także związki toru. Zjawisko to nazywała promieniotwórczością.
W trakcie dalszych badań próbek zawierających uran i tor stwierdziła, że niektóre z nich wykazywały promieniowanie znacznie silniejsze, niżby to wynikało z zawartej w nich ilości uranu czy toru. Na tej podstawie zbudowała śmiałą hipotezę, że ciałem tak silnie promieniującym w rudzie uranu może być tylko nieznany jeszcze pierwiastek. Komunikat o tej hipotezie ogłosiła Akademia Francuska w kwietniu 1898 roku.
Od hipotezy do wyodrębnienia pierwiastka daleka droga. Piotr Curie, który dotąd nie uczestniczył w pracach żony, teraz postanowił zawiesić swoje badania kryształów i stanąć przy niej. „I odtąd w wielkim dziele małżonków Curie nie będzie można wyodrębnić udziału jej i jego” – napisała po latach Ewa Curie.
W lipcu tegoż roku w Sprawozdaniach Francuskiej Akademii czytamy już o wyodrębnieniu przez nich nieznanego metalu i o propozycji nazwania go polonem „od imienia ojczyzny jednego z nas”.
W dniu 26 grudnia 1898 roku w tych samych Sprawozdaniach znalazł się komunikat podpisany przez Marię i Piotra Curie oraz ich ówczesnego współpracownika Bémonta o odkryciu nowego związku promieniotwórczego, w którym znajduje się nowy, silnie promieniotwórczy pierwiastek. Proponowali nazwać go radem.
W chwili opublikowania komunikatów zarówno polon, jak i rad istniały tylko teoretycznie, nikt ich nie widział, ich istnienie mogło jedynie potwierdzić określenie ciężaru atomowego. Nad wyodrębnieniem polonu i radu małżonkowie Curie pracowali przez kolejne cztery lata.
O tym okresie, dziś najbardziej znanym, Maria Skłodowska-Curie we wspominanej autobiografii napisała: „Nie mieliśmy ani pieniędzy, ani żadnej pomocy, by wykonać to trudne zadanie. A jednak w tej nędznej szopie spędziliśmy najlepsze i najszczęśliwsze dni tego życia, wyłącznie poświęcone pracy
Czterdzieści pięć miesięcy morderczej pracy skończyło się zwycięstwem – w 1902 roku Maria Skłodowska-Curie wydzieliła jeden gram czystej soli radu i określiła ciężar atomowy pierwiastka na 225. Wyniki tych badań stały się podstawą jej pracy doktorskiej, zatytułowanej Badania nad ciałami promieniotwórczymi. Pracę obroniła w 1903. Była pierwszą kobietą, która otrzymała tytuł doktora nauk fizycznych.
Oboje małżonkowie kontynuowali badania nad właściwościami radu; kiedy okazało się, że jego promieniowanie wywiera wpływ na żywe organizmy, i kiedy badaczom Ch. Bourchardowi, V. Balthazardowi i P. Curie udało się eksperymentalnie udowodnić, że to promieniowanie może być wykorzystane do niszczenia chorych tkanek, we Francji, a później także poza jej granicami, rozwinęła się przemysłowa produkcja tego cennego pierwiastka.
W listopadzie 1903 roku Akademia Nauk w Sztokholmie podała wiadomość, że Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki przyznano za odkrycie promieniotwórczości. W połowie otrzymał ją Henri Becquerell, a w połowie małżonkowie Curie. Maria była pierwszą kobietą, która tę nagrodę dostała. Szwedzka Akademia nie miała oporów, przyznając ją kobiecie, natomiast prasa francuska dowodziła, że madame Curie jest nikim innym, jak tylko żoną genialnego uczonego, w którym roznieca iskrę bożą.
W dniu 6 grudnia 1904 roku Maria urodziła drugą córkę Ewę. Po porodzie szybko wróciła do pracy w laboratorium.
