TO WARTO WIEDZIEĆ
Zawarte przed dwudziestu laty przy Okrągłym Stole porozumienia określały ramy przyszłych demokratycznych zmian w Polsce. Polska była pierwszym krajem realnego socjalizmu, który w 1989 roku wchodził na drogę, prowadzącą do tworzenia pluralistycznego i demokratycznego systemu.
Już dwa dni po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu, 7 kwietnia 1989 roku, Sejm uchwalił ustawę „O zmianie Konstytucji PRL”. W niej znalazły się m.in. zapisy o wprowadzeniu Senatu i urzędu prezydenta. Na tym samym posiedzeniu uchwalono także ordynacje wyborcze do obu izb parlamentu. Kilka dni później, 13 kwietnia, Rada Państwa ustaliła terminy wyborów na 4 i 18 czerwca. Legalizacja „Solidarności” nastąpiła 17 kwietnia, a trzy dni później zarejestrowano NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych. Dzięki temu opozycja mogła rozwinąć swoje struktury na terenie całego kraju, co było bardzo ważne wobec zbliżających się wyborów.
Krajowa Komisja Wykonawcza „Solidarności” 7 kwietnia zdecydowała, że kampanię wyborczą poprowadzi w skali całego kraju Komitet Obywatelski, a w terenie komitety regionalne. Wałęsa za akcję wyborczą uczynił odpowiedzialnym Jacka Kuronia, co nie wszyscy członkowie KKW akceptowali. Większość opowiedziała się za ułożeniem jednolitej listy wyborczej i zobowiązaniem struktur regionalnych do udzielenia poparcia zaakceptowanym przez „centralę” kandydatom, uważając, że takie zdyscyplinowanie jest warunkiem wyborczego zwycięstwa. Listę kandydatów ułożono w błyskawicznym tempie. Już 23 kwietnia zatwierdził ją Komitet Obywatelski. Na liście znalazło się tylu kandydatów, ile miejsc mogła obsadzić opozycja zgodnie z porozumieniem przy Okrągłym Stole, a więc 161 kandydatów do Sejmu i 100 do Senatu.
Na kampanię wyborczą czasu było niewiele; wychodząca z podziemia opozycja nie dysponowała aparatem urzędniczym czy masowymi środkami przekazu, a miała stawić czoło władzom, w ręku których była telewizja, radio i prasa w milionowych nakładach. Ta nierówność sił wymagała od „Solidarności” ogromnej mobilizacji. Członkowie komitetów obywatelskich nie liczyli czasu, a wspierały ich dziesiątki tysięcy ludzi, którzy bezinteresownie oddawali do ich dyspozycji swe samochody czy telefony. Opozycja miała swoje „okienka” w programach wyborczych radia (32 proc.) i telewizji (23 proc.).
Ważnym środkiem informacji w kampanii wyborczej opozycji stała się „Gazeta Wyborcza”, której pierwszy numer ukazał się 8 maja 1989 roku w nakładzie 150 tys. egzemplarzy. Na winiecie tego numeru widniało hasło: „Nie ma wolności bez Solidarności”. Gazetę tworzyli członkowie zespołu nielegalnego „Tygodnika Mazowsze”, a jej pierwszym redaktorem naczelnym został Adam Michnik.
W pierwszym numerze, zwracając się do czytelników, zespół redakcyjny pisał: „Oto po z górą czterdziestu latach pierwszy w Polsce, a chyba i w całym bloku normalny, wielkonakładowy dziennik niezależny. Przez normalnyrozumiemy taki, który stara się przede wszystkim informować – wszechstronnie, szybko i obiektywnie, wyraźnie oddzielając komentarz od informacji. /…/ Czujemy się związani z Solidarnością, lecz zamierzamy przedstawiać poglądy i opinie całego niezależnego społeczeństwa, różnych opozycyjnych kierunków”. Na pierwszej stronie znalazło się tylko zdjęcie Lecha Wałęsy z krótkim podpisanym przez niego tekstem.
