Między Wersalem a Westerplatte

 TO WARTO WIEDZIEĆ 

W 1919 roku, gdy trwała konferencja pokojowa w Paryżu, gdy 28 czerwca w Sali Lustrzanej pałacu wersalskiego podpisywano traktat wersalski, gdy na wniosek prezydenta Stanów Zjednoczonych Woodrowa Wilsona powołano Ligę Narodów, ponadnarodową organizację, której członkowie – sygnatariusze Paktu Ligi zobowiązali się do wyrzeczenia się przemocy we wzajemnych sporach i udzielenia pomocy państwom zaatakowanym, miliony ludzi wierzyło, że nastanie trwały pokój.

Sceptyczny był jednak francuski marszałek Ferdinand Foch, który, mówiąc wówczas o traktacie wersalskim, stwierdził: „To nie pokój, tylko zawieszenie broni na dwadzieścia lat”. Historia potwierdziła, że się nie mylił.

Bogatsi o gorzkie doświadczenia II wojny światowej czy wojny w Jugosławii nie dziwimy się, że system wersalski zawiódł. Trudno nam dziś nie przyznać racji tym historykom, którzy uważają, iż „tworzący go politycy myśleli w mniejszym stopniu o trwałym pokoju niż o gwarancjach terytorialnych, koncesjach gospodarczych i moralnym potępieniu wczorajszego przeciwnika i jutrzejszego konkurenta” (Adam Krzemiński: Ułomny pokój „Polityka” 1999 nr 26).

Niemcy, uznane przez traktat wersalski (art. 231) za wyłącznego winowajcę, straciły 13 % swego przedwojennego terytorium i zostały obciążone wysokimi odszkodowaniami wojennymi (132 miliardy marek w złocie). Co prawda traktat wersalski podpisały, ale tylko dlatego, że niepodpisanie go groziło im natychmiastową z góry przegraną wojną. Traktowały go jednak jako dyktat krzywdzący i narzucony, a obalenie jego postanowień stało się celem niemieckiej polityki zagranicznej. Postanowienia traktatu podważała również Rosja Radziecka.

W 1922 roku, gdy granice państw w Europie się ustabilizowały, Polska po przyłączeniu Litwy Środkowej zajmowała obszar 388 634 kmi była szóstym co do wielkości państwem europejskim po ZSRR, Niemczech, Francji, Hiszpanii i Szwecji. Graniczyła (oprócz Wolnego Miasta Gdańska) z sześcioma państwami. Z dwoma: Rumunią i Łotwą łączyły ją bardzo dobre stosunki, natomiast do 1938 roku fatalne stosunki miała z Litwą, a chłodne, nacechowane wzajemną nieufnością z Czechosłowacją.

Najdłuższą jej granicą (1912 km) była granica z Niemcami, drugą z ZSRR (1412 km). Stosunki z oboma tymi państwami mimo pozorów możno było określić jako złe. Niemcy nigdy nie pogodziły się ze stratami terytorialnymi na rzecz Polski, a dla ZSRR Polska była, jak to określił w 1939 roku Wiaczesław Mołotow „pokracznym płodem traktatu wersalskiego”.

Podstawowe zasady polskiej polityki zagranicznej, sformułowane przez Józefa Piłsudskiego, polegały na utrzymywaniu dobrych stosunków zarówno z Niemcami, jak i Związkiem Radzieckim. Marszałek najbardziej obawiał się porozumienia Rosji z Niemcami, do którego doszło 16 kwietnia 1922 roku w Rapallo. Podpisany tam układ radziecko-niemiecki oraz potwierdzający go później, zawarty 24 kwietnia 1926 roku w Berlinie, traktat o wzajemnej neutralności i współpracy przełamywały izolację obu mocarstw europejskich, które traktat wersalski zepchnął na margines polityczny Europy.

O ile traktat wersalski zakazywał armii niemieckiej posiadania niektórych rodzajów broni, to układ z Rapallo dawał jej do niej dostęp, umożliwiając np. szkolenie żołnierzy niemieckich na radzieckich poligonach. Dla Rosji Radzieckiej porozumienie z Niemcami oznaczało dostęp do nowoczesnych technologii przemysłowych.

W połowie lat dwudziestych Zachód zaczął wycofywać się z polityki izolacji politycznej Niemiec. W latach 1924-1925 w stolicach europejskich rozważano niemiecką inicjatywę, dotyczącą zawarcia traktatu niemiecko-francusko-belgijskiego, uznającego nienaruszalność wzajemnych granic. Traktat ten miały gwarantować Wielka Brytania i Włochy.

