Krystyna Figurová: „Postanowiłam, że się nie poddam!“

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Kiedy dwa lata temu w Pałacu Zichy miała miejsce prezentacja Polaków mieszkających w Bratysławie, wśród zaproszonych gości była urocza pani profesor śpiewu, której uczennica Marta Hudecová wystąpiła wówczas z minirecitalem polskich pieśni. Owa nauczycielka to Polka, mieszkająca od 1958 roku w Bratysławie, która swoim sopranem koloraturowym zachwycała nie tylko Polaków, ale i Słowaków. Postanowiłam dotrzeć do niej, by przedstawić historię jej życia.

Pani Krystyna Figurová, bo o niej mowa, chętnie zgodziła się na spotkanie. I mimo że 12 lat temu jej losy zostały już opisane na łamach „Monitora”, to jednak postanowiliśmy przypomnieć, że wśród nas jest artystka, która w trudnych latach socjalizmu była ambasadorem polskiej kultury w Czechosłowacji.

 

Lwów

Pani Krystyna z nostalgią wspomina przedwojenne czasy dzieciństwa, spędzone we Lwowie. Jej rodzice – państwo Krzakowscy, byli uznawanymi osobistościami miasta: ojciec, doktor praw, miał kancelarię adwokacką, mama była doktorem biologii. „Mój świat był pełen eleganckich pań i panów, którzy bez rękawiczek i kapelusza nie wychodzili na ulicę – wspomina moja rozmówczyni. – Bardzo dobrze nam się powodziło, miałam francuskie wychowawczynie“. Wraz z rodzicami jeździła do Rumunii czy w Alpy. Z wybuchem II wojny światowej wszystko się skończyło.

Ojciec pani Krystyny musiał się ukrywać. „Rok wcześniej skończyła się jego kadencja jako wiceprezydenta Lwowa – wspomina. – Na szczęście, bowiem gdyby nadal piastował ten urząd, z pewnością jego losy potoczyłyby się inaczej“. Prowadzenie i utrzymanie domu spadło na barki pani Krzakowskiej, która pracowała jako nauczycielka w gimnazjum. Krystyna pobierała nauki w Państwowym Gimnazjum im. Adama Asnyka. Uprawiała też jazdę figurową na lodzie, brała udział w młodzieżowej olimpiadzie we Lwowie i Kijowie, a w 1940 roku uczestniczyła w zawodach pływackich w Charkowie i Kijowie.

Odnosiła również sukcesy, a nawet ustanowiła rekord w biegu przez płotki na 500 metrów. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej Lwów zajęli Niemcy, co doprowadziło do likwidacji szkolnictwa polskiego. Pani Krzakowska zatrudniła się w instytucie szczepionek docenta Weigla. Pracę podjęła też pani Krystyna. „Nauczyłam się pisać na maszynie, niemieckiej stenografii – wspomina. – Nasze mieszkanie częściowo zajęli Niemcy, którzy na szczęście pomagali nam, zaopatrując nas w żywność“.

Najbardziej bolesnym przeżyciem dla mojej rozmówczyni, związanym ze Lwowem, była konieczność opuszczenia tego miasta, do którego nigdy nie udało się jej powrócić. „Do dziś śni mi się, że znów jestem we Lwowie” – opisuje. „I w tym śnie wiem, że często mi się to śni, ale tym razem na pewno jest to rzeczywistość. Niestety, potem budzę się i widzę ściany mojej sypialni“ – dodaje.

 

Kraków

W 1944 roku instytut Weigla został repatriowany do Częstochowy, co spowodowało, że na przeprowadzkę do Krakowa zdecydowała się też pani Krzakowska z córką i synem. Jej mąż do rodziny dołączył rok później.

Powojenny Kraków przyniósł pani Krystynie nowe możliwości – podjęła naukę w Wyższej Szkole Muzycznej. „Śpiewałam od dziecka, miałam wysoki, donośny głos do tego stopnia, że mówiono do mnie Krzyka, zamiast Krzysia – opisuje. – Koleżanki w szkole często zarzucały mi, że nie mogą mi dorównać, że każdą piosenkę zaczynam bardzo wysoko“. Studiowała śpiew w klasie Bandrowskiej-Turskiej, a później została uczennicą ówczesnego dziekana wydziału wokalistyki Bronisława Romaniszyna.

W Krakowie, jeszcze podczas studiów, kiedy to wraz z bratem – studentem medycyny wybrała się do studenckiej stołówki, ujrzała w drzwiach przystojnego chłopaka. „To była miłość od pierwszego wejrzenia!“ – tak wspomina pierwsze spotkanie z późniejszym mężem. Poznali się jakiś czas później, kiedy to ona wpadła mu w oko, tańcząc poloneza w pierwszej parze z rektorem podczas otwarcia balu na uczelni. „Poprosił mnie do tańca i już mnie nie puścił“ – wspomina.

 

Warszawa

Wraz z mężem przeprowadziła się do stolicy. Tutaj została solistką ARTOS-u oraz Estrady Koncertowej Filharmonii Narodowej. Występowała na licznych koncertach. Niestety jej małżeństwo legło w gruzach.

„Ów przystojny chłopak nie tylko nie skończył studiów, ale nie potrafił nas utrzymać, wolał sprzedawać moje pamiątki rodzinne, niż podjąć pracę, a do tego jego zainteresowanie kobietami spowodowało, że wystąpiłam o rozwód“ – opisuje pani Krystyna. Po półtorarocznym pobycie w Warszawie powróciła więc do Krakowa, gdzie została etatową solistką Filharmonii Krakowskiej.

