WYWIAD MIESIĄCA
Gościem honorowym Zjazdu Forum Polonii w Austrii był Marek Borowski, szef Socjaldemokracji Polskiej i przewodniczący Komisji Łączności Polaków z Zagranicy, z którym udało mi się porozmawiać zarówno na temat polskiej sceny politycznej, jak i o problemach Polonii.
Ponieważ przed oddaniem naszego pisma do druku zmieniła się sytuacja polityczna lewicy, którą opisał mój rozmówca, podajemy do wiadomości, że Socjaldemokracja Polska opuściła koalicję Lewica i Demokraci.
Jaka jest sytuacja polskiej lewicy?
Zła. Lewica nie wyciąga wniosków ani z przeszłości, ani z teraźniejszości. Za mało w niej demokracji i dyskusji wewnątrzpartyjnej. Polska w przeciągu kilku ostatnich lat bardzo się zmieniła i jeżeli lewica tego nie zauważy to będzie krążyć gdzieś po obrzeżach polityki.
Jakie zmiany ma Pan na myśli?
Wejście Polski do Unii Europejskiej.
Podczas rządów lewicy.
Akurat tak. Zostały otwarte granice, coraz więcej krajów otwiera swoje rynki pracy, Polacy więc emigrują. Z drugiej strony do Polski przybywają imigranci. Spadł poziom bezrobocia z 20 do poniżej 10 procent. Mamy szybki wzrost gospodarczy i towarzyszący temu wzrost płac, w związku z tym problem ubóstwa wygląda dziś inaczej. Prawo i Sprawiedliwość już nie rządzi, a więc obłędna polityka dzielenia Polaków odeszła do lamusa. Platforma Obywatelska uśmiecha się do każdego, prowadzi politykę dość otwartą. Nie ma co skupiać się na walce z bezrobociem, jest za to sporo innych problemów, które trzeba zdefiniować.
Jakie?
Walka z biedą, polityka prorodzinna, problem niepełnosprawnych, edukacja, zdrowie, polityka europejska, pozaeuropejska, wschodnia i bezpieczeństwa, gospodarka oparta na wiedzy, ekologia, przedsiębiorczość, walka z przestępczością. Można by jeszcze długo wymieniać. Lewica, od kiedy przegrała wybory w 2005 roku, nie odpowiada na te pytania.
A wydawało się, że lewica znalazła sposób, jak dotrzeć do wyborców, kiedy w 2001 roku triumfalnie wygrała wybory. Co się więc stało?
Ta wygrana była w głównej mierze oparta na nieporadności Akcji Wyborczej „Solidarność“ i rodzących się korupcji, kumoterstwie itd. Lewica wychodziła z hasłami absolutnie przeciwnymi do tych, które głosił AWS.
Gdyby PiS rządził całą kadencję, lewica osiągnęłaby lepszy wynik wyborczy?
Słusznie pani to zauważyła. Łatwiej o dobry wynik opozycji, kiedy rządzący popełniają błędy, gorzej, jeśli ma się rządzących niegłupich.
To ukłon pod adresem Platformy Obywatelskiej?
Oczywiście, że tak.
Przed wyborami Jarosław Kaczyński straszył ewentualną koalicją PO z LiD. Czy to był realny scenariusz?
Nie spodziewałem się tego, ponieważ jesteśmy dość silną partią, z dużym doświadczeniem i pewnymi przekonaniami. PO wybrała łatwiejszego partnera, jakim jest PSL.
Czyli, jak to kiedyś określił Jarosław Kaczyński w stosunku do swoich koalicyjnych partnerów, „przystawkę“? LiD nie zgodziłby się na rolę „przystawki“?
Nie chcę nikogo obrażać, nie będę więc nikogo nazywał „przystawką“, stwierdzam jedynie, że PSL jest mniej przywiązane do jakiś określonych zasad. Czy to dobrze, czy źle, ocenią wyborcy.
Aby zająć się problemami, o których Pan wspominał, potrzebna jest jedność całego ugrupowania, co w chwili obecnej jest chyba największym problemem lewicy.
