W skandynawskiej rodzinie

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

Czasami dzwonię do redakcji fińskich pism, aby sprzedać im jakiś tekst. Właściwie mógłbym z miejsca mówić po szwedzku. Szwedzki jest drugim językiem oficjalnym Finlandii i mówi nim prawie każdy wykształcony Fin. Mówi, to nie znaczy, że zawsze chce mówić. Dlatego zaczynanie rozmowy po szwedzku jest, jak mawiał pan Zagłoba, niepolityczne.

Zanim Finlandia po I wojnie światowej wybiła się na niepodległość, należała przez kilkaset lat do Szwecji. Pod koniec XVIII wieku po fińsku mówili tam jedynie chłopi, zamieszkujący lasy w centrum kraju, a klasy wyższe, średnie oraz całe wybrzeże mówiły po szwedzku. Nawet przez większość okresu przynależności Finlandii do Rosji (1815-1918) szwedzki był oficjalnym językiem w sądach i urzędach.

Od połowy XIX w. Finowie zaczęli wybijać się na niepodległość – póki co tę językową i kulturową. Ta walka o narodową tożsamość ostrze miała zwrócone przeciwko szwedzkiej dominacji.

Po powstaniu niepodległej Finlandii około dziesięcioprocentowa szwedzkojęzyczna społeczność w tym kraju, mieszkająca głównie wzdłuż wybrzeża, zachowała modelowe wręcz prawa mniejszości i wpływy – ma je zresztą do dziś. U Finów pojawił się jednak kompleks Starszego Brata. Günter Grass w swojej Trylogii Gdańskiej wspomina, że kiedy w knajpach Wolnego Miasta Gdańska spotykali się szwedzcy i fińscy marynarze, to bójka była gwarantowana.

W ramach „odszwedzania” języka Finowie w okresie międzywojennym wyrugowali szereg słów zbyt szwedzko się kojarzących, w tym poczciwy „telefon”, zastępując go słowem „puhelin”, co oznacza coś jakby „mównicę”. Z podobnych powodów czyścili język z naleciałości polskich i słowiańskich Litwini na Litwie Kowieńskiej.

Do dziś język szwedzki jest w większym lub mniejszym zakresie nauczany we wszystkich szkołach Finlandii i, co gorsze, jeszcze do niedawna był obowiązkowym przedmiotem maturalnym. Piszę „co gorsze”, gdyż był on i nadal jest traktowany przez fińskich uczniów jak dopust boży, mniej więcej tak samo jak kiedyś rosyjski przez polskich uczniów w PRL.

Przed mistrzostwami świata w hokeju Finowie zwykle mówią coś w rodzaju: „Oczywiście, chcemy zdobyć mistrzostwo świata, ale przede wszystkim chcemy dołożyć Szwedom!”. Faktycznie, w meczach ze Szwedami grają wyjątkowo ostro, mimo że na co dzień wielu z nich gra w szwedzkich klubach. Przegranego ze Szwecją dramatycznego finału na ostatniej zimowej olimpiadzie Finowie do dziś nie mogą przeboleć.

Dlatego zawsze zaczynam z Finem rozmowę po angielsku, a na szwedzki przechodzę tylko wtedy, jeśli on sam to zaproponuje. Rywalizacja szwedzko-norweska odbywa się przede wszystkim na nartach biegowych. Ostatnie dziesięciolecia to dominacja norweska z małymi przebłyskami szwedzkimi, z której to powodu Szwedzi bardzo cierpią.

Z Danią sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana. Po wycofaniu się z Polski w 1656 r. roku Szwedzi z łatwością pokonali Danię, po czym na mocy pokoju w Roskilde w 1658 roku zajęli bogate prowincje Skåne, Blekinge i Halland, czyli prawie połowę Danii. Do dziś w Duńczykach siedzi ta strata.

W sporcie nie mają oni jak tego kompensować, bo w sportach zimowych nie istnieją, a w letnich siły są wyrównane. Pozostaje im więc poczucie wyższości nad „barbarzyńcami” z północnych świerkowych lasów oraz masa przesądów. Otóż przeciętny Duńczyk uważa, że Szwecja to realizacja utopii Orwella, z wszechwładnym państwem, które wydaje ogromną ilość biurokratycznych ukazów, potulnie wykonywanych przez obywateli.

Siebie Duńczycy uważają za wyluzowanych, rozkoszujących się życiem mieszkańców najlepszego kraju na świecie. I żeby było śmieszniej, Szwedzi dość pokornie znajdują się w tych przesądach i od zawsze odczuwają pewien kompleks niższości wobec Duńczyków.

Jednak wewnątrzskandynawską rywalizację o Świętego Mikołaja zdecydowanie wygrywa Finlandia, gdzie ów święty mieszka w położonym pod kołem polarnym mieście Rovaniemi. Można go tam odwiedzić lub wysłać do niego list.

Tadeusz Rawa, Sztokholm

MP 12/2009