Program wyborczy „Solidarności”, przyjęty na posiedzeniu Krajowej Komisji Wyborczej został zapisany w 27 punktach. Po deklaracji wstępnej znalazło się w nim m.in. stwierdzenie, że jednym z jego celów jest „wytworzenie nowego ładu gospodarczego, którego podstawą będą rynek i działające w warunkach rynkowych przedsiębiorstwa”. W programie obiecywano m.in. rozwój samorządu pracowniczego, poparcie dla rodzinnych gospodarstw rolnych, poprawę służby zdrowia, poparcie ochrony środowiska. Pominięto w nim sprawy, budzące w wówczas w społeczeństwie kontrowersje, a więc kwestię aborcji czy relacji między państwem a Kościołem.
Tuż przed wyborami, bo ostatniego dnia maja ukazał się na rynku wznowiony, redagowany przez Tadeusza Mazowieckiego „Tygodnik Solidarność”.
Do wyborów przygotowywała się również strona rządowa. PZPR i jej sojusznicy w wyborach do Sejmu wystawiali kandydatów w trzech grupach. Z listy krajowej, którą miał otrzymać każdy wyborca, kandydowali przywódcy partii, stronnictw i ugrupowań sojuszniczych, a więc elita władzy. W 108 okręgach wyborczych miało być wybranych 264 przedstawicieli „koalicji rządzącej”, o pozostałe 161 mandatów ubiegali się bezpartyjni, wśród których było wiele osób popularnych, wspieranych przez władze PRL. Ostatnia lista konkurowała z listą Komitetów Obywatelskich. Taka zasada konkurencji, czyli przeciwstawienia kandydatom opozycyjnego Komitetu Obywatelskiego kandydatur osób znanych w kraju, obowiązywała również w całkowicie wolnych wyborach do Senatu.
Kampania wyborcza strony rządowej była niewyraźna. Podpisał się pod nią przede wszystkim Okrągły Stół, którego postanowienia spowodowały pogłębienie się zarówno podziałów w samym aparacie partyjnym, jak i między nim a zwykłymi członkami partii. Nie bez znaczenia były też spory o kandydatów czy konfrontacyjne dyskusje z przedstawicielami opozycji w trakcie spotkań wyborczych. Władzom nie udało się pozyskać neutralności Kościoła, czemu miało służyć przyjęcie w maju przez Sejm ustaw, spełniających oczekiwania biskupów, a dotyczących stosunków Kościół – państwo. Kościół wspierał kandydatów Komitetu Obywatelskiego, np. księża udostępniali im sale parafialne na spotkania z wyborcami.
Już pierwsze tygodnie kampanii wyborczej pokazały, że prysły nadzieje strony rządowej na to, że opozycja w tak krótkim czasie nie zdoła się zorganizować i utworzyć struktur zdolnych do prowadzenia akcji wyborczej. By oddać atmosferę przedwyborczą, przypomnijmy tylko niektóre hasła, pojawiające się wówczas na demonstracjach ulicznych: „Komuniści pijcie mleko, bo wasz koniec niedaleko”, „Bolszewicy do kostnicy”, „Komunizm to syfilis narodów”.
Dzień pierwszej tury wyborów – 4 czerwca 1989 roku – był dniem wielkiego sukcesu Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” i równocześnie dniem klęski Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Kandydaci Komitetu zdobyli 160 miejsc w Sejmie i 92 mandaty w Senacie. O pozostałe miejsca miano się ubiegać w drugiej turze wyborów. Koalicja rządowa w pierwszej turze uzyskała zaledwie 3 mandaty poselskie do Sejmu, a pozostałe 296 miała otrzymać dopiero w drugiej turze. Nie zdobyła ani jednego miejsca w Senacie, a o pozostałe 8 mandatów miała w drugiej turze rywalizować z „Solidarnością”. Całkowitą klęską było skreślenie przez większość wyborców prawie całej listy krajowej, która najważniejszym działaczom strony rządowej miała zapewnić miejsca w Sejmie. Z tej listy mandaty zyskały tylko dwie osoby – Mikołaj Kozakiewicz i Adam Zieliński. Wyniki wyborów mimo stosunkowo niskiej frekwencji (62 proc.) radykalnie zmieniły układ sił w Polsce. Opozycja okazała się o wiele silniejsza, niż przewidywała to władza, a PZPR o wiele słabsza. Wyniki pierwszej tury zaskoczyły obie strony; jeszcze kilka dni przed wyborami w gronie partyjnym zastanawiano się, jak opinia zachodnia przyjmie fakt, gdy „Solidarność” nie zyska ani jednego mandatu, a opozycja martwiła się, jak powinna się zachować w parlamencie, gdy zdobędzie w nim jedynie kilkanaście miejsc.
