WAŻKIE WYDARZENIA W DZIEJACH SŁOWACJI
Ukazało się już kilkanaście „historycznych pigułek” o Słowacji, ale jeszcze żadna z nich nie była poświęcona Ľudovítowi Štúrowi, choć ponoć w tym kraju wszystko zaczyna się właśnie od niego.
I w jakimś stopniu to prawda, bo tak naprawdę świadomość słowacka i zorganizowane działania na rzecz narodu słowackiego datują się w sensie społecznym dopiero od czasów Štúra. Oczywiście naród słowacki w sensie etnicznym istniał zawsze, chociaż wcześniej jego członkowie nie mieli jeszcze świadomości swojej „słowackości”.
Historyczna rola Štúra polegała zatem na połączeniu różnych wątków aktywności narodowej z pełną świadomością, iż chodzi o naród, a nie np. o historię ludzi i zamieszkałych przez nich terenów Górnych Węgier czy jakąś odmianę ogólnego języka słowiańskiego, którą posługują się górale na północnych obrzeżach państwa węgierskiego. Zasługą Štúra było także upublicznienie i upolitycznienie problematyki słowackiej.
„Po” Štúrze nigdy już nie można było się zachowywać tak, jakby ten problem nie istniał, nawet w okresie największego nacisku państwa węgierskiego na desłowakizację.
Ľudovít Štúr, syn nauczyciela i organisty ze środkowej Słowacji, przybył do Bratysławy w roku 1829, po ukończeniu niższego gimnazjum ewangelickiego w Györ. Miał 14 lat i rozpoczął naukę w liceum ewangelickiego. Był wybitnie inteligentny i uzdolniony językowo.
Uczył się różnych języków, w tym chyba wszystkich słowiańskich. Już w domu nasiąknął słowackim patriotyzmem, więc na efekty nie trzeba było długo czekać. W duchu niezwykle popularnego wówczas Herdera coraz więcej uwagi poświęcał kwestii godnego miejsca Słowaków w życiu publicznym i uznanie ich za naród. Stał się też przywódcą licealnej młodzieży.
W 1836 r. Štúr zorganizował wyprawę do ruin zamku Devín, która z czasem nabrała wymiarów legendy i stała się jednym z kamieni milowych w rozwoju świadomości narodowej Słowaków. Uczestnicy tej specyficznej wycieczki stali się później znanymi działaczami narodowymi, a następne generacje nazwały ich „szturowcami”.
Dnia 24 kwietnia wiosna była już w pełni, a licealiści urządzili sobie piknik na naddunajskim wzgórzu. Dla Štúra były to ostatnie dni nauki w szkole. Po wakacjach miał w niej objąć stanowisko zastępcy profesora, co zaproponowano mu jako prymusowi. Wyprawę przygotowano w tajemnicy przed węgierskimi władzami i w atmosferze patriotycznego entuzjazmu.
Podczas pikniku śpiewano patriotyczne pieśni, a Štúr wygłosił mowę o historii Wielkiej Morawy z przełomu VIII i IX wieku, co miało pokazać, jak starym narodem są Słowacy i jaką chwalebną przeszłość mają za sobą. Wszyscy obecni przyjęli nowe imiona, brzmiące starosłowiańsko, i zobowiązali się ich używać. Ľudovít stał się w ten sposób Velislavem.
Na zakończenie uczestnicy spotkania w atmosferze uniesienia złożyli przysięgę, że swoje życie poświęcą walce o wyzwolenie narodowe Słowaków. Štúr pojmował to na sposób romantyczny – uważał, że całe życie, także osobiste, powinno być podporządkowane nadrzędnemu celowi.
Problem, czy wolno się zakochać i ożenić, stał się potem powodem jego sporów z przyjaciółmi. Polskiemu czytelnikowi wyprawa na Devín kojarzy się zapewne z podwileńskimi wycieczkami filomatów, do których należał Adam Mickiewicz.
Po wakacjach Štúr, już jako nauczyciel, zaczął prowadzić zajęcia z literatury czesko-słowackiej, co w praktyce oznaczało naukę starobiblijnego języka czeskiego. Warto dodać, że zainteresowanych uczniów Štúr uczył dodatkowo języka polskiego. Sam w tym momencie przeżywał wielką fascynację polską literaturą i historią.
Na początku lat 40. w węgierskiej części monarchii austriackiej wzrosła zarówno świadomość narodowa, jak i nastroje antyhabsburskie. Ich częścią było przekonanie, ze niewęgierskie narody, zamieszkałe na terenie historycznych Węgier – a więc głównie Słowacy i Rumunii – powinny się madziaryzować, a ich aktywność narodowa postrzegana była jako rozbijanie „węgierskiej jedności”. W związku z tym na Štúra i jego popularyzujące słowiańskość działania patrzono podejrzliwie.
W roku 1838 Štúr podjął studia na uniwersytecie w Halle i problem jakby sam się rozwiązał. Ale kiedy w 1840 roku powrócił do Bratysławy, konflikt zaczął narastać, tym bardziej, że generalnym inspektorem Kościoła Ewangelickiego został dobrze znający Štúra hr. Karol Zay. Zay pomógł niegdyś Štúrowi w wyjeździe do gimnazjum, bo widział w nim kandydata na przywódcę – o dziwo – młodzieży węgierskiej. Opowiedzenie się Štúra za słowackością było zatem dla niego czymś w rodzaju osobistej obrazy. Robił więc wszystko, by Štúr nie dostał uprawnień profesorskich.
Napięcie rosło. W 1842 roku słowaccy uczniowie bratysławskiego liceum wysłali do Wiednia, do cesarza delegację z prośbą o obronę języka słowackiego i pozostawienie lektoratu słowackiego w liceum (nota bene, była to piękna epoka, w której możliwe były takie deputacje). Ale cesarz tę petycję odesłał do rozpatrzenia przez władze w Budzie, co jedynie konflikt zaostrzyło.
W tej sytuacji Štúr, znający historię i nieudaną próbę skodyfikowania języka słowackiego przez Bernoláka, podjął decyzję o ponownym opracowaniu zasad języka narodowego. Wyszedł z założenia, że podstawą języka słowackiego nie może być dialekt z pogranicza z Czechami, bowiem dla przetrwania języka ważne było, by w oczywisty sposób różnił się od czeskiego.
Rozumiał również, że trzeba w nim połączyć językową tradycję i wyczucie zarówno wykształconych ewangelików, jak i prostych chłopów-katolików, dlatego też za jego podstawę proponował uznać jakiś dialekt ze środkowej Słowacji, z okolic Bańskiej Bystrzycy.
Dokładnie 11 czerwca 1843 roku na probostwie w Hlbokim przedstawił przyjaciołom swój projekt. W sześć dni później spotkał się z poetą Jánem Hollým, który dotychczas tworzył w „bernolakwszczynie”, aby przekonać go do idei nowej kodyfikacji języka. Hollý zaakceptował pomysł, a Štúr zabrał się do pracy…
Andrzej Krawczyk