Cóż tam, panie, w polityce?

 OKIENKO JĘZYKOWE 

Oj, dzieje się, dzieje! Za przyczyną różnych wydarzeńa politycznych (i nie tylko) społeczeństwo polskie wyraźnie się podzieliło. Ponoć jednak, jak donoszą rozmaitego rodzaju sondaże, nie na równe części. Media zaś jakby czyhają na co ciekawsze polityczne wystąpienia, wcale nie najważniejsze, by móc je odpowiednio wykorzystywać, interpretować i zwiększać swoją oglądalność, poczytność czy słuchalność.

Szczególnie interesujące są w tym zakresie niektóre wypowiedzi niektórych polityków. Niekiedy wydaje się, że ci wybrańcy ludu zabierają głos publicznie, byleby zaistnieć, byleby to właśnie nimi zajęły się media. Często chodzi też im o to, by sprowokować przeciwnika, pogrążyć go w oczach wyborców i pokazać im, że wybierając tych drugich, wybrali niewłaściwie. Konkretnych przykładów nie podaję, by nie oskarżano mnie o stronniczość.

Zbyt często jednak ci właśnie politycy, zarówno z prawicy, jak i ze środka czy lewicy w swych wypowiedziach posługują się językiem niezrozumiałym dla odbiorcy – używają wymyślnych słów, rozbudowanych metafor, w przedziwny sposób zmodyfikowanych frazeologizmów. Nierzadko też wykorzystują wyrazy obce lub książkowe albo tworzą nowe okazjonalne formacje słowotwórcze. Te elementy językowe najpierw przejmują dziennikarze, którzy często analizują je pod każdym kątem, a potem zwykli użytkownicy języka.

Ostatnio dużą karierę zrobiło słowo „kondominium”, które odmieniane było przez wszystkie przypadki we wszystkich polskich programach telewizyjnych, radiowych i tytułach prasowych. Wyraz to jednak rzadko używany współcześnie w słownictwie politycznym, a w słownictwie codziennym właściwie w ogóle. W związku z tym na co niektórych użytkowników języka padł blady strach, no bo niby co miał autor wypowiedzi na myśli, określając współczesną Rzeczpospolitą Polską „kondominium rosyjsko-niemieckim”?

A że autor wypowiedzi to lider liczącego się dużego ugrupowania politycznego, człowiek albo przez wyborców uwielbiany, albo znienawidzony, no to rozpętała się dyskusja. I pewnie część osób, zanim zajęła w niej głos, sprawdziła w słownikach znaczenie owego „kondominium”, zaś część od razu, na wszelki wypadek, zaczęła takiemu określaniu Polski zaprzeczać.

Na internetowym serwisie społecznościowym Facebook pojawiła się nawet strona przeciwników nazywania naszego kraju w ten sposób, zaś znany showman, prezenter radiowy i telewizyjny, satyryk Szymon Majewski w swoim prześmiewczym programie „Szymon Majewski Show” połączył leksem „kondominium” z innym, podobnym brzmieniowo „kondomem”. Oczywiście świadomie zrobił to, co część Polaków robiła nieświadomie.

Ale czym w końcu jest to „kondominium”?

To wyraz przejęty z niemieckiego (niem. Kondominium), ale tak naprawdę wywodzący się z łaciny: con– = ‚współ-‚, dominium = ‚panowanie‘, oznaczający albo wspólne rządy dwóch lub kilku państw nad jakimś krajem’, albo terytorium znajdujące się pod wspólną władzą dwu lub kilku państw’. No i wszystko jasne!!!

A czy Polska jest kondominium rosyjsko-niemieckim czy nie, nie mnie się tutaj wypowiadać, bo miejsce ku temu nieodpowiednie, choć oczywiście jakieś tam zdanie na ten temat mam.

Wydawałoby się, że politycy, zwłaszcza wobec zbliżających się wyborów samorządowych, będą mówić prostym, zrozumiałym językiem, ale nie. Zbyt często musimy się zastanawiać nad tym, co powiedzieli, a niekiedy po prostu zgadywać, co mieli na myśli, wypowiadając te, a nie inne słowa.

Oczywiste jest, że każda taka interpretacja uzależniona jest od opcji politycznej autora wypowiedzi i jej interpretatora. Najważniejsze jest jednak, abyśmy nie bali się i nie wstydzili pytać, nawet publicznie, o co chodzi, jeśli jakichś fraz czy pojedynczych słów nie rozumiemy. Ciekawe, czy nasi politycy będą potrafili na te pytania odpowiedzieć.

Maria Magdalena Nowakowska

MP 10/2010