Tomasz Stańko: „Czuję się muzykiem docenionym“

 WYWIAD MIESIĄCA 

Po zachwycającym koncercie, który odbył się w październiku 2007 r. w Bratysławie w ramach Dni Jazzu, miałam spotkać się z jego bohaterem – Tomaszem Stańko, na którego za kulisami czekali fani i dziennikarze. Polski mistrz trąbki  był wyraźnie zadowolony z występu przed słowacką publicznością, z cierpliwością odpowiadał na pytania, choć czekała na niego ufundowana przez organizatorów kolacja. Można by więc powiedzieć, że moja rozmowa z nim odbyła się „między sceną a kotletem“, co jednak nie obniżyło jej wartości, bowiem polski jazzman  bez cienia zniecierpliwienia słuchał pytań i choć zwięźle, ale rzeczowo na nie odpowiadał.

 

Podobno pierwszy raz zagrał Pan na trąbce na apelu harcerskim?

Faktycznie, wytypowano mnie, bym grał na tym instrumencie, ponieważ byłem jedynym dzieckiem na zgrupowaniu harcerskim, które miało coś wspólnego z muzyką.

 

I to był ten przełom?

Nie, uczyłem się muzyki w szkołach muzycznych od 7. roku życia. Na początku grałem na fortepianie, później na skrzypcach, a potem przerwałem edukację muzyczną, by po pewnym czasie znów wrócić do muzyki. Wiedziałem wtedy, że to będzie trąbka ze względu na jazz, którego słuchałem w amerykańskich audycjach radiowych.

 

Czym zachwycił Pana jazz?

Przesłaniem tej muzyki była wolność. Dla mnie, Polaka, mieszkającego w komunistycznym kraju, jazz był synonimem zachodniej kultury, wolności, innego stylu życia.

 

Jeśli kiedyś jazz kojarzył się z wolnością, to jakie przesłanie ma dziś?

Dzisiaj również jest wolnością, ponieważ jest muzyką improwizowaną. Muzycy jazzowi mają większą wolność interpretacyjną na scenie, mogą być twórczo swobodni. To daje mi olbrzymią przyjemność grania, być może nawet nieporównywalną z przyjemnością odczuwaną przez muzyków innych gatunków.

 

Czy jazz nie jest już dziś trochę staroświecki?

Zależy dla kogo. Dla niektórych staroświecka jest muzyka Beethovena czy Bacha. To zależy od podejścia. Jazz jest przede wszystkim bardziej wyrafinowaną formą muzyki, wymagającą pewnego osłuchania, które pozwala czerpać przyjemność płynącą z jej odbioru.

Podobnie jest w innych dziedzinach, którym trzeba poświęcić sporo czasu. Jeśli pani chce rozsmakować się w dobrych herbatach, to musi pani pić różnego rodzaju herbaty dobrych parę lat. Tak samo jest z winem, by odczuwać niuanse roczników, bukietów smakowych, należy przez wiele lat rozsmakowywać się w tym trunku. Takie same zasady obowiązują w jazzie.


Mówimy o wyrafinowanej formie muzycznej. Czy zatem jeśli wyrafinowanie, to i elegancja? Doczytałam się, że ma Pan słabość do dobrych ubrań.

To prawda, lubię się stroić, kupować dobre ciuchy. Od pewnego czasu szyje dla mnie na zamówienie znany polski krawiec z Krakowa. Wydaję na to masę pieniędzy.

 

Mimo że jazz jest adresowany do mniejszego grona słuchaczy, nazwisko Tomasza Stańki jest znane na arenie międzynarodowej. Czuje się Pan wizytówką Polski w świecie?

Czuję się muzykiem docenionym, cieszy mnie to, że mam możliwości grania na całym świecie.

 

Czy to prawda, że światowej sławy trębacz dorabiał sobie kiedyś grając hejnał?

To była jedna z pierwszych moich prac, dosyć nietypowa, bowiem grałem w pewnym spektaklu teatralnym w Krakowie, który kończył się hejnałem.

 

Komponuje Pan muzykę filmową. Czy jest to podyktowane Pańskim zainteresowaniem filmem, czy też odpowiada Pan na zamówienia twórców srebrnego ekranu?

