CO U NICH SŁYCHAĆ?
Przez 10 lat pisali do siebie listy. Wakacyjna znajomość stopniowo dojrzewała, aż w końcu Alicja zdecydowała się wyjść za mąż za Słowaka, którego zawsze fascynowała Polska Kilka lat później los zgotował im niespodziankę: Lubomir wraz z rodziną został oddelegowany do Warszawy na nowopowstałą słowacką placówkę dyplomatyczną. W ten sposób nasza rodaczka z Kórnika – Alicja Zamišková stała się przy boku swojego męża reprezentantką Słowacji w Polsce.
„Ludzie listy piszą…”
Harcerze z Kórnika dotarli nad morze do miejscowości Gąski, by tam spędzić wakacje. Był 1978 rok. Właśnie w Gąskach Alicja poznała starszego o kilka lat chłopaka ze Słowacji. Wakacje się skończyły, ale nie skończyła się ich znajomość. Zaczęli ze sobą korespondować. Początkowo w języku niemieckim, ponieważ słowników słowacko-polskich nie można było dostać. „Pisaliśmy do siebie o wszystkich swoich problemach.
Chłopak z wakacji stał się moim powiernikiem, a ja jego – opisuje z uśmiechem. – Po latach twierdził, że gdyby wiedział, iż zostanę jego żoną, być może nie zwierzałby mi się ze wszystkiego”. Alicja informowała Lubomira o wszystkim – o swoim zamążpójściu, narodzinach syna. „Szkoda, że dziś już ludzie nie piszą takich listów – czytane po latach oddają atmosferę czasów minionych, są ich dokumentacją, a my do dziś przechowujemy naszą korespondencję” – mówi nasza bohaterka.
Dorosłe życie
Po studiach z zakresu mikrobiologii w Poznaniu podjęła pracę w Instytucie Dendrologii, a później na zamku w Kórniku. Kiedy syn Dominik miał 9 miesięcy, zmarł jego ojciec, czyli ówczesny mąż Alicji. „Pięć lat później moi koledzy z pracy, wiedząc, że nadal koresponduję z przyjacielem ze Słowacji, namówili mnie, bym go zaprosiła do Polski” – wspomina. Do wizyty doszło dużo później, niż było to zaplanowane. Ogłoszono bowiem stan wojenny i
Lubomira cofnięto z granicy. Kiedy koledzy z pracy poznali sympatycznego Słowaka od razu go zaakceptowali. „Lubomir zyskał również w oczach moich rodziców i mojej teściowej, do której później zwracał się mamo, a która po latach dziękowała mu za wychowanie wnuczka”. Alicja wyszła ponownie za mąż i przeprowadziła się do Prievidzy. „Początki wcale nie były łatwe, bo przecież nie znałam języka” – opisuje.
Syn szybko zaaklimatyzował się w nowym środowisku. Po urodzeniu córki, która przyszła na świat dwa lata później, Alicja podjęła studia w Bańskiej Bystrzycy na kierunku mikrobiologia kliniczna. Obecnie pracuje w szpitalu w Prievidzy.
Nowe wyzwanie
Mąż Alicji – doktor chemii, pod koniec lat 80-tych zaangażował się w ruch VPN. Po 1989 roku zasiadał w parlamencie w Pradze, a po podziale Czechosłowacji otrzymał propozycję wyjazdu na placówkę dyplomatyczną do Warszawy w roli zastępcy ambasadora. „Zadzwonił do mnie ówczesny premier Mečiar i zapytał, czy żona nie chce wyjechać do Polski” – wspomina Lubomir.
Była to dla nich duża niespodzianka, ale i wyzwanie. „Polska problematyka zawsze mnie interesowała. Byłem jeszcze młodym człowiekiem przed czterdziestką, a tu nagle propozycja budowania nowej placówki!” – mówi z dumą. Alicja obawiała się jednak, jak zaaklimatyzują się ich dzieci w nowym miejscu. Na okres pracy męża w Warszawie przerwała pracę w szpitalu. Zajęła się opieką nad dziećmi, pracą charytatywną i jako małżonka dyplomaty reprezentowała Słowację.
Była między innymi gościem polskiego porannego programu telewizyjnego „Kawa czy herbata?”, w którym przedstawiała turystyczne atrakcje Słowacji. W tym czasie poznała wielu ciekawych ludzi – w gronie dyplomatów spotykała się z polskimi i słowackimi politykami, artystami, a nawet z ówczesnym prezydentem USA Billem Clintonem, który gościł w Polsce. „Czasami pytano mnie, dlaczego moja żona lepiej zna język polski niż ja” – uśmiecha się Lubomir. Oboje z nostalgią wspominają pracę na rzecz tworzenia nowej placówki dyplomatycznej w Warszawie.
„Większość z nas to byli młodzi ludzie, pełni energii i wiary w to, że Słowacja poradzi sobie na nowej drodze po rozstaniu z Czechami – wspomina moja rozmówczyni.
Kilkuletni pobyt w Polsce okazał się też inwestycją w rozwój dzieci, które uczęszczały do polskich szkół, świetnie opanowały język polski i do dziś mają przyjaciół w Warszawie. Obecnie córka studiuje prawo w Bratysławie i myśli o podjęciu studiów podyplomowych w Krakowie, zaś syn z żoną Słowaczką mieszka w Wiedniu. „Kultywowaliśmy tradycje świąt zgodnie ze zwyczajami polskimi i słowackimi.
Dziś mój syn wraz z żoną obchodzą święta po polsku i słowacku, ale z austriackimi akcentami” – opisuje Alicja. Po powrocie na Słowację Lubomir podjął pracę w Ministerstwie Szkolnictwa w Bratysławie. Co tydzień rodzina spotyka w Prievidzy. „Podczas wspólnych weekendów razem jadamy śniadania i wówczas mamy czas, by ze sobą porozmawiać, podzielić się wrażeniami z całego tygodnia” – mówi Alicja.
I choć mieszka z dala od rodzinnego Kurnika, jest szczęśliwa. W Prievidzy ma swoich przyjaciół. Ceni sobie to, że los postawił na jej drodze wspaniałych ludzi. Kiedy pytam ją, o czym marzy, przyznaje, że brakuje jej wyjazdów w rodzinne strony, gdzie mieszka jej starszy brat.
„Już pięć lat wybieramy się na wakacje do Wielkopolski i co roku na wiosnę korygujemy plany. Może więc w tym roku się uda?” – myśli głośno, bowiem mimo że przypadła jej zaszczytna rola reprezentowania Słowacji za granicą i że w nowej ojczyźnie znalazła swoje miejsce, to jednak, jak każdy z nas, tęskni za Polską.
Małgorzata Wojcieszyńska, Prievidza
Zdjęcia: Stano Stehlik