BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
Któż z nas nie połykał w latach młodzieńczych popularnych „indianek”, nie uczestniczył w podchodach, nie marzył o pióropuszu; Indianie nas fascynowali i nikt podczas tych zabaw nie chciał być „białą twarzą”. Od tej młodzieńczej fascynacji minęły lata, wydorośleliśmy. I właśnie do nas, dorosłych, adresowana jest opowieść reportażowa Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm Otwarta rana Ameryki (Wyd. „Sic!”, Warszawa 2007).
Nad książką, której okładkę zdobi twarz Indianina na tle flagi amerykańskiej, autorka pracowała dziesięć lat. W Ameryce mieszka już lat osiemnaście i w jednym z wywiadów stwierdziła, że gdyby tam nie mieszkała, nie byłoby tej książki, stanowiącej rezultat zarówno jej dłuższych czy krótszych pobytów w rezerwatach, bezpośrednich kontaktów z Indianami, jak i studiów w amerykańskich bibliotekach i muzeach, dysponujących znakomitymi zbiorami, w tym także tzw. historią mówioną, czyli nie komentowanymi nagraniami relacji ludzi, świadków wydarzeń.
Z wieloma Indianami jest zaprzyjaźniona i to właśnie oni, wiedząc, że o nich pisze, wyjaśniali jej różne specyficzne problemy, m.in. zawiłości prawa posiadania ziemi na terenach rezerwatów.
Autorka, choć zafascynowana innością czy egzotyką Indian, szczęśliwie unika romantyczno-sentymentalnych wyobrażeń, wyniesionych z młodzieńczych lektur. Jej Otwarta rana Ameryki to książka o dramacie Indian, który rozegrał się kiedyś w historii, a który i dziś przejawia się w różnych formach. Z powodzeniem wnika w problemy, z którymi dziś borykają się rdzenni mieszkańcy Ameryki.
Na konkretnych przykładach pokazuje, jak w przeszłości polityka rządu amerykańskiego doprowadziła do trudnej sytuacji społecznej i ekonomicznej, w jakiej przyszło żyć wielu plemionom indiańskim. Pozbawianie ziemi, zamykanie w rezerwatach, zmuszanie dawnych koczowników i myśliwych do pracy na roli, przymusowe kierowanie dzieci do szkół z internatami, w których starano się pozbawić je tożsamości narodowej, zabraniając używania własnego języka, to tylko niektóre formy krzywd, o których autorka wspomina w rozdziałach Smutek rezerwatów czy Gorzkie wspomnienia z indiańskich szkół.
Pokazuje też, jak od drugiej połowy XX wieku polityka amerykańska zmieniała się na korzyść Indian. Widzenie „marazmu i smutku rezerwatów” przez pisarkę nie jest czarno-białe. Pokazuje ona, że winę za zaistniałą sytuację ponoszą także sami tubylcy, którzy często nie wykazywali i nie wykazują chęci do podejmowania działań zmierzających do wyjścia z tego kryzysu.
Autorka omawia różnorodność plemion indiańskich, których dziś w Ameryce Północnej jest kilkaset, a które różnią się między sobą nie tylko zwyczajami, językiem czy wierzeniami, ale ponadto różna jest ich sytuacja społeczna i ekonomiczna. Obok np. takich, którzy zamieszkują rezerwat Siuksów Pin Ringe w Dakocie Południowej, gdzie większość domów nie ma ani wody, ani kanalizacji i gdzie biedę widać na każdym kroku, niektóre plemiona w Kalifornii i w Teksasie, wykorzystując współczesne ustawodawstwo amerykańskie, m.in. budują kasyna, które na terenie rezerwatów zwolnione są z podatków, a płynące z nich ogromne zyski inwestują w nowoczesne szkoły, szpitale, centra kultury i modernizację całę infrastrukturę posiadanych terenów.
W Otwartej ranie Ameryki Aleksandra Ziółkowska-Boehm przełamuje niejedno stereotypowe postrzeganie Indian; z jednej strony wskazuje na szerzący się wśród nich alkoholizm, przestępczość, bezrobocie z wszystkimi jego negatywnymi skutkami, z drugiej zwraca naszą uwagę na licznych naukowców, artystów czy biznesmenów pochodzenia indiańskiego.
Dzisiejsi Indianie, żyjący jak gdyby w dwu światach – świecie dawnych tradycji i w świecie współczesnym, zdaniem autorki nie są wyłącznie „rasą odchodzącą w przeszłość”, ale odgrywają swoistą rolę w społeczeństwie amerykańskim.
Mimo, że amerykańskie prawo stoi dziś po ich stronie i sprzyja ugruntowaniu ich tożsamości, sprawa wyrządzonych krzywd stale należy do spraw trudnych dla społeczeństwa amerykańskiego i nadal, chociaż „biali” i „czerwoni“ tworzą jedno państwo, pozostaje „otwartą raną Ameryki”. Autorka stara się tej rany nie rozdrapywać, ale podejmuje próby szukania rozwiązań, zmierzających do poprawy sytuacji.
Bogato ilustrowana starymi fotografiami i zdjęciami współczesnych Indian książka Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm, dopełniona wywiadami autorki z tubylczymi Amerykanami, tabelą nazw współczesnych stanów amerykańskich, wywodzących się z języków indiańskich, opracowaną przez jej męża Normana Boehma oraz spisem najważniejszych muzeów amerykańskich z kolekcjami indiańskimi, to fascynująca lektura, która nie powinna ujść uwadze czytelnika dwudziestego pierwszego wieku, sięgającego przede wszystkim po literaturę faktu.
Danuta Meyza-Marušiak
MP 3/2008