Kocham film i uważam, że jest on naprawdę wspaniałą sztuką, ale z pewnością zamówienia na moje kompozycje płyną od tych filmowców, którzy chcą mieć u siebie w filmie moją trąbkę i atmosferę, którą ona wnosi. Nie jestem typowym twórcą muzyki filmowej czy teatralnej, takie kompozycje tworzę raczej okazjonalnie. Piszę swoją muzykę. Wszystkie moje utwory, które piszę jako ilustracje, grywam na scenie. Nie można mnie postrzegać jako kompozytora filmowego, bo nim nie jestem.

 

Ostatnio spotkałam się z opinią, że zbytnio Pan się skomercjalizował, że adresuje Pan swoje dzieła do mas.

Staram się grać dla coraz szerszej publiczności, dlatego gram muzykę komunikatywną. Powód jest inny, niż wszyscy myślą. Nie chodzi bowiem o poklask, który łatwiej zdobyć, jeśli się pozyska szerszą publiczność. Jako młody muzyk grałem free jazz w latach 60-tych, ale jako odbiorca bardzo lubiłem słuchać Brella, muzyki francuskiej, później dużo dobrego popu, ale również jazzu modalnego. Jakieś parę lat temu postanowiłem pograć sobie taką muzykę.

To jakiś naturalny moment rozwoju. Idę więc od chaosu, dzikości w kierunku uspokojenia i komunikatywności. Od szaleństwa, ekstremów, anarchizmu i, powiedzmy, elitarności idę w kierunku odwrotnym. Taki jest kierunek mojego rozwoju. Jestem przekonany, że w sztuce, tak jak w życiu, istnieje kierunek. Jesteśmy w drodze i dążymy w pewnym kierunku. Wszystko zależy od tego, w który kierunek obraliśmy w młodości.

 

Gdzie jest Pana dom, gdzie jest Pana miejsce na ziemi?

Mieszkam w Warszawie, to miejsce mogę nazwać swoim domem. Mam również w Polsce posiadłość, mały domek w Podkowie Leśnej. Często kursuję między tymi dwoma domami.


Mógłby Pan zamieszkać gdzieś za granicą?

Myślę, że tak, ale jedynie w dużym mieście. Jestem zdecydowanie miejskim typem. Na początku lat 90-tych miałem zamieszkać w Wiedniu, gdzie dostałem propozycję prowadzenia zajęć na wydziale jazzowym w tamtejszym konserwatorium, ale do tego nie doszło.

Z pewnością satysfakcjonujący byłby dla mnie Nowy Jork, ale teraz jestem już trochę leniwy, nie chce mi się przebijać na nowych terytoriach i stąd pewnie mój wybór – bezpiecznym dla mnie miejscem jest Polska, to moja baza wypadowa w podróżach po całym świecie.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 4/2008

 

Tomasz Stańko (1942 r.) – wybitny polski jazzman,  posiadający dyplom Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Krakowie w klasie trąbki. W wieku 19 lat został zaproszony do współpracy przez Krzysztofa Komedę. Nagrywał z czołówką polskich i światowych muzyków jazzowych, m.in. z Cecilem Taylorem, Janem Garbarkiem, Peterem Warrenem, Stu Martinem, Donem Cherrym, Garym Peacockiem, Davem Hollandem, Dinem Saluzzim, Adamem Makowiczem, Januszem Muniakiem, Zbigniewem Seifertem, Michałem Urbaniakiem. Koncertował na całym świecie, nagrał około czterdziestu albumów. Od kilku lat nagrywa dla prestiżowej wytwórni niemieckiej ECM Records. Komponuje także muzykę do filmów, wśród których znalazły się „Pożegnanie z Marią” czy „Egzekutor”- oba w reżyserii Filipa Zylbera, czy „Reich” Władysława Pasikowskiego, oraz spektakli teatralnych, np. „Balladyny”,  „Nienasycenia” czy „Wyzwolenia”.

Najważniejsze płyty autorskie Stańki to m.in. „Music for K.” (1970), „Witkacy – Pejotl” (1988), „Freelectronic: Switzerland” (1988), „Soul of Things” (2002), „Suspended Night” (2004) i „Lontano” (2006). Jest laureatem wielu nagród zarówno polskich, jak i międzynarodowych. Jako pierwszy polski artysta został uhonorowany Europejską Nagrodą Jazzową (2003).