 

Zakopane

Kiedy wyjechała do Zakopanego, by wystąpić w przedstawieniu operowym „Cyrulik Sewilski“, wystawianym w Morskim Oku, nie wiedziała, że ta podróż odmieni jej życie. Następnego dnia po spektaklu wybrała się na wycieczkę na Gubałówkę. W kolejce na szczyt spotkała turystów z Czechosłowacji, którzy później zaprosili ją do kawiarni. Do hotelu odprowadził ją młody chłopak – student z Bratysławy.

Poprosił o numer telefonu, obiecując, że zadzwoni, kiedy przyjedzie do Krakowa. I tak się stało. „Pamiętam, byłam jeszcze na korytarzu, przed drzwiami domu, kiedy usłyszałam dzwonek telefonu – wspomina pani Krystyna. – Pobiegłam więc odebrać. Gdybym przyszła 5 minut później, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej“. Ale niczego nie żałuje, choć i drugie małżeństwo nie przetrwało próby czasu.

 

Bratysława

Narzeczony codziennie słał listy, czasami nawet dwa dziennie. Kiedy moja rozmówczyni zdecydowała się na wyjazd do Bratysławy w 1958 roku, nie przypuszczała, że będzie musiała sprostać tylu wyzwaniom. Dyplom renomowanej szkoły wyższej w Polsce nie był wtedy przepustką do wielkich sal koncertowych w Czechosłowacji. Pani Krystyna spotkała się raczej z niedowierzaniem i odrzuceniem.

Zaczynała od małych koncertów w kurortach uzdrowiskowych. „Zaproponowano mi, że mogę wystąpić w pewnym sanatorium, ale muszę śpiewać słowackie pieśni, których przecież wcześniej nie znałam – wspomina. – Zacięłam zęby i dniami i nocami przygotowywałam nowy repertuar“. Wyzwaniu sprostała i zyskała duże uznanie. Potem były propozycje wykonywania pieśni Chopina. „I choć wcześniej miałam w repertuarze dużo trudniejsze utwory, zdecydowałam, że, śpiewając Chopina, przynajmniej trochę rozpropaguję Polskę“ – opisuje. I tak się stało.

Pani Krystyna stała się znanym ambasadorem polskiej kultury. „Największym moim osiągnięciem scenicznym był udział w koncercie z okazji 20-lecia Polski Ludowej w 1964 roku “ – wspomina. Wystąpiła wtedy obok największych solistów teatru bratysławskiego, w obecności urzędników państwowych i wojskowych. „Największe powodzenie miała moja Halka Moniuszki, o której wykonanie poprosił mnie wtedy ówczesny konsul – wspomina. – Na podium wychodziłam 11 razy!“.

Mimo że brała udział w konkursach do Teatru Narodowego w Bratysławie, nie została przyjęta. „Nawet nie dostałam odpowiedzi – konstatuje. – Może i dobrze się stało, bo byłabym w gnieździe os“. Ale jej koncerty cieszyły się olbrzymim powodzeniem. Często występowała bądź też przygotowywała polskie koncerty w ówczesnym Ośrodku Kultury Polskiej w Bratysławie, za co od polskiego ministra kultury i sztuki otrzymała odznakę Zasłużony Działacz Kultury.

Nawiązała również współpracę z agencją z Wiednia, dzięki czemu występowała w Austrii, Szwajcarii, Francji, Niemczech, Belgii. Na scenie śpiewała niemalże do 1980 roku. „Po 1968 roku w Czechosłowacji występowałam rzadziej z uwagi na wydarzenia polityczne. Pamiętam, raz nawet powiedziano mi, że nie mogą zaprosić mnie na koncert z obawy, że obrzucą mnie pomidorami“ – wspomina moja rozmówczyni. Pamięta też, kiedy podczas jednego z koncertów w Ośrodku Kultury Polskiej ktoś przed budynkiem podpalił polską flagę.

W 1962 roku wygrała konkurs na stanowisko pedagoga śpiewu w bratysławskim konserwatorium. Wykształciła 30 absolwentek i 2 absolwentów, a wśród nich takie osobowości sceniczne, jak Ľubica Vargicová, Sonia Varadiová, Marta Hudecová. Do dziś wdzięczni uczniowie odwiedzają ją, przychodzą na konsultacje. „Od czasu, kiedy przed laty na jednej z bratysławskich ulic wybuchła tuż koło mnie petarda, mam problemy ze słuchem, ale jeśli chodzi o muzykę, słyszę najdrobniejsze niuanse czy niedociągnięcia“ – opowiada.

Pani Krystyna ma na swoim koncie liczne nagrania dla Słowackiego Radia i Telewizji. Życie nie raz było dla niej bezwzględne, ale ponieważ zawsze była bardzo samodzielna, potrafiła stawić czoła przeciwnościom losu. „Aby na scenie coś osiągnąć, nie wystarczy świetny głos, trzeba też mieć pazury, by walczyć o swoje –konstatuje. – Moja pierwsza nauczycielka śpiewu mówiła: Dopóki cię nie lubią, dopóki ci zazdroszczą, to ciesz się. Przeszkadzają ci, bo jesteś kimś.

Postanowiłam więc sobie, że się nie poddam!“. Z perspektywy czasu widzi, że to dzięki niej słowaccy artyści zaczęli coraz częściej wybierać polski repertuar. „Nikt tu wcześniej nie sięgał po Wieniawskiego czy Karłowicza“ – informuje. Cieszy ją, że jej uczniowie pięknie śpiewają po polsku, a po krótkim zastanowieniu sama przyznaje, że jej największym życiowym sukcesem są osiągnięcia jej uczniów.

Małgorzata Wojcieszyńska

MP 5/2008