Finałem tych rozważań było podpisanie 16 października 1925 roku w Locarno tzw. paktu reńskiego, gwarantującego nienaruszalność granic między Francją i Belgią a Niemcami. W Locarno podpisano też cztery układy arbitrażowe, które Niemcy zawarły z Francją, Belgią, Polską i Czechosłowacją, oraz układy gwarancyjne pomiędzy Francją a Polską i Francją a Czechosłowacją, potwierdzające sojusze i zobowiązania na wypadek agresji niemieckiej.

Prof. Henryk Batowski, wybitny znawca dyplomacji, ocenia pakt reński następująco: „W dziejach Europy powersalskiej pierwszym zamachem na porządek międzynarodowy ustalony po I wojnie światowej było Locarno. Wbrew traktatowi podpisanemu w Wersalu, wbrew włączonemu doń statutowi Ligi Narodów, dokonano /…/ podziału istniejących w Europie granic na dwie kategorie: na takie, które uznano uroczyście za nienaruszalne, oraz na inne, o których tego nie powiedziano, a więc dopuszczono domniemanie, że nie są one nienaruszalne” (H. Batowski, Europa zmierza ku przepaści, Wyd. Poznańskie, Poznań 1977).

Granice polsko-niemiecka, niemiecko-czechosłowacka i niemiecko-litewska należały do tych „innych”. Locarno przywróciło Niemcom pełnoprawną pozycję w polityce międzynarodowej i status mocarstwa, co zostało potwierdzone przyjęciem ich rok później do Ligi Narodów i przyznanie im stałego miejsca w Radzie Ligi. W Polsce Locarno uznano za dotkliwą porażkę.

W stosunkach polsko-niemieckich panował chroniczny kryzys. Po dojściu Adolfa Hitlera do władzy w 1933 roku światowa opinia publiczna oczekiwała jego eskalację. Ku jej zaskoczeniu przywódca nazistów nie kontynuował w stosunku do Polski polityki swych poprzedników i między obu państwami nastąpiło odprężenie. Już 26 stycznia 1934 roku podpisano „deklarację o niestosowaniu przemocy”.

Normalizacja stosunków z Niemcami i wcześniejsze jeszcze podpisanie w Moskwie 25 lipca 1932 roku polsko-radzieckiego układu o nieagresji, przedłużonego 5 maja 1934 roku do grudnia 1945 roku, zapewniającego wyrzeczenie się przez obie strony we wzajemnych stosunkach działań militarnych samodzielnych lub w sojuszu z innymi państwami, to niewątpliwie duży sukces polityki równowagi marszałka Józefa Piłsudskiego i polskiego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka. Dla bezpieczeństwa Polski nadal jednak podstawowe znaczenie miał sojusz z Francją.

Odejście od dotychczasowej antypolskiej polityki było dla Hitlera posunięciem taktycznym. Początkowo zależało mu przede wszystkim na zyskaniu czasu, potrzebnego dla umocnienia swej władzy, uzbrojenia Rzeszy i osłabienia sojuszu polsko-francuskiego. Wiele mówił wówczas o pokoju, a deklaracja polsko-niemiecka miała być dowodem, że stara się o niego nawet tam, gdzie do niedawna wydawało się to niemożliwe.

Jednak mimo licznych werbalnych zapewnień o pragnieniu pokoju, Hitler nie rezygnował ze swej wcześniejszej, sformułowanej w Mein Kampf, koncepcji utworzenia niemieckiego imperium na wschodzie Europy, na terenach ZSRR. Podbój Związku Radzieckiego miał być zarazem rozbiciem ruchu komunistycznego. By zrealizować te cele niemiecki kanclerz poszukiwał sojuszników.

Znalazł ich w Japonii, z którą w listopadzie 1936 roku zawarł pakt antykominternowski, do którego rok później przystąpiły Włochy. Tak powstała oś Rzym – Berlin – Tokio. Wcześniej Hitler doszedł do wniosku, że dzieląca Niemcy od Związku Radzieckiego Polska mogłaby stać się sojusznikiem w realizacji jego planu.

Stąd też od 1933 roku przy każdej okazji przekonywał polskich dyplomatów o zagrożeniu radzieckim i ważnej roli Polski na Wschodzie. Robili to także inni odwiedzający Polskę nazistowscy dygnitarze, jak Hans Frank, który w czasie swej wizyty w Warszawie na początku 1936 roku przekonywał, że „Polska i Niemcy, idąc razem, to potęga, której się w Europie trudno będzie oprzeć; to blok obejmujący zwartą masę 100 milionów ludności” (cyt. za: Stanisław Żerko, Orzeł z szakala, „Polityka” 2009 nr 4).