Strona rządowa miała jednak pełną kontrolę nad instytucjami państwa i resortami siłowymi, a więc można się było obawiać zakwestionowania wyników wyborów. Poważny problem stanowiło obsadzenie 33 mandatów z listy krajowej. By dotrzymane zostały umowy Okrągłego Stołu, należało znaleźć wyjście z impasu. Intensywnie poszukiwała go Komisja Porozumiewawcza, której współprzewodniczyli Lech Wałęsa i Czesław Kiszczak. „Gazeta Wyborcza” z dnia 8 czerwca na pierwszej stronie zamieściła artykuł Adama Michnika, w którym pisał: „Z umów Okrągłego Stołu wynika, że 35 proc. posłów i 100 proc. senatorów mogą obywatele państwa polskiego wybrać wedle demokratycznych reguł. Taki jest nasz pierwszy krok ku parlamentarnej demokracji, ale nie jest to akt wyborczy, który spowoduje, że Polacy mogą wedle swego uznania wybrać władzę ustawodawczą i wykonawczą. Wiara, że za pomocą wykreślenia wszystkich kandydatów z listy krajowej można zmienić władzę w Polsce, jest złudzeniem”. Artykuł ten przygotowywał opinię publiczną do przyjęcia decyzji Komisji Porozumiewawczej. Ta po wielogodzinnej ostrej dyskusji postanowiła, że 33 mandaty z listy krajowej zostaną rozdzielone na 33 okręgi wyborcze, przy czym o każdy mandat miało ubiegać się dwóch kandydatów. Mandaty zostały rozdzielone w sposób następujący: PZPR – 16, ZSL – 8, SD – 3, PZ KS – 1. Tę decyzję zaakceptował zarówno Komitet Obywatelski, jak i Rada Państwa.
W drugiej turze wyborów, w dniu 18 czerwca, przy bardzo niskiej frekwencji (ok. 25 proc.) skład Sejmu został dopełniony zgodnie z kontraktem Okrągłego Stołu.
Dnia 23 czerwca posłowie i senatorowie „Solidarności” utworzyli Obywatelski Klub Parlamentarny, którego przewodniczącym z rekomendacji Wałęsy został Bronisław Geremek. Na tym spotkaniu podjęto decyzję, że OKP nie wystawi własnego kandydata na urząd prezydenta, co było zgodne z porozumieniami Okrągłego Stołu.
W dniu 4 lipca odbyło się inauguracyjne posiedzenie Sejmu, zwanego kontraktowym. Jego marszałkiem został Mikołaj Kozakiewicz, profesor socjologii, członek władz ZSL. Wśród wicemarszałków znalazła się lekarz Olga Krzyżanowska, córka komendanta wileńskiej AK generała „Wilka”, wybrana z listy Komitetu Obywatelskiego. W senacie fotel marszałka zajął prof. Andrzej Stelmachowski, działacz Klubów Inteligencji Katolickiej.
I chociaż przewagę liczebną w Sejmie kontraktowym mieli posłowie PZPR, ZSL i SD, to pojawiło się w nim szereg dynamicznych i inicjatywnych polityków opozycyjnych, którzy zarówno w procesie przemian politycznych, jak i później, odegrali ważną rolę, a byli wśród nich Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Adam Michnik, Andrzej Wielowieyski, Jan Maria Rokita. Sam Lech Wałęsa do Sejmu nie kandydował, ale to nie ograniczało jego ogromnego wpływu na podejmowane decyzje i przebieg dalszych wydarzeń.
O ile Okrągły Stół był początkiem wielkich przemian politycznych i ustrojowych w Polsce, to wynikające z zawartych przy nim porozumień wybory czerwcowe były kolejnym niezmiernie ważnym krokiem w demontażu komunizmu w Polsce – kończyły bowiem epokę, kiedy to jedynym źródłem woli politycznej była jedna partia.
Danuta Meyza-Marušiak