Jest jedność, nazwijmy ją werbalna, ale jeżeli Sojusz Lewicy Demokratycznej wypowiada porozumienie demokratom, to już nie ma Lewicy i Demokratów. [LiD – lewicowe ugrupowanie, w którego skład wchodziły 4 partie – przyp. od red.]
Ma Pan żal, że w ten sposób SLD naruszyło porozumienie LiD?
Wybaczam, choć to oczywiste, że w ten sposób niszczy się zaufanie między partiami. To nie daje podstaw, by móc umawiać się na przyszłość. Jestem wściekły! Coś budowano, w co byłem zaangażowany, by zniszczyć to ze względu na walki wewnątrzpartyjne w samym SLD. To oczywiście największa partia w tym porozumieniu, ma najwięcej do powiedzenia, ale ponosi też największą odpowiedzialność.
Czyżby pomysł powołania porozumienia w ramach LiD okazał się niewypałem?
To było dobre pociągnięcie, ponieważ w wyborach samorządowych zdobyliśmy 14 procent poparcia, a w sondażach, przeprowadzonych miesiąc przed wyborami mieliśmy 17 procent. Te wybory przyszły jednak trochę za wcześnie, w sumie osiągnęliśmy 13 procent głosów.
Na taki wynik miał również wpływ były prezydent Aleksander Kwaśniewski, który lewicy miał pomóc, miał być jej twarzą, ale ją pognębił m.in. przez występy pod wpływem alkoholu.
On odegrał podwójną rolę – pomógł opracować program i listy wyborcze, co nie było proste, a potem jakby zmarnował to, co sam osiągnął. Donald Tusk to wszystko wykorzystał, zagarnął głosy ludzi, którzy w normalnych okolicznościach zagłosowaliby na nas, ale wybrali tego, kto miał większą szansę odsunięcia od władzy Jarosława Kaczyńskiego.
Czy to, że w 2004 roku zdecydował się Pan na założenie własnej partii, nie miało, według Pana, wpływu na osłabienie lewicy?
Niech Pani popatrzy na prawicę, ona się ciągle dzieli i jakoś jej to nie przeszkadza.
Silnym atutem lewicy była właśnie jedność i dyscyplina wewnątrzpartyjna.
I to doprowadziło do klęski, ponieważ w partii zabrakło dyskusji, jedność stała się celem nadrzędnym, nie było miejsca na słowa krytyki. Ten podział, moim zdaniem, był nieunikniony.
Czy to znaczy, że jeśli nie Pan, to ktoś inny by tego dokonał?
Tak. Powstanie Socjaldemokracji Polskiej zmusiło SLD do zmian i do myślenia, ponieważ przybył mu konkurent.
Skoro miało być tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Obecnie w SLD trwa walka o przywództwo między przewodniczącym Olejniczakiem a jego sekretarzem generalnym. Olejniczak starał się bronić idei LiD, choć robił to nieudolnie. Jego przeciwnik LiD atakował.
Na zasadzie kontry?
Tak. W ten sposób wmawiał wszystkim sfrustrowanym członkom SLD, że za słabe wyniki lewicy odpowiada LiD. Wydaje się, że wielu przekonał. Nastała sytuacja niekorzystna dla LiD, w efekcie czego Olejniczak, chcąc postawić swojego przeciwnika do kąta, odebrał mu jego argument i pożegnał się z demokratami. To jest typowe działanie samobójcze.
Źle im Pan wróży?
Nie. Wszystkim źle wróżę, jeżeli tak się będzie postępować dalej. To jest mania samobójcza.
Czy to znaczy, że SLD będzie teraz skręcać bardziej na lewo?
Nie wiem. Nikt do tej pory na lewicy nie zabraniał zgłaszania radykalnych projektów.
Dlatego SLD zamierza zająć się homoseksualistami? Prezydent Kaczyński rozpętał dyskusję na ich temat, ponieważ w swoim orędziu wykorzystał zdjęcia ze ślubu gejów w Ameryce. Czy to jest dobry moment, by starać się pozyskać środowiska gejowskie oraz lesbijskie i zająć się nimi?
Nie można na tym budować programu lewicy.
Oczywiście, że nie, ale medialne tematy są często nośne. Czyżby dlatego SLD je podjęło?
