Pochylanie się, ale nie w ramach gimnastyki

 OKIENKO JĘZYKOWE 

W języku ciągle pojawiają się nowe wyrazy. Albo je zapożyczamy, albo przekształcamy, albo wykorzystujemy stare, zmieniając ich znaczenia. Niektóre dopiero zaczynają swoją karierę, inne je kończą, wychodząc z użycia, jeszcze inne pojawiają się na chwilę, jak kometa.

To rzecz normalna. Język jest bowiem tworem żywym i w miarę często ulega pewnym modom. O modach językowych na łamach „Monitora” pisałam już kilka razy. W tym numerze też zajmę się tym problemem.

Ostatnio w prasie, radiu, telewizji i innych mediach moją uwagę zwróciło nader częste używanie czasownika „pochylić się”. Wszyscy się pochylają! A to nad losem nieuleczalnie chorych, a to nad kulturą wysoką czy nad uzdrowiskiem. Przykłady można mnożyć. Te przytoczone pochodzą z prasy.

Skłonność do „pochylania się” mają też nasi politycy, „pochylając się” np. nad reformą służby zdrowia lub finansami, oraz inni, którzy „pochylają się” np. nad wynikami produkcji, nad problemem zaopatrzenia czy nad systemem kanalizacji. Nawet w jednym z artykułów, zamieszczonych w niniejszym numerze pisma, w tym o Bronisławie Malinowskim (s. ….), znalazłam przytoczony przez autorkę cytat z pracy innej autorki o polskim badaczu, w którym ta druga pisze, iż z książki Malinowskiego „wyłania się postać empatycznego etnografa, z zainteresowaniem i pietyzmem pochylającego się nad życiem krajowców […]”.

Przyznam, że to notoryczne „pochylanie się” trochę mnie niepokoi. Do tej pory byłam pewna, że „pochylać się” to ‘ulec pochyleniu, zgiąć się ku dołowi, nachylać się, schylać’. Zatem czasownik ten według słowników języka polskiego nazywa zmianę pozycji na ukośną i, także w formie rzeczownika („pochylanie się”), często wykorzystywany jest w opisach przeróżnych ćwiczeń fizycznych, np. pochylamy się do przodu; pochylamy głowę; właściwe pochylanie się zapobiega schorzeniom kręgosłupa itd.

Skąd więc to nowe, niezbyt sprecyzowane znaczenie? Przypominam sobie, że wyrazu „pochylić się” używał w swoich homiliach Jan Paweł II, który np. przekonywał wiernych, aby pochylili się nad losem ubogich, co znaczyło, aby z pokorą spojrzeli na ich los. W takim samym znaczeniu – ‘przyglądać się, traktować z pokorą’ – czasownik ten pojawia się często wystąpieniach innych kapłanów.

Wystarczy przejrzeć katolickie strony internetowe, by móc np. przeczytać: „Pochylić się” to znaczy z jednej strony umieć schylić głowę nad własną słabością, wstydliwie spuścić wzrok i przyznać się, że kiedy go podniosę, zobaczę, jak wiele rzeczy zasłania mi Boga; lub Nasze „pochylenie się” nad ewangelicznym ubóstwem miało rzeczywiście formę pochylenia się, tzn. przyjrzenia się, ale i spuszczenia wzroku, bo może jest jeszcze coś, co zasłania mi Boga.

I w tych kontekstach „pochylanie się” wcale mi nie przeszkadza, tym bardziej, że przejrzyste w nich wydaje się jego znaczenie, i tym bardziej, że styl homilii, styl biblijny, pojawiający się w tekstach religijnych, rządzi się swoimi prawami, wykorzystując często archaizmy i tworząc specyficzne metafory.

Ale jak można pochylić się nad systemem kanalizacji??? Też z pokorą?

Wydaje się, że bardziej lub mniej świadome używanie czasownika „pochylić się” w zmodyfikowanym znaczeniu wynika z pewnej mody, a mody mają to do siebie, że przemijają. A może tym razem będzie inaczej?

I tym sposobem pochyliłam się nad „pochylaniem się”.

Maria Magdalena Nowakowska

MP 10/2008