W dniu 19 kwietnia 1906 roku Piotr Curie stracił życie pod kołami sześciotonowego wozu. Maria ciężko zniosła ten cios. Ratunek znalazła w pracy. Rada Wydziału Matematyczno-Przyrodniczego Sorbony powierzyła jej katedrę, którą dotąd kierował jej mąż, oraz kierownictwo jego laboratorium. Dwa lata później mianowano ją profesorem zwyczajnym Sorbony. Była pierwszą kobietą, która we Francji otrzymała tak wysokie stanowisko i tak wysoki tytuł akademicki.
Zespół jej współpracowników się rozrósł, a ona po raz wtóry sprecyzowała ciężar atomowy radu. Praca nad jego wydzieleniem w postaci metalicznej w końcu się jej udała. Prowadziła też dalsze badania nad polonem, opracowała ważną dla medycyny metodę „ważenia” ciał promieniotwórczych i przygotowała złożony potem w Sévres międzynarodowy wzorzec radu. Z zagranicy otrzymała liczne doktoraty honorowe. Namawiana przez kolegów uczonych w 1911 roku kandydowała do Akademii Francuskiej. Jej konkurentem był wybitny uczony, katolik Edward Branly.
Pomiędzi „curistami” i „branlistami” – partią wolnomyślicieli a partią klerykałów – wybuchła namiętna walka. Ci drudzy twierdzili, że kobiety nie mogą zasiadać w Akademii, podszeptywali też katolikom, że Maria jest Żydówką, a wolnomyślicielom, że katoliczką.
Mówili i pisali, iż kobieta, kandydując, „narusza naturalną strukturę porządku świata”, a Octav Mirbeau dowodził, że to niedorzeczne, by kobieta mogła zostać członkiem Akademii, bo „kobieta to nie mózg, to płeć i tak jest o wiele lepiej.
Ma do odegrania tylko jedną rolę – uprawianie miłości, by zachować rasę”. W głosowaniu Maria przegrała jednym głosem. Dodajmy, że kilka lat później, w 1922 roku paryska Akademia Medyczna przyjęła ją w swe szeregi z własnej inicjatywy. Była pierwszą kobietą, którą ten zaszczyt spotkał.
Ale powróćmy do roku 1911, kiedy to spełniło się marzenie Marii – w Paryżu rozpoczęła się budowa Instytutu Radowego im. Piotra Curie. Przywykliśmy w Marii Skłodowskiej-Curie widzieć jedynie genialną, wiecznie zapracowaną uczoną, żonę i matkę, zapominając, że była też interesującą, piękną kobietą, której urok zauważali francuscy dziennikarze, a Einstein powiedział o niej, że tyle erotyzmu, ile było w jej oczach, nie widział w oczach żadnej innej kobiety.
Maria kochała i była kochana. Wiemy o jej pierwszej miłości do Kazimierza Żóławskiego, o wielkiej miłości, która połączyła ją z Piotrem Curie. Po tragicznej śmierci Piotra kochał się w niej chemik A. Debierne, a także inny przyjaciel Piotra, sławny fizyk Paul Langevin. I właśnie romans z Langevinem, który miał żonę i czworo dzieci, wywołał wielki skandal. Żona Paula Jeanne przechwyciła listy zakochanych i znieważyła spotkaną na ulicy Marię.
Sprawa przedostała się do prasy, a ponieważ dotyczyła ludzi znanych, stała się gorącym tematem pierwszych stron gazet. „Le Journal” opublikował artykuł, zaczynający się od słów: „Ognie radu, który promieniuje tajemniczo, zrobiły nam niespodziankę, roznieciły pożar w sercach uczonych […]”.
Prasa prawicowa podchwyciła temat – tygodnik „L’Oeuvre” opublikował wybór z korespondencji zakochanych, za co Paul wezwał jego redaktora naczelnego na pojedynek. Do strzelaniny jednak nie doszło, bowiem Gustav Tery w ostatniej chwili opuścił lufę pistoletu.