Śmieszy mnie to. Socjaldemokracja Polska w 2004 roku bardzo jasno określiła swoje stanowisko, także w stosunku do innych orientacji seksualnych. To my nawiązaliśmy kontakt z tymi środowiskami, braliśmy udział w paradach równości, opowiadamy się za związkami partnerskimi. Natomiast SLD było pełne hipokryzji. Wolało nie podejmować tych problemów, bo wydawały się one niewygodne.
Pańska strona internetowa jest bardzo dobrze przygotowana, pisze Pan również blog. Czy to jest nowoczesna forma pozyskiwania wyborców…
Pani dużo wie.
…czy potrzeba serca?
To jest przejaw pewnego zarozumialstwa, od którego i ja nie jestem wolny. Niektórym politykom wydaje się, że mają dużo do powiedzenia, dlatego piszą pamiętniki w przekonaniu, że kiedy je wydrukują, wszyscy się na nie rzucą. Ja też zacząłem tworzyć pamiętnik, ale nie miałem czasu go pisać, więc wspomnienia nagrywałem. Poprosiłem żonę o przepisywanie moich myśli, ale ona ze mną polemizowała, sprzeczała się, więc tego zaprzestałem.
A ten blog Pan pisze sam?
Tak. W pamiętniku mógłbym pisać o wszystkim, blog ma jednak pewną wadę – jest jawny, więc nie wszystkie tematy poruszam, na przykład tych, dotyczących wewnętrznych spraw LiD i mojej partii, nie komentuję, bo nie chciałbym wystawić się na różnego rodzaju „strzały“. Na blogu komentuję wydarzenia. Kiedyś na podstawie tych zapisów wydam książkę – będzie ona świadectwem epoki.
Jakie jest zainteresowanie Pańskim blogiem?
Z pewnością nie tak duże, jak blogami Korwina-Mikke czy pani Senyszyn, którzy są bardzo radykalni.
Pańska strona internetowa jest bardzo przejrzysta, ale mało na niej informacji, dotyczących Pańskiej pracy jako szefa Komisji Łączności z Polakami za Granicą. Jedyne informacje o działalności tej komisji dotyczą prac nad Kartą Polaka. Czyżby to jedyna aktywność kierowanej przez Pana komisji?
Komisja w nowym składzie dopiero zaczęła działalność. W tej chwili gromadzimy dane, ilu Polaków przebywa poza granicami naszego kraju, gdzie, iloma pieniędzmi dysponujemy itd. Nie chcę odwalać tej roboty, chciałbym, żeby komisja ta pracowała rzetelnie ze współudziałem naszych rodaków z zagranicy.
Polacy ze Wschodu to obszerny temat w pracach komisji, emigracja zarobkowa – również, jakie miejsce w tym względzie zajmują Polacy ze Słowacji?
Serce mamy duże. Faktem jest też to, że zajmujemy się tymi, którzy mają palące problemy, którzy o nich krzyczą.
Czyżby to miała być wskazówka dla nas, jak zachowywać się, by zwrócić na siebie uwagę?
Komisja sejmowa powinna rozwiązywać problemy. Jeśli dana Polonia ich nie ma, ma dobre warunki, dobre stosunki z władzami miejscowymi, to tam nie ma miejsca na naszą interwencję. W tej chwili problemem jest wdrażanie Karty Polaka, problem dyskryminacji Polaków czy abolicji podatkowej, więc zajmujemy się tym zagadnieniami.
Słowacka Polonia nie ma swojej siedziby. Czy są zatem szanse, by pozyskać jakiś lokal?
Szanse są, wszystko zależy od kosztów, od liczby Polaków, standardu wyposażenia. Trzeba skonkretyzować potrzeby, opracować kosztorys i napisać wniosek.
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcie: Małgorzata Wojcieszyńska
MP 5/2008
Marek Borowski – polityk lewicowy, wicepremier i minister finansów w latach 1993-1994, marszałek Sejmu w latach 2001-2004. W 2004 roku utworzył lewicową formację polityczną o nazwie Socjaldemokracja Polska. Rok później kandydował w wyborach prezydenckich, swój udział zakończył w I turze, zajmując czwarte miejsce. W 2006 roku współtworzył koalicję Lewica i Demokraci. Po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych ponownie uzyskał mandat poselski.