Lucjan Bogucki – Polak w służbie Słowakom

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Pierwszy raz spotkaliśmy się ponad dziesięć lat temu w Lewoczy, jednak do dłuższej rozmowy doszło w sierpniu tego roku w Bratysławie w Karlovej Vsi, gdzie franciszkanie mają swoją siedzibę. Na ich czele stoi nasz rodak z Piwnicznej – ojciec Lucjan Bogucki, który na Słowację przybył w 1993 roku, by niemalże od podstaw budować zakon franciszkanów w tym kraju.

 

„Po co ja tu przyjechałem?“

„Idź i zyskuj powołania na Słowacji“ – usłyszał ojciec Lucjan od swoich przełożonych w Polsce. W ten sposób 25 sierpnia 1993 roku znalazł się w Lewoczy. „Przywiózł mnie mój przełożony z Legnicy“ – wspomina. Klasztor w Lewoczy wtedy jeszcze był zajęty przez spółdzielnię inwalidów, dlatego nasz bohater zamieszkał w starym domku w sąsiedztwie Romów.

„W Legnicy służyłem wśród 15 zakonników i 70 studentów, teraz znalazłem się sam jak palec w obcym kraju, w obcym mieście“ – opisuje. Do dziś pamięta pierwszy samotny wieczór i wyzwania, do których nie był przyzwyczajony: trzeba było napalić w piecu, zagrzać wodę do mycia, ugotować posiłek. „Przez pierwsze tygodnie zadawałem sobie pytanie: co ja najlepszego narobiłem? Po co ja tu przyjechałem?“.

 

Powołanie

Od najmłodszych lat służył jako ministrant. „Miałem bardzo dobrych katechetów i od dzieciństwa zastanawiałem się, jakby to było, gdybym stanął za ołtarzem“ – wyznaje ojciec Lucjan. Już w trzeciej klasie szkoły podstawowej podjął decyzję, że po skończeniu podstawówki podejmie naukę w seminarium w Legnicy, które prowadzi zakon franciszkanów. Rodzina, czyli matka, ojciec, dwaj bracia i siostra, przyjęła jego decyzję ze zrozumieniem.

Seminarium było twardą szkołą życia w trudnych latach 80-tych, ale nie zniechęciło go to i wstąpił do zakonu. Nowicjat odbył w Kalwarii Pacławskiej, dwa lata pracował w seminarium w Legnicy. Na początku lat 90-tych przyjechał do Czechosłowacji, gdzie po upadku komunizmu była widoczna potrzeba pomocy w odbudowywaniu wiary katolickiej i ta potrzeba, by służyć w tym kraju, zrodziła się w jego sercu.

 

Krok za krokiem

Krok po kroku wykonywał swoją misję na Słowacji w asyście dwóch braci Słowaków. Po upadku komunizmu było sporo do zrobienia, by pozyskać przede wszystkim wiernych, księży oraz budynki, należące wcześniej do zakonu. Tak było również w przypadku klasztoru w Lewoczy. „Rozpoczęliśmy starania, by poprzez naciski wiernych na miejscowe władze odzyskać budynek, w którym znajdowały się warsztaty spółdzielni inwalidów, w których produkowano bezpieczniki“ – wspomina.

Stary barokowy klasztor niszczał, dach przeciekał, a użytkownicy nie inwestowali w jego naprawę. Na moje pytanie o najszczęśliwszy dzień w życiu, ojciec Lucjan odpowiada: „Ten, w którym udało nam się odzyskać klasztor w Lewoczy. Pamiętam jak z pewnym onieśmieleniem pierwszy raz wchodziłem do tego budynku“. Ten przełomowy moment nastąpił po półtorarocznych staraniach. Potem rozpoczął się remont klasztoru, podczas którego ojciec Lucjan pracował jako pomocnik murarzy. W sumie na Spiszu franciszkanie mieli cztery klasztory i wszystkie wróciły w ich posiadanie.

W służbie Słowakom

Na Słowację ojciec Lucjan przybył, by służyć Słowakom, więc od początku pobierał lekcje słowackiego, choć, jak sam twierdzi, najwięcej nauczył się poprzez kontakt z młodzieżą. Już tydzień po przybyciu stanął przed wiernymi, by wygłosić swoje pierwsze kazanie w języku słowackim. Z początku były to kazania „z kartki“, ale potem kierował się wewnętrzną potrzebą serca.

„Łamanym słowackim przemawiałem do wiernych, ale oni to przyjmowali ze zrozumieniem“ – ocenia i dodaje, że zawsze spotykał się z ciepłym przyjęciem, kiedy wierni dowiadywali się, że przybył z Polski.

 

Rozwój

W Bratysławie sytuacja franciszkanów była zupełnie inna niż na Spiszu, bowiem tu nie posiadali oni żadnego swojego budynku. Dlatego też w 1995 roku arcybiskup Sokol zaproponował zbudowanie kościoła w dzielnicy Karlová Ves. Ojciec Lucjan przybył do słowackiej stolicy w 2003 roku, kiedy na Słowacji powstała wiceprowincja zakonu (wcześniej słowaccy franciszkanie mieli zwierzchników z prowincji krakowskiej), i stał się jej pierwszym przełożonym, nazywanym w języku zakonnym kustoszem.

Przez lata zdobywał nowe powołania i w ten sposób liczba zakonników wzrosła z trzech do 28 braci, z czego ośmiu to Polacy, pozostali zaś są Słowakami. Na moje pytanie, czy to sukces, że na czele słowackiego zakonu stoi Polak, ojciec Lucjan skromnie odpowiada, że sukcesem jest to, że dzięki braciom w Polsce udało się wybudować struktury zakonne na Słowacji. Cieszy go również fakt, że dzięki wspólnej pracy powołali wspólnotę w Albanii, gdzie z misją ruszyli dwaj bracia Słowacy i jeden Polak.

Kiedy mojego rozmówcę pytam o najbliższe plany, odpowiada, że przygotowuje się do przekazania w przyszłym roku zarządzanie wiceprowincją godnemu następcy. Widząc moje zdziwienie, szybko wyjaśnia, że to naturalna kolej rzeczy. „Zarządzam tu drugą kadencję, ale to nie jest pozycja na stałe – wyjaśnia. – To mój następca zdecyduje o moim losie, a ja stanę się szeregowym zakonnikiem. Teraz ja oczekuję, że bracia będą mnie słuchać, potem to ja będę musiał się podporządkować zwierzchnikowi“.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 10/2010