Teatr Ósmego Dnia z Poznania

zdominował Rynek Główny (i nie tylko) w Bratysławie

„Tomaszku, zamknij buzię” – powiedziała mama do siedzącego na plecach taty najmłodszego chyba widza przedstawienia, 4-letniego chłopca. Otwarte usta mieli również niektórzy dorośli, bo takiego widowiska teatralnego, śmiem twierdzić po 20 latach przeżytych w Bratysławie, mieszkańcy słowackiej stolicy chyba jeszcze nie mieli okazji zobaczyć! To było coś wspaniałego!

Dzięki wysiłkowi Instytutu Polskiego w Bratysławie udało się ponownie po latach zaprosić na Słowację Teatr Ósmego Dnia. Ostatnim razem byli tu ok. 16 lat temu na festiwalu teatralnym Divadelna Nitra z przedstawieniem: „Ziemia niczyja”. Przedstawienie to odniosło wówczas niesamowity sukces – takiego teatru na Słowacji po prostu wtedy nie było!

 

25 czerwca, Rynek Główny, spektakl „Arka”

O samym przedstawieniu jego współautorka Ewa Wójciak napisała: „Arka wciąż przypomina nam, że żyjemy w epoce uciekinierów, tułaczy i koczowników, którzy przemierzają kontynenty, ogrzewają dusze wspomnieniami duchowego czy etycznego, niebiańskiego czy geograficznego, prawdziwego czy urojonego domu.

Jego symbolem w spektaklu jest wielki uskrzydlony statek – wielopoziomowa, ruchoma scena, kolejne wcielenia Arki Noego, która, gdy przymkniemy powieki, może przeobrazić się w łódź Eneasza, Mayflower czy skleconą z gumowych pontonów kubańską tratwę dryfującą ku wybrzeżom Florydy. Dla bohaterów spektaklu, wędrowców jest na przemian domem, gdzie ożywają wspomnienia, świątynią, gdzie każdy zwraca się do swego Boga, miejscem święta, tańca i radości”.

Całe przedstawienie było grą sugestywnej muzyki, świateł i sceny, ożywianej nieustannie przez aktorów. O zmianie akcji decydowała muzyka, która wskazywała widzom co chwilę inne miejsce na scenie, w którym rozgrywały się wydarzenia. Na początku było to wesele, przyjęte trochę z niesmakiem przez widzów „oplutych” wodą przez aktorów.

Potem nastrój na scenie zmienił się zupełnie – jakby z piekła rodem. Piekła, które dla każdego przybiera inny wygląd – tym razem to statek zionący ogniem, płynący po całym rynku i rozdzierający tłum widzów niespodziewanymi zmianami swej drogi. Następna scena – tak silna, że trudno mi ją opisać słowami: płonące okna, wędrujące ze swoimi udręczonymi właścicielami środkiem rynku… Ból tułacza, totalne „palenie mostów”, wyrażone dymiącymi walizkami i płonącymi książkami.

Aż w końcu pojawia się Arka – nadzieja na lepsze życie – rozdzierająca swoim pięknem i dynamizmem, zaludniająca się w zawrotnym tempie podczas przedstawienia zachwyconym tłumem.

26 czerwca, A4 Nultý priestor, spektakl „Teczki”

Oczekiwania widzów są ogromne. Nawet moja nastoletnia córka, pozostając pod wrażeniem spektaklu na rynku, zaprosiła swoje koleżanki. Dyrektor Instytutu Polskiego z uśmiechem rozdaje przetłumaczony na język słowacki tekst przedstawienia „Teczki” – „Zväzky”, który ma się rozpocząć za parę minut.

Wchodzimy na salę. Staram się zająć miejsce z przodu. Udaje mi się nawet zamienić kilka słów z jednym z aktorów. Okazuje radość, że na widowni są również Polacy, bo – jak twierdzi – przedstawienie jest trudne w odbiorze dla obcokrajowców, gdyż opiera się na języku.

Ewa Wójciak (kryptonim operacyjny „Nana”), Adam Borowski („Adam”), Tadeusz Janiszewski („Judasz”), Marcin Kęszycki („Herkules”) – siedzą na wysokich krzesłach przed pulpitami, na których leżą fragmenty akt operacyjnych i doniesień tajnych współpracowników, które teatr wydobył z archiwów IPN.

Inwigilacja przez służby bezpieczeństwa, kontrola korespondencji, podsłuchy, rewizje, prowokacje, szantaże, nękania, pobicia – podobne praktyki kontroli człowieka były stosowane i na Słowacji w czasach komunizmu – o tyle łatwiej widownia rozumie czytane przez aktorów po polsku spisy z ich własnych teczek, które – o zgrozo! – dostali po latach do wglądu.

Widziałam nie tak dawno spektakl słowacki, dotykający tego samego tematu, z Jurajem Kukurą i Zdeną Studenkovą w rolach głównych. To sztuka Viliama Klimáčka „Komunizm”, pełna dramatu, zdrady najbliższych osób, wreszcie tragedii wybaczania, ze świetną fabułą, grą aktorów i ciekawą scenerią. Jednak w przeciwieństwie do tego niesamowicie silnego w wymowie słowackiego spektaklu przedstawienie Teatru Ósmego Dnia z Poznania było oparte na minimalnych środkach wyrazu, osadzone w realiach kulturowych (poezji, piosenkach) znanych tylko Polakom, statyczne do bólu siedzących na twardych krzesłach ciał widzów, nie rozumiejących tak dobrze po polsku, by wynieść z niego przesłanie tak ważne dla aktorów, opowiadających pewien fragment ze swojego życia.

Prezentowany spektakl zawsze ma wyjątkowy charakter, bowiem widzowie stają się świadkami teatru dokumentalnego.

Anna Maria Jarina

MP 7-8/2011