OKIENKO JĘZYKOWE
W poprzednim numerze starałam się trochę uporządkować zasady pisowni wielką literą, ale nie wiem, czy nie stało się inaczej i za bardzo nie namieszałam Państwu w głowach.
Zbyt często bowiem pisałam, że można tak albo tak, a z doświadczenia wiem, że najlepsze są zasady proste, konkretne i jednoznaczne. I wcale nie muszą one dotyczyć języka! Nie lubimy bowiem ani wyjątków, ani więcej – niż jedna – możliwości rozwiązania. A ja przecież pokazałam Państwu, iż w wielu wypadkach różne zapisy tego samego tekstu są równouprawnione.
Zwykle w języku dzieje się tak, i nie dotyczy to tylko pisowni, że najpierw obowiązuje jedna możliwość akceptowana przez normę, potem pojawia się druga, oboczna, która zaczyna konkurować z pierwszą, aż do momentu, kiedy obie wyrównują się, jeżeli chodzi o stopień rozpowszechnienia. Wówczas to przez pewien czas norma może akceptować obie możliwości, pozostawiając wybór jednej z nich użytkownikom języka.
Potem zwykle następuje kolejny etap, czyli znów przewaga jednej z tych możliwości (niekoniecznie tej drugiej, obocznej), a w końcu jej zwycięstwo, utrwalone w zwyczaju językowym i zaakceptowane przez normę jako jedyna możliwość. Trzeba zaznaczyć, że proces ten znów może się powtórzyć, bowiem język jest tworem żywym, czyli zmiennym.
Ważna w tych procesach jest normatywność, dla purystów językowych rzecz po prostu święta, czyli odróżnienie tego, co jest zgodne z normą, od tego, co z nią zgodne nie jest, a w związku z tym traktować to należy jako błąd. Zmiany w języku powodują jednak, że to, co kiedyś było poprawne, dziś może być błędne i na odwrót.
Piszę o tym nie bez przyczyny, bowiem w polskiej pisowni stosunkowo niedawno doszło do zmian w zakresie użycia wielkiej litery. Dobrze pamiętam, jak jeszcze w szkole podstawowej nasza pani od języka polskiego obniżała oceny moim kolegom i koleżankom za niepoprawny zapis tytułów przeróżnych gazet, czasopism czy serii wydawniczych.
Ja zaś – tu będę się chwalić! – zawsze wiedziałam, że jeśli te tytuły się odmieniają, to ich wszystkie człony należy pisać wielką literą, np. Gazeta Wyborcza czy Monitor Polonijny (bo: Gazety Wyborczej i Monitora Polonijnego), jeśli zaś nie można ich odmienić, to wielką literą piszemy tylko wyraz pierwszy, np. Z życia wzięte czy Po prostu. I z tą wiedzą żyłam wiele lat. Jednak Rada Języka Polskiego postanowiła zrobić mi psikusa i ponad dwa lata temu ten przepis zmieniła. W jej uchwale ortograficznej nr 18 z 8 grudnia 2008 r. czytamy:
„W tytułach – odmiennych i nieodmiennych – czasopism i cykli wydawniczych oraz w nazwach wydawnictw seryjnych piszemy wielką literą wszystkie wyrazy (z wyjątkiem przyimków i spójników występujących wewnątrz tych nazw), np. Gazeta Wyborcza, Tygodnik Powszechny, Polityka, Język Artystyczny, To i Owo, Biblioteka Wiedzy o Prasie, Typy Broni i Uzbrojenia, Listy z Teatru, Mówią Wieki, Po Prostu, A To Polska Właśnie”.
Staram się do tej pisowni przyzwyczaić, ale nie ukrywam, że trudno mi, bo przecież wiadomo, że czym skorupka za młodu nasiąknie…
Z drugiej strony myślę sobie, że to może dobrze, że Rada ujednoliciła zapis, bo wszystkie pisma traktuje się tak samo i nie trzeba się zastanawiać, czy dany tytuł się odmienia, czy nie. Ponadto wprowadzona zasada pozwala odróżnić tytuł pisma od tytułu książki, gdyż w tym drugim przypadku nadal obowiązuje zapis wielką literą tylko pierwszego wyrazu.
Jednak w czasach współczesnych liczy się też forma graficzna zapisu tytułu, nie tylko prasowego. Redaktorzy i graficy w pogoni za oryginalnością prześcigają się w wymyślaniu winiet swoich wydawnictw, nie zwracając kompletnie na obowiązujące zasady pisowni. Szczytem łamania wszelkich zasad ortografii jest chyba tytuł pewnego kwartalnika (na marginesie dodam, że bardzo interesującego, poświęconego szeroko rozumianej nowej kulturze), który nazywa się Ha!art. I nawet teraz, kiedy staram się ten tytuł zapisać poprawnie (czyli tak, jak chcą jego twórcy), mój edytor tekstu buntuje się i sam próbuje zastąpić tę nietypową nazwę jakąś inną – swojską.
Mało tego, wspomniana wyżej uchwała Rady Język nie do końca rozwiązuje problem zapisu tytułów gazet i czasopism (oraz innych tzw. wytworów ludzkiej działalności, których nazwy zalicza się do nazw własnych). Nie wiem, czy Państwo zauważyli, że wszystkie wymienione tytuły zapisałam wyżej kursywą. Innym razem takie nazwy zapisuję w cudzysłowie (np. „Monitor Polonijny”).
Dlaczego? Bo chcę je jakoś wyróżnić, zaznaczyć, że to tytuły, specyficzne nazwy własne, choć obowiązku takiego wyróżniania nie mam, gdyż już samo użycie wielkiej litery jest ich wyróżnieniem. No właśnie, obowiązku nie ma, ale nie oznacza to, że zapis kursywą lub w cudzysłowie jest błędem. Jest to sprawa raczej indywidualna i wynika z pewnych nawyków (wyniesionych czasami ze szkoły). Ot, i tym razem polska ortografia daje nam wybór – to od nas i od naszych potrzeb zależy, którą z możliwości wybierzemy. Korzystajmy więc z tej demokracji w języku, ale z umiarem i ostrożnie, by nie przesadzić.
Maria Magdalena Nowakowska