Sen o Ameryce

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

To miały być cudowne Święta Bożego Narodzenia… Miałam dostać pod choinkę paszport z wizą do Austrii. Rodzice już od jakiegoś czasu planowali wyjazd całej naszej rodziny.

Wyjazd to nie jest właściwe słowo – w planach była emigracja do Ameryki, gdzie, jak mówiono, „wolność jest pisana przez wielkie W“. Pierwszym przystankiem miał być Wiedeń. Ale nie było ani Wiednia, ani Ameryki. Był 13 grudnia 1981 roku.

Drugie „podejście“ było bardziej udane, bowiem dotarliśmy do Niemiec Zachodnich, gdzie chcieliśmy uzyskać azyl polityczny. Był rok 1985, a ja miałam 17 lat i marzyłam o Ameryce. Tymczasem przebywaliśmy w obozie dla przesiedleńców, a później w obozie przejściowym. Kiedy okazało się, że musimy pozostać w Niemczech trochę dłużej, by władze niemieckie mogły rozpatrzyć nasz wniosek, skierowano nas do małej miejscowości. Tu poznaliśmy mnóstwo serdecznych ludzi, dostaliśmy piękne duże mieszkanie, opłacane przez gminę. Tak, Republika Federalna Niemiec była i jest krajem socjalnym – osoby potrzebujące wspiera finansowo.

Niedługo po przyjeździe podjęłam pracę w przedszkolu. Z moją znajomością języka niemieckiego, nabytą w szkole średniej w Polsce, jakoś dawałam sobie radę, pomagając sobie rękami. Dzieciom w przedszkolu nawet to się podobało, że „ich“ pani zadaje wiele pytań, nie wszystko rozumie, a one mogą służyć jej pomocą. Dzięki ich cierpliwości wiele zyskałam.

Był to krótki, ale wspaniały okres. Podjęłam naukę w szkole, gdzie poznałam wielu ludzi, z którymi zawiązałam przyjaźnie, które trwają już ponad 24 lata. Tu też poznałam mojego przyszłego męża. Kiedy poznaliśmy niemiecką mentalność, stwierdziliśmy, że nie różni się ona aż tak bardzo od tej polskiej. Przyjaźń i pomoc, jaką okazali nam Niemcy, przekonała nas do pozostania w tym kraju. Nieraz mieliśmy wrażenie, że ich serdeczność wynika z poczucia winy za krzywdy wyrządzone Polakom podczas II wojny światowej.

emat ten jest tu wciąż podejmowany i to nie tylko przez starsze pokolenie. Młodzi ludzie przejęli balast wojny na swoje barki i, być może z obawy przed powtórką z historii, starają się dużo mówić o faszyzmie. Czasami może nawet z pewną przesadą zadręczają się tym problemem. Owszem, młodzież powinna się uczyć i poznawać własną historię, to przecież najlepszy sposób, by zwyciężać nad rasizmem.

Młodzież z całego świata powinna otwarcie dyskutować o wszystkich problemach. Z pewnością duży wpływ na poszerzanie horyzontów i otwartość na różne narody mają wymiany uczniów między różnymi krajami czy partnerstwa między miastami. To służy umacnianiu pokoju na świecie. „Czarne typy“, jak nacjonaliści, prawicowi radykałowie itp., są wszędzie.

Rząd niemiecki reaguje bardzo mądrze na tego typu zjawiska, nie chcąc stracić z oczu ich poczynań, i robi wszystko, by zmienić działania tych grup. Cenię sobie cechy Niemców – w ich kraju każdy ma szansę na pokojowe i przyjazne życie. Przecież tylu tu obcokrajowców i przesiedleńców. Los rzucił mnie przypadkiem do tego kraju. Na chwilę. Chwilę, która trwa do tej pory. Założyłam tu wspaniałą rodzinę. Wraz z mężem prowadzimy działalność gospodarczą. Mój tato jako rehabilitant znalazł miejsce pracy w swoim zawodzie.

Europa bez granic – czyż to nie wspaniała rzecz? Do Polski tak blisko. Z Ameryki byłoby do niej o wiele dalej…

Małgorzata DeetersGeeste – Niedersachsen (Dolna Saksonia)

MP 3/2009