Jeszcze parę lat temu urlop służył przede wszystkim do leniuchowania. Turyści nadmorscy lub ewentualnie jeziorni wylegiwali się na plażach, popołudniami rozpalali grille, a ich jedyną troską był stan pogody.
Ci, którzy wybierali wypoczynek w górach, traktowani byli nieco z przymrużeniem oka – no bo komu by się tam chciało jakieś szlaki przemierzać, buty traperskie pastować, plecak pakować każdego ranka. Definicja udanego wypoczynku była prosta: trochę wody do pochlapania, na niebie słoneczko, w lodówce chłodne napoje o rozmaitym przeznaczeniu, swobodnie brykające dzieci, sypiące piaskiem na nigdy niedokończone krzyżówki, a zamiast porządnego obiadu kluski leniwe lub pierogi z truskawkami – i tyle.
Dziś taki rodzaj wypoczynku dla wielu urlopowiczów wydaje się nie do przyjęcia. Co rusz wybuchają kolejne mody na to, jak przeżyć kanikułę – mieliśmy już tak zwane wczasy pod gruszą, urlop w jakimś, koniecznie ekologicznym, gospodarstwie agroturystycznym, gdzie wstawać trzeba z kurami, karmić jagniątka i gospodyni pomagać w wekowaniu przetworów na zimę.
Skołatane nerwy i zmęczone ciała leczyliśmy w spa i na wczasach rehabilitacyjno-regenerujących. A tu nagle się okazało, że w dobrym tonie są intrygujące opowieści o własnym urlopie. W tym celu trzeba wymyślić tyle oryginalnych aktywności, by olśnić swoich rozmówców i wzbudzić w nich nietajoną zazdrość.
Polacy polubili wakacje za granicą. Nie przejmują się własną nieznajomością języków obcych, pakują walizki i skuszeni gwarancją słońca oraz dobrej zabawy wyjeżdżają – najczęściej do Tunezji, Egiptu, Chorwacji, Grecji, Turcji. Tam uczą się nurkować, surfować, pływają z delfinami, a jeśli te umiejętności są w kraju mało przydatne, to chociaż opalenizna jest pięknym dowodem na to, że zobaczyli kawałek świata.
Organizatorzy letnich imprez w kraju, zwłaszcza na terenach atrakcyjnych turystycznie, dwoją się i troją, by przyciągnąć do siebie jak najwięcej turystów. I nic dziwnego. W Polsce słońce bywa towarem deficytowym, zatem zawczasu trzeba pomyśleć, co będziemy robić, gdy okaże się, że większość wolnego czasu przyjdzie nam spędzać pod deszczowym parasolem.
Czasami pomysły te wydają się być nieco ekscentryczne i tworzone na siłę, ale w wielu wypadkach, decydując się na niebanalną przygodę, zapewnimy sobie i naszym rodzinom naprawdę nietuzinkowo spędzony czas.
Miejsca w „Monitorze” nie starczyłoby na prezentację wszystkich propozycji letniego wypoczynku w tym sezonie, a więc skupię się krótko na tych, położonych najbliżej południowej granicy.
Małe miasteczko, a w nim cały świat – to Inwałd, a w nim cieszący się ogromnym powodzeniem Park Miniatur z Krzywą Wieżą, bazyliką Św. Piotra, Sfinksem i Statuą Wolności. To ciekawe miejsce na pewno poprawi humor wszystkim tym, którzy podróżować po świecie chcieliby, ale nie mogą.
Blisko południowo-zachodniej granicy leżą Duszniki Zdrój, gdzie mieści się malownicze Muzeum Papiernictwa, w którym można samodzielnie wykonać kartkę z czerpanego papieru, z utrwalonymi w niej suchymi kwiatami czy ziołami – przepiękne rękodzieło, a ile przy tym zabawy!
A jeśli chce się powalczyć z siłą ciążenia, to parki linowe w Krościenku, Szczawnicy i Rytrze zapraszają! Ewolucje na linach, czasami zupełnie nieprawdopodobne, dają uczestnikom niesamowitą porcję adrenaliny. Każdy, kto przeżył choć jedną z oferowanych akrobacji, jest zachwycony, głównie z powodu tego, że nic mu się nie stało.
Podobne propozycje spędzenia wolnego czasu można mnożyć. Sporo z nich można znaleźć w Internecie, choćby na stronie www.polskawita.pl.
A na koniec sugestia – wypoczywać trzeba aktywnie, ale nie aż tak aktywnie, by po powrocie do pracy z ulgą zasiąść przy własnym biurku. Poleniuchować też trzeba, byle z przekonaniem, że to naprawdę nie jest stracony czas.
Agata Bednarczyk