Trudne dzieje słowackiej wiosny ludów

 WAŻKIE WYDARZENIA W DZIEJACH SŁOWACJI 

Był początek grudnia 1848 roku. Oddział słowackich ochotników przygotowywał się do wymarszu z Czech w kierunku Żyliny. Tymczasem Austria pod wpływem węgierskiej rewolucji chwiała się w posadach.

Elity wiedeńskie biły na alarm. Ce­sarz Ferdynad V, schorowany i uznany za niezdolnego do zdławienia węgierskiej rewolty, abdykował. Nastę­pny w kolejności do tronu jego brat Franciszek Karol nie podjął się rządzenia i w rezultacie na kolejnego cesarza Austrii dość przypadkowo koronowany został 2 grudnia 1848 roku młodziutki Franciszek Józef, syn Franciszka Karola. Nikt wówczas nie przypuszczał, że ten młodzieniec będzie panował aż do roku 1916 i stanie się symbolem epoki.

Generałowie austriaccy tymczasem przygotowali ofensywę na Wę­gry. Ze wszystkich stron: od Bratysła­wy, z Serbii wzdłuż Dunaju, z Sied­mio­grodu, od Grazu, z Galicji przez Duklę ciągnęły na Węgry pułki i dywizje austriackie. Z Orawy i Spisza uderzał mały 6-tysięczny korpus generała Götza. Wśród jego oddziałów znajdował się także legion słowacki.

Ofensywa zaczęła się 16 grudnia. Początkowo Austriakom udało się dotrzeć aż do Budapesztu (Budy), który zajęli 5 stycznia 1849 roku. Węgrzy jednak przygotowali kontratak. Ich wojska, skoncentrowane na wschodzie i dowodzone przez Polaków – generała Dembińskiego w okolicy Debreczyna i generała Bema w Sied­miogrodzie – zadawały Austriakom duże straty, a 6 kwietnia rozbiły ich główne ugrupowanie. W maju zdobyły Budę i Peszt.

Sejm węgierski, który od stycznia 1849 roku obradował w Debreczy­nie, w atmosferze entuzjazmu ogłosił 14 kwietnia detronizację Habsbur­gów, a dzień później utworzenie republiki, na czele której z tytułem gubernatora stanął najbardziej znany w tym czasie przywódca Lajos Kos­suth.

W czerwcu 1849 roku Kossuth jak król wjechał do Pesztu, dokąd wkrótce przeniósł się także sejm. Legion słowacki posuwał się od Czadcy przez Żilinę, Rajec, Priewidzę do Kremnicy. W grudniu, wkraczając na Słowację, liczył 200 żołnierzy, w po­łowie stycznia w Turczanskim Svatym Martinie było ich już 800, a kie­dy wiosną dołączyli ochotnicy z Liptowa, na Preszów maszerowało ich już półtora tysiąca.

Później zaczęły się problemy. Lud­ność Szarysza i Zemplina nie przyłączyła się do ruchu słowackiego. W lutym słowacka delegacja na czele ze Štúrem i Hurbanem pojechała do Oło­muńca, gdzie w tym czasie swoją główną kwaterę miał cesarz. Słowacy mieli nadzieję, że w nagrodę za okazaną mu lojalność i poparcie wynegocjują jakieś przywileje dla swojego narodu. Dwór cesarski nie miał jednak zamiaru ustępować.

Stacjonujący w Preszowie legioniści byli w coraz gorszej kondycji. Nie dość, że nie otrzy­mywali należytego wyżywienia, to ponadto dowództwa legionu nie stać było na wypłacanie im żołdu. W tej sytuacji dowódca jednostki Bloudek wyprowadził swoich żołnierzy do Kieżmarku, gdzie 22 kwietnia legion rozwiązał, a sam z małą grupą najbardziej zdeterminowanych legionistów przedostał się na Śląsk.


Drugi słowacki oddział powstał w Komarnie. Założył go Michal Hodža na przełomie 1848 i 1849 roku, a po kilku tygodniach politycznie wsparli go uwolnieni przez Austria­ków z węgierskich więzień znani działacze narodowi Štefan Daxner i Ján Francisci. Daxner pojechał do Wiednia do Ministerstwa Wojny prosić o uznanie polityczne.