Nie doszło też do procesu, jaki żona chciała wytoczyć Paulowi; skończyło się podpisaniem między nimi ugody. Cała skrajnie prawicowa prasa zwróciła ostrze piór swych redaktorów przeciw Marii Skłodowskiej-Curie, obrzucając ją inwektywami jako cudzoziemkę, okropną Polkę, gdzie indziej jako Żydówkę, ateistkę i ibsenistkę, rozbijającą francuskie rodziny.
W efekcie tej nagonki część opinii publicznej żądała jej usunięcia z Sorbony. Kampania jednak ucichła, gdy sama zainteresowana zagroziła prasie żądaniem wysokiego odszkodowania na cele badawcze za publikowanie nieprawdziwych informacji. W obronie Marii stanęli też wybitni naukowcy Europy.
Nie było trzeba czekać długo, a dla tej samej prasy, często dla tych samych dziennikarzy, pani Curie stała się „ambasadorką Francji”, ba „najczystszą przedstawicielką geniuszu francuskiej rasy ”, „narodową chwałą”, ale nikt nie pisał wówczas o jej polskim pochodzeniu.
W listopadzie 1911 roku szwedzka Akademia Nauk przyznała jej Nagrodę Nobla po raz drugi, tym razem z chemii, za prace nad właściwościami chemicznymi i fizycznymi polonu i radu oraz za prace dotyczące metod wyodrębniania, oczyszczania i pomiaru aktywności pierwiastków promieniotwórczych.
Gdy radzono Marii, by z powodu wspomnianej afery nie odbierała osobiście nagrody, odparła: „Uważam, że nie ma związku między moją pracą naukową a życiem prywatnym” i dodała: „Nie zgadzam się z poglądem, że potwarz i zniesławienie mogą mieć wpływ na ocenę wartości pracy naukowej” i wraz z siostrą Bronisławą Dłuską i starszą córką Ireną pojechała do Sztokholmu, by wziąć udział w uroczystościach. Była pierwszą osobą, która Nagrodę Nobla otrzymał dwukrotnie.
Wyczerpana pracą, zraniona prasową nagonką całe miesiące chorowała, otoczona opieką rodziny i wiernych przyjaciół. Kiedy w Warszawie powstał projekt założenia laboratorium do badań nad promieniotwórczością i w maju 1912 roku do Paryża przybyła delegacja polskich naukowców pod przewodnictwem Henryka Sienkiewicza, by zaproponować Marii powrót do kraju i kierownictwo powstającego laboratorium, po dość długim wahaniu odmówiła; czuła się zbyt wyczerpana, a poza tym w Paryżu trzymał ją budowany Instytut Radowy, o którym marzyli z Piotrem.
Zgodziła się jednak kierować laboratorium na odległość – na miejscu mieli je prowadzić jej uczniowie: Jan Danysz i Ludwik Wertenstein. W 1913 roku przybyła do Warszawy na uroczyste jego otwarcie.
Latem poczuła się na tyle dobrze, by z córkami, w towarzystwie Alberta Einsteina i jego syna wybrać się w Alpy. Po powrocie do Paryża dzieliła czas między Sorboną, laboratorium i budową Instytutu, składającego się z dwu części: laboratorium do badań nad promieniotwórczością, którym miała kierować, i laboratorium biologii i curieterapii (jak dawniej określano radioterapię), w którym prof. Klaudiusz Regaud prowadzić miał prace teoretyczne i praktyczne z zakresu leczenia raka. W lipcu 1914 roku „świątynia przyszłości”, jak nazywano nowoczesny instytut, była gotowa.