Czołową rolę w pozyskiwaniu Polski odgrywał Hermann Göring i Joseph Goebbels, który w swym dzienniku pisał: „/…/ linia Berlin – Londyn – Rzym – Warszawa byłaby nie do pogardzenia” (cyt. za: S. Żerko, op. cit.). Warszawa na te niemieckie propozycje odpowiadała wymijająco. Dla Polski nadal

najważniejsze było uzyskanie gwarancji od Francji i Wielkiej Brytanii przy równoczesnym zachowaniu dobrosąsiedzkich stosunków z Rzeszą. Polacy nadal nie chcieli wiązać się zarówno z Rzeszą, jak i ZSRR sojuszami wymierzonymi przeciw temu drugiemu i starali się zachować tzw. politykę równowagi, chociaż relacje z Moskwą z roku na rok były gorsze.

Dla Zachodu flirt Polski z Berlinem przy jednoczesnym ubieganiu się o gwarancje francuskie był niezrozumiały, a ministra Becka oceniano jako nielojalnego partnera. W roku 1938 światowa opinia publiczna odsądziła Polskę za jej aktywny udział w niemieckiej akcji antyczechosłowackiej.

Ultimatum Polski pod adresem Pragi, żądające odstąpienie Zaolzia pod groźbą ataku zbrojnego, oceniano jednoznacznie. Prasa zachodnia pisała, iż Polska kopiuje metody niemieckie. Polskę porównywano do szakala, pożerającego ofiarę, wcześniej zabitą przez silniejszego drapieżnika.

Współdziałanie polsko-niemieckie przy rozbiorze Czechosłowacji europejscy politycy potraktowali jako dowód na istnienie tajnego porozumienia pomiędzy Warszawą a Berlinem, a ambasador Francji w Warszawie przedłożył w Paryżu memorandum, wzywające do ograniczenia zobowiązań wobec Polski, która wystąpiła po stronie przeciwników Francji. Natomiast w Polsce odzyskanie Zaolzia przedstawiano jako osobisty sukces Becka i jasny dowód siły państwa.

Za ten „sukces” ministra przyszło nam zapłacić wysoki rachunek. Wystawiła go nie tylko historia. Wcześniej, bo w niecały miesiąc po tym, jak wojska polskie triumfalnie wkroczyły na Zaolzie, przedłożyła go Polsce III Rzesza. W dniu 24 października 1938 roku ambasador Polski w Berlinie Józef Lipski, zgodnie z poleceniem swego ministra, spotkał się z ministrem spraw zagranicznych Rzeszy Joachimem von Ribbentropem.

Na spotkaniu tym Ribbentrop przedstawił propozycję „rozwiązania globalnego” wszystkich spraw między Polską a Niemcami. Propozycje ministra III Rzeszy obejmowały: przyłączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy; przeprowadzenie przez „korytarz”, jak Niemcy nazywali polskie Pomorze, eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej, łączącej Niemcy z Prusami Wschodnimi, przystąpienie Polski do paktu antykominternowskiego.

W zamian Polska miała otrzymać od Rzeszy gwarancję swych granic i przedłużenie układu z 1934 roku na dziesięć, a nawet na dwadzieścia pięć lat. Do takiego porozumienia miano dodać tzw. klauzulę konsultacyjną, co oznaczało zgodę Polski na uzgadnianie ze stroną niemiecką całej polityki zagranicznej. Tym samym Polska stałaby się posłusznym sojusznikiem Rzeszy. Ambasador Lipski o propozycji Ribbentropa natychmiast poinformował ministra Becka.

Ten jednak potraktował ją jako intrygę swego niemieckiego kolegi i o treści niemieckiej oferty nie poinformował nie tylko Francuzów i Anglików, ale i własnego prezydenta, a ambasadorowi polecił jej uprzejme odrzucenie. Lipski przedstawił Ribbentropowi stanowisko Becka 29 listopada. Zgodnie z otrzymaną instrukcją poinformował go o możliwości rozważenia pewnych ustępstw w stosunku do Gdańska.

Odpowiedź Ribbentropa była jasna: „Strona niemiecka pojmuje stosunki z Polską na płaszczyźnie wielkiej linii politycznej i nie myśli o tym, by wobec Polski raz z jedną, raz z drugą sprawą występować” (cyt. za: H. Batowski, op. cit.). Beck dopiero w czasie rozmowy z Hitlerem w Berchtesgaden 5 stycznia 1939 roku i spotkania z Ribbentropem w Monachium przekonał się, że za propozycjami ministra III Rzeszy stoi sam Führer i że nie zamierza od nich odstąpić.

Tym razem poinformował o niemieckiej propozycji prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Rydza-Śmigłego. Przywódcy państwa polskiego uznali, że przyjęcie oferty niemieckiej zaprowadziłoby Rzeczpospolitą „w sposób nieunikniony na równię pochyłą, kończącą się utratą niezależności i rolą wasala Niemiec” (cyt. za: S. Żerko, op. cit.). Podporządkowanie Polski było Niemcom potrzebne zarówno w planowanym uderzeniu na Zachodzie, jak i w prowadzeniu wojny przeciw ZSRR.

Do niemieckich propozycji wobec Polski Ribbentrop powrócił w czasie swej wizyty w Warszawie 25 stycznia 1939 roku, a ostatnią próbę przekonania Polaków podjął w połowie marca. Warszawa oficjalnie odrzuciła niemieckie żądania 21 marca. W tym też dniu przeprowadzono w Polsce częściową, tajną mobilizację niektórych grup rezerwistów.

Po zaborze Czechosłowacji i utworzeniu Protektoratu Czech i Moraw Polska otrzymała gwarancje brytyjskie, polegające na tym, że w przypadku jakichkolwiek działań wojennych, mogących zagrozić jej niepodległości, rząd Wielkiej Brytanii udzieli jej natychmiastowego poparcia. Do gwarancji tych 14 kwietnia przyłączyła się Francja.

Reakcja Hitlera była szybka – 28 kwietnia wygłosił w Reichstagu przemówienie, w którym zarzucił obrońcom systemu wersalskiego podżeganie do wojny, wypowiedział polsko-niemiecką deklarację o niestosowaniu przemocy z 1934 roku oraz brytyjsko-niemiecki układ morski z 1935 roku. Polska stała się celem zmasowanych ataków niemieckiej propagandy.

W dniu 5 maja minister Beck przedstawił w Sejmie stanowisko Polski wobec rozwoju sytuacji międzynarodowej. Przemówienie, które transmitowało Radio Polskie, zakończył stwierdzeniem: „Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną.

My w Polsce nie znamy pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”. Gdy wypowiadał te słowa, nie wiedział, że już 3 kwietnia Hitler wydał rozkaz o przygotowaniu do ataku na Polskę i że zgodnie z planem tych przygotowań, noszącym kryptonim „Fall Weiss”, miały one być zakończone 1 września.

Nie wiedział także, że już od lutego Abwehra (wywiad i kontrwywiad wojskowy) tworzyła na terenie Polski organizacje bojowe i sabotażowe. Najwięcej takich grup utworzono w województwie śląskim. W lipcu liczyły one tam 4474 członków (wg Tomasz Chinciński: Piąta kolumna. Niemiecka dywersja przeciw Polsce, Pomocnik Historyczny, „Polityka” 2006 nr 34). Akcjami sabotażowo-dywersyjnymi na Śląsku, w Wielkopolsce i Małopolsce Wschodniej kierowała wrocławska Abwehra, a było w nie zaangażowanych ok. 20 tys. osób, co stanowiło nieco ponad 2 proc. Niemców, zamieszkujących II Rzeczpospolitą.

W dniu 30 sierpnia ogłoszono w Polsce mobilizację powszechną, a 31 sierpnia o godz. 12.40 w Berlinie wydano ostatnie rozkazy dotyczące realizacji planu „Fall Weiss”. W celu stworzenia propagandowej przyczyny najazdu na Polskę w nocy z 31 sierpnia na 1 września Niemcy przeprowadzili akcję specjalną o kryptonimie „Tanenberg”.

Polegała ona na sfingowanych napadach na radiostację niemiecką w Gliwicach, niemiecki urząd celny w Stodołach w okolicy Raciborza oraz leśniczówkę w Byczynie w pobliżu Kluczborka. Dopiero podczas procesu przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze gen. Ervin von Lahousen i Wilhelm Keitel przyznali, że było to dzieło niemieckich dywersantów, przebranych w polskie mundury.

W dniu 1 września 1939 roku o godz. 4.45 stary niemiecki pancernik „Schleswig-Holstein”, będący okrętem szkolnym, skierował swe działa w kierunku polskiej Wojskowej Składnicy Tranzytowej, położonej na półwyspie Westerplatte. Cała załoga została postawiona w stan alarmu bojowego. Przez radiowęzeł okrętowy padł krótki komunikat: Schiff geht zum Angriff aus Westerplatte vor! (‘Okręt kieruje się do ataku na Westerplatte’).

O godz. 4.47 padła komenda: Feuerlaubnis! (‘Ognia!’) . W ciągu następnych siedmiu minut na niewielki półwysep spadło osiem pocisków kalibru 28 cm, pięćdziesiąt dziewięć pocisków kalibru 15 cm i sześćset pocisków dwudziestomilimetrowych.

Rozpoczęła się II wojna światowa.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 7-8/2009