Jego misja zakończyła się powodzeniem. Aus­tria­cy uznali 600-osobowy legion za batalion wojskowy, a na jego czele postawili swojego oficera, ale polskiego (a więc słowiańskiego) pochodzenia, kapitana barona Heinricha Lenartow­skiego. Słowacy zostali przeniesieni do Skalicy na Zahorie, gdzie na zakończenie reorganizacji złożyli specjalnie napisaną przysięgę „na artykuły wojskowe oraz święte prawa Dwo­ru Habsburskiego i narodu słowa­c­kiego, uznane przez króla Franciszka Józefa I”.

Batalion został później skierowany na środkową Słowację z zadaniem ochrony przed wojskiem wę­gier­skim miast górniczych – Krem­nicy i Bańskiej Szczawnicy.

Zajęcie przez Węgrów Pesztu było dla Wiednia sygnałem, że Austria jest na skraju katastrofy i rozpadu. Fran­ciszek Józef w trybie pilnym poprosił o spotkanie cara Rosji Mikołaja I. Aus­triacy wiedzieli, że bez pomocy armii rosyjskiej nie uda im się zdławić węgierskiego powstania. Musieli schować do kieszeni godność i poprosić o wsparcie. Do spotkania doszło 11 maja 1849 roku w Warszawie.


Rosjanie wydzielili dwie armie, które miały pomóc Austriakom. Jedna miała przyjść z ziem polskich (tą miał dowodzić gen. Paskiewicz; ten sam, który 18 lat wcześnie zdławił polskie powstanie), druga przez Mołdawię i Siedmiogród. Pod koniec czerwca ruszyła wielka ofensywa rosyjsko-austriacka. Wkrótce padł Peszt, a rząd węgierski musiał się ewakuować do Szegedu.

Dnia 21 lipca w akcie rozpaczy rząd węgierski, chcąc pozyskać sympatie Rumunów, Serbów i Słowa­ków, wydał manifest o równouprawnieniu narodów na Węgrzech. Było to swego rodzaju przyznanie się Wę­grów do wcześniejszego prowadzenia niesprawiedliwej polityki narodowościowej. Niestety, manifest nie miał już praktycznie znaczenia. Obszar wpływów rządu węgierskiego zmniejszał się z każdym dniem.

Rząd musiał ewakuować się dalej do Aradu, a 12 sierpnia Węgrzy skapitulowali. Jedyny warunek, jaki udało się jeszcze wynegocjować, to zgoda Rosjan na to, że przy składaniu broni nie będą obecni Austriacy. Ostatnie 28 tysięcy żołnierzy węgierskich dostało się do niewoli. Broniła się jeszcze tylko załoga twierdzy w Komarnie pod dowództwem generała Klapki, która wytrwała aż do 2 października.


Szóstego października rozpoczęły się w Aradzie egzekucje wojskowych i cywilnych przywódców powstania. Ogó­łem wykonano 144 wyroków śmierci. W pierwszym dniu rozstrzelano premiera rządu i 13 generałów. W węgierskiej tradycji dzień ten obchodzony jest jako Dzień Żałoby Narodowej.

Pod koniec lata 1849 roku słowacki batalion został rozlokowany w Breznie. Na rozkaz kapitana Lenartowskiego Štefan Daxner udał się na Liptów, którego mieszkańców uważano za najwię­kszych słowackich patriotów, by pozyskać ochotników do drugiego batalionu. W ciągu kilku tygodni Daxner wykonał swoje zadanie. Do legionu słowackiego zgłosiło się jeszcze ponad 500 osób, które zostały przyprowadzone do Brezna.

Wkrótce cały legion pomaszerował do Bratysławy, gdzie 21 listopada został rozwiązany. Odchodzących do domu legionistów płomiennym przemówieniem pożegnał Jozef Hurban, chyba najbardziej znany wówczas trybun sprawy słowackiej.

Słowacka Wiosna Ludów się skończyła – po cichu i bez żadnych widocznych osiągnięć. Za to z małą skazą: wolnościowe dążenia Słowaków były interpretowane często jako „poparcie reakcyjnej kamaryli wiedeńskiej”.

Plusem było jednak to, że na scenie dziejowej pojawiła się grupa świadomych politycznie Słowaków, którzy kilkanaście lat później będą próbowali walczyć dalej – choć w inny sposób – o prawa narodowe Słowaków, wykorzystując krótki okres liberalizmu po przegranej Austrii w wojnie z Prusami w roku 1866.

Andrzej Krawczyk

MP 9/2011