Drugiego sierpnia 1914 roku w liście do przebywających w Bretanii córek Maria napisała: „Drogie moje córki, mobilizacja rozpoczęta, a Niemcy weszli w granice Francji bez wypowiedzenia wojny”. Została w Paryżu sama. Zapominając o złym stanie swego zdrowia i wiedząc, że jej druga ojczyzna Francja jest w potrzebie, wychowana w patriotycznym duchu, znów pałała energią i śmiałą inicjatywną. Widząc niemal całkowity brak urządzeń rentgenowskich zarówno na tyłach, jak i na froncie, w ciągu kilku godzin zrobiła spis wszystkich aparatów, będących w laboratoriach Sorbony i w magazynach.
Zarekwirowała je i przekazała szpitalom okręgu paryskiego. Do obsługi tychże aparatów zmobilizowała profesorów i inżynierów, których nie objęła mobilizacja. Osobny problem stanowiły szpitale polowe, do których w zastraszającej liczbie napływali ranni. Wiele z nich nie miało nie tylko sprzętu rentgenowskiego, ale także dostępu do prądu. I w tym przypadku zwyciężył praktyczny zmysł Marii.
Zwróciła się o pomoc do Związku Kobiet Francuskich, a za otrzymane od niego pieniądze przygotowała pierwszy „wóz rentgenowski”, umieszczając na zwykłym małym samochodzie ciężarowym aparat rentgenowski i dynamo. Pierwszy taki ruchomy punkt rentgenowski jeździł od szpitala do szpitala już w sierpniu 1914 i obsłużył m.in. rannych w bitwie nad Marną. Maria w swym laboratorium własnoręcznie wyposażała samochody, ochrzczone przez żołnierzy francuskich „małymi Curie”.
Urzędnicy paryscy, traktujący ją początkowo jako zawracającego im głowy cywila, przyzwyczaili się do energicznej pani i przestali z nią dyskutować, gdy żądała przepustek, zaświadczeń czy wiz. Na jej prośbę kilka paryskich dam darowało lub pożyczyło swe limuzyny, które ona natychmiast przerobiła na „wozy rentgenowskie”. Jeden z nich zachowała dla siebie – był to samochód marki Renault, wyglądający jak mały wóz dostawczy do rozwożenia paczek, ze znakiem Czerwonego Krzyża i z małą chorągiewką francuską.
To tym wozem, pełniącym funkcję pogotowia, Maria razem z szoferem ruszała tam, gdzie pilnie potrzebny był aparat rentgenowski. Była nim pod Amiens, Verdun czy Ypres. W liście do Paula Langevina z 1 stycznia 1915 roku napisała: „…cała północ jest pozbawiona Roentgena! Robię starania w celu przyspieszenia wyjazdu. Nie mogąc służyć nieszczęsnej mojej ojczyźnie […], postanowiłam oddać wszystkie siły mojej ojczyźnie przybranej”. Gdy kurs rentgenologiczny skończyła córka Marii Irena, zaczęła jeździć do szpitali polowych – początkowo z matką, a potem już samodzielnie. Pani Curie w sprzęt rentgenowski wyposażyła 200 szpitali polowych.
Gdy nie jeździła do szpitali polowych, w Instytucie Radowym uczyła obsługi sprzętu rentgenologicznego sanitariuszy. W latach 1914-1918 wyszkoliła 150 osób. Sanitariuszy-rentgenologów szkoliła też w Belgii, a w 1918 na prośbę rządu włoskiego badała zasoby rud promieniotwórczych Włoch północnych. Przeszkoliła też 20 żołnierzy amerykańskich. By uniezależnić się od szofera, sama nauczyła się prowadzić samochód.
Zawieszenie broni zastało ją w Paryżu. Cieszyła się podwójnie, ponieważ jej pierwsza ojczyzna – Polska – odzyskała wolność. Jeszcze przez dwa lata w swym laboratorium uczyła młodych ludzi rentgenologii. Swe doświadczenia wojenne zawarła później w książce, zatytułowanej Historia rentgenologii wojennej. Kontynuowała przerwane w 1914 roku badania i wykładała na Sorbonie.
