CO U NICH SŁYCHAĆ?
Na umówione spotkanie przed siedzibą Klubu Polskiego w Dubnicy nad Wagiem przyjeżdża na rowerze i niczym młodzieniec zeskakuje z niego. Kto by przypuszczał, że ten energiczny człowiek 22 maja będzie obchodził swoje 70. urodziny?
Zaprasza nas do środka i pokazuje nową „zdobycz“ – regionalny Klub bowiem zyskał od władz miasta nowe pomieszczenia, co bardzo cieszy jego prezesa. Zbigniew Podleśny, bo o nim mowa, żyje sprawami organizacji polonijnej – cieszą go jej sukcesy, martwią niepowodzenia.
Organizator
Ludziom w regionie dał się poznać jako dobry organizator przedsięwzięć polonijnych, animator kulturalny, dbający o dobre kontakty polsko-słowackie. Nie zawsze tak było, bowiem dopiero po ponad 10 latach od przeprowadzki na Słowację, odnalazł rodaków i zaczął działać w organizacji polonijnej w Dubnicy nad Wagiem.
Łącznikiem między Polakami w tym regionie był „Monitor Polonijny“. „Nawet nie wiem, jak to się stało, że ktoś przysłał mi egzemplarz Monitora Polonijnego, ale był to punkt zwrotny w moim życiu“ – wspomina Zbigniew Podleśny.
Po otrzymaniu miesięcznika zdecydował się napisać list do redakcji. „Na podstawie tego opublikowanego na łamach Monitora listu odnalazła mnie pani Šujaková i poinformowała, że w lokalnej gazecie przeczytała ogłoszenie o spotkaniu Polaków w Trenczynie – opisuje mój rozmówca. – Naturalnie pojechaliśmy na to zebranie i w ten sposób zaczęła się moja przygoda z Klubem Polskim“.
Rozpoczął sukcesywne poszukiwania Polaków w regionie Poważa, nawiązał kontakty z władzami miasta, pozyskał pierwszą siedzibę dla Klubu, później został prezesem w Regionie Poważe. Od kilku lat pod jego przewodnictwem Polonia w tym regionie organizuje takie tradycyjne imprezy, jak Dzień Kobiet, Spotkanie Zielonoświątkowe i Dzień Dziecka, Dubnickie Dni Polonijnej Przyjaźni, Współpracy i Folkloru, spotkanie mikołajkowe.
To dzięki jego aktywności partnerskie miasta – Dubnica nad Wagiem oraz Zawadzkie – zacieśniają więzi i wspólnie organizują ciekawe przedsięwzięcia. Za tę polonijną działalność w 2007 roku został odznaczony przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. „Przyjąłem to z dużą satysfakcją.
Cieszy mnie, że moja praca została doceniona – komentuje Zbyszek. – To mnie motywuje do dalszego działania, ale zarazem uświadamiam sobie, iż przyczynili się do tego swoim zaangażowaniem również moi kochani rodacy ze Środkowego Poważa, za co jestem im wdzięczny”.
Początki
Urodził się w maju 1939 roku w Katowicach, gdzie mieszkała jego babcia. Jego rodzice w 1939 roku przeprowadzili się z Tychów do Cieszyna Zachodniego, albowiem pracujący w na kolei ojciec tam właśnie dostał mieszkanie. Po wojnie ta część Cieszyna przypadła Czechom. W 1947 roku rodzina Podleśnych dowiedziała się, że powinna opuścić Czeski Cieszyn.
Odwołała się jednak i na decyzję o możliwości pozostania w mieście czekała do 1953 roku. „Niektórzy w obawie o swoją przyszłość poddali się eksmisji i wyjechali do Polski – wspomina Zbyszek. – Pamiętam pewną Polkę, która mieszkała w naszym bloku na trzecim piętrze.
Często ją odwiedzaliśmy, ponieważ miała starszą ode mnie córkę, z którą często się bawiliśmy. Nigdy nie zapomnę tego smutku i pustki po ich wyjeździe“. Nasz bohater uczęszczał do polskiej szkoły w Czeskim Cieszynie. Zaolzie zamieszkiwało wtedy około 80 tysięcy Polaków.
„To były inne czasy. Nie było zeszytów, pisać uczyliśmy się na specjalnych kamiennych tabliczkach, przy których wisiał rysik i gąbka na sznurku – opisuje. – Poranki w szkole były podniosłe, bowiem zbieraliśmy się wszyscy w jednej klasie i śpiewaliśmy Kiedy ranne wstają zorze“.
Dorosłe życie
Kiedy ojciec naszego bohatera zachorował, a w 1963 roku zmarł, ciężar utrzymania rodziny młody Zbyszek wziął na swoje barki. „Chciałem iść na studia, ale moja młodsza ode mnie o 5 lat siostra marzyła o studiach medycznych, więc zrezygnowałem, podjąłem pracę i uczyłem się wieczorowo w technikum elektrotechnicznym w Trzyńcu“ – wspomina.
Był wsparciem dla rodziny, w jego wypełnionym obowiązkami dniu nie było czasu na rozrywki. „Nie chodziłem na żadne zabawy, nie umiałem tańczyć.