W maju 1921 roku na zaproszenie kobiet amerykańskich popłynęła do Stanów Zjednoczonych, gdzie wizytowała żeńskie kolegia, uniwersytety, laboratoria. W Carnegie Hall na olbrzymiej manifestacji Stowarzyszenia Kobiet z Wykształceniem Uniwersyteckim przedefilowały przed nią przedstawicielki kolegiów. W Waldorf Astorii w celu uczczenia jej osoby zgromadziło się ponad pięciuset naukowców z całych Stanów Zjednoczonych.
Różne amerykańskie uniwersytety przyznały jej doktoraty i odznaczenia, a Nowy Jork nadał jej honorowe obywatelstwo. Wszędzie witano ją kwiatami, a właściwie stosami kwiatów. Jej nazwisko i zdjęcia nie schodziły z pierwszych stron gazet. Najważniejszym jednak wydarzeniem podczas jej pobytu w USA była wizyta w Białym Domu, podczas której prezydent Harding wręczył jej złoty kluczyk do szkatułki, zawierającej gram radu, na który złożyli się Amerykanie. Ten gram Maria przeznaczyła wyłącznie na cele naukowe. Nie będzie przesadą jeśli powiemy, że Ameryka legła u jej stóp.
Zarówno wojna, jak i pobyt w Ameryce wywarły wielki wpływ na Marię Skłodowską-Curie. Jej córka Ewa napisała, że „Wojna nauczyła ją najpiękniejszego przejawu odwagi: dobrego humoru”, a po podróży do Stanów Zjednoczonych zrozumiała, iż: „Powaga jej nazwiska jest tak wielka, że jedno jej słowo […] może doprowadzić do skutku realizację niejednej sprawy dla dobra ogółu. I […] postanawia odtąd znaleźć w swym życiu czas na to”.
W maju 1922 roku Rada Ligi Narodów mianowała Marię członkiem Międzynarodowej Komisji Współpracy Intelektualnej (potem została jej wiceprzewodniczącą). Pracę w Komisji traktowała poważnie, wnosząc szereg konkretnych postulatów w dziedzinie organizacji nauki (ujednolicenie terminologii, bibliografia czasopism naukowych, system stypendiów naukowych, prawo własności naukowej dla uczonych).
Zaangażowała się w powstanie, budowę i wyposażenie Instytutu Radowego w Warszawie. Dużo podróżowała po Europie i świecie, brała udział w kongresach, zjazdach; miesiąc spędziła w Rio de Janeiro, gdzie wygłosiła cykl odczytów, po raz drugi popłynęła do Ameryki, by podziękować za drugi gram radu, ofiarowany jej przez Amerykanów dla warszawskiego Instytutu Radowego. Była wówczas gościem prezydenta Hoovera. Po I wojnie światowej wydała trzydzieści jeden publikacji naukowych. W 1933 roku przeprowadziła ostatnie wykłady na Sorbonie.
Dręcząca ją nieokreślona choroba, powodowała, że słabła z dnia na dzień, a specjaliści stali wobec tego procesu bezradni. Zdążyła jeszcze zrobić korektę swej ostatniej książki i wydać polecenia w sprawie laboratorium. W towarzystwie Ewy i pielęgniarki wyjechała do sanatorium w Sancellemoz w Sabaudii, gdzie wezwany z Genewy prof.
Roch rozpoznał u niej złośliwą anemię o piorunującym przebiegu. Na próby różnych metod leczenia jej organizm już nie zareagował. Maria Skłodowska-Curie zmarła 4 lipca 1934 roku. Nie zdążyła już zobaczyć swego fundamentalnego dzieła, zatytułowanego Promieniotwórczość, które ukazało się wkrótce po jej śmierci. Stała się ofiarą długoletniego obcowania z substancjami promieniotwórczymi. Pochowano ją w Sceaux pod Paryżem obok męża. W 1995 roku doczesne szczątki Marii i Piotra Curie przeniesiono do paryskiego Panteonu.
Danuta Meyza-Marušiak