Dopiero moja siostra, która ukończyła kurs tańca, uczyła mnie pierwszych kroków“ – mówi. Kiedy miał 27 lat spotkał pewną dziewczyną – Polkę z Goleszowa koło Cieszyna, z którą się ożenił. „Córkę dostałem pod choinkę, bowiem w Wigilię żona z dzieckiem opuściła szpital i przyjechała do domu“ – wspomina ten radosny moment życia. Cztery lata później przyszedł na świat syn.
Kiedy państwo Podleśni dostali mieszkanie służbowe, przeprowadzili się do Trzyńca. Mieli dobre warunki – Zbyszek pracował w hucie w Trzyńcu, był cenionym pracownikiem i otrzymał odznaczenie Najlepszy Pracownik Huty Trzynieckiej. Czego chcieć od życia więcej?
Niestety, przyszły kłopoty małżeńskie, które nasz bohater bardzo przeżył. Odbiły się one na jego zdrowiu – zaczęły się problemy z kręgosłupem, pobyty w szpitalach… Wszelkie próby ratowania małżeństwa spełzły na niczym.
Społecznik
Przez 28 lat pracował w hucie w Trzyńcu jako elektrotechnik. Nigdy nie wstąpił do partii –kiedy zaczął działać w związkach zawodowych, na szczęście nikt tego od niego nie wymagał. Doceniono natomiast jego zaangażowanie, poświęcenie się pracy społecznej i poczucie sprawiedliwości.
Przez długie lata, aż do zakończenia pracy w hucie, był przewodniczącym komisji mieszkaniowo-socjalnej. Nie była to łatwa praca, bowiem ludzi potrzebujących, którzy mieszkali w trudnych warunkach, było sporo.
To właśnie Zbyszek wymyślił kryteria oceny sytuacji materialnej, na podstawie których komisja podejmowała decyzje o kolejności przyznania zapomóg czy lokali mieszkaniowych. „Cieszyło mnie to, że mogę pomagać innym, bowiem widziałem na własne oczy, w jakich warunkach ci ludzie mieszkają – wspomina mój rozmówca. – Szczególnie wryła mi się w pamięć pewna młoda rodzina, mieszkająca koło Oščadnicy w rozpadającym się domu babci.
Kiedy tam przyjechaliśmy, na próg wyszła młoda kobieta z ledwo odzianym dzieckiem i wyciągnęła do nas rękę z banknotem stukoronowym… Miałem łzy w oczach“.
Nie mógłby sobie spojrzeć w twarz, gdyby przyjął od kogokolwiek jakąś łapówkę. Spotykał potem niektórych ludzi, którzy mu dziękowali za pomoc w trudnych chwilach. Do dziś jest przekonany, że jego powołaniem jest niesienie pomocy innym. Bezinteresownie.
Rok 1968
Trudnym dla niego doświadczeniem był rok 1968, kiedy do Czechosłowacji wkroczyły wojska Układu Warszawskiego. „Szlaban na granicy między Polskim a Czeskim Cieszynem został złamany, a koło naszego domu błądzili rosyjscy żołnierze, którzy zajęli pocztę i wszystkie główne urzędy“ – wspomina Zbigniew. Był tym bardzo rozgoryczony.
„W ramach protestu na wydarzenia w 1968 roku chciałem zrzec się polskiego obywatelstwa i w tym celu udałem się do Konsulatu Generalnego w Ostrawie, gdzie szczerze porozmawiałem z konsulem – wspomina. – Stamtąd wychodziłem wzruszony, albowiem konsul otworzył mi oczy i przekonał, bym nie postępował zbyt pochopnie“.
Emigracja serca
Po rozwodzie Zbigniew zaczął poszukiwania swojego miejsca na Ziemi. „Źle się czułem na Zaolziu, zbyt dotkliwie przeżyłem tę porażkę życiową, chciałem się zdystansować“ – opisuje. W 1988 roku podjął pracę na Orawie w branży elektrotechnicznej w OPBH. Któregoś dnia przeczytał ogłoszenie w gazecie, napisane przez pewną kobietę, poszukującą partnera.
Nasz bohater zdecydował się odpowiedzieć na to ogłoszenie. I tak rozpoczęła się korespondencja, a później przyjaźń z panią Mają z Dubnicy nad Wagiem. „Mogę być szczęśliwy z każdą osobą, która mnie szanuje, a właśnie taki szacunek i zrozumienie znalazłem u mojej przyjaciółki“ – konstatuje. W Dubnicy nad Wagiem mieszka od 1994 roku.
Cieszy się harmonijnym życiem rodzinnym, dobrymi kontaktami z dorosłymi już dziećmi. Czasami tęskni za ukochanym Zaolziem „Kiedy podróżując pociągiem, mijam tunel Przełęczy Jabłonkowskiej, i do wagonu zaczną wsiadać moi rodacy Zaolzianie, mówiący naszą gwarą, oddycham z ulgą – jestem u siebie!“ – opisuje i jego twarz jeszcze bardziej pogodnieje.
W jego oczach dostrzegam szklisty połysk za każdym razem, gdy rozmawiamy o czymś, co go wzrusza bądź boli. „Jestem uczuciowy“ – przyznaje trochę może zakłopotany. Ale to przecież w dzisiejszych czasach zaleta, którą nie każdy może się poszczycić.
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik