Aleksander Kwaśniewski: „Nie możemy się gniewać…

na demokrację że ma twarz Sloty czy Leppera“

 WYWIAD MIESIĄCA 

W czerwcu na zaproszenie Slovenskej spoločnosti pre zahraničnú politiku do Bratysławy przybył i w słowackim Ministerstwie Spraw Zagranicznych wystąpił z wykładem na temat „Bezpośrednie sąsiedztwo“ były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski. Udało mi się z nim spotkać i porozmawiać na aktualne tematy, dotyczące wydarzeń politycznych w kraju i w Europie.

 

Półtora roku temu opuścił Pan Pałac Prezydencki  i wydawać by się mogło, że chce Pan odpocząć od polityki. Jednakże niedawno podjął Pan decyzję o powrocie na scenę polityczną. Dlaczego?

Chcę wesprzeć centrolewicę i pomóc jej w zyskaniu silnej pozycji. Mam też plany międzynarodowe, chcę pomagać w negocjacjach, w zyskiwaniu międzynarodowych kompromisów. Od roku prowadzę wykłady dla studentów i muszę przyznać, że całkiem mi się to podoba.

 

Pańskie pojawienie się na politycznej scenie ma pomóc w zjednoczeniu rozdrobnionej lewicy?

Centrolewica będzie zjednoczona, to jest pewne. Pytanie jednak brzmi, czy uda jej się uzyskać poparcie wyborców. Zdecydowałem się na ryzykowny krok, ale wiem, że Polska potrzebuje równowagi. Dziś ta scena polityczna jest bardzo niewyważona.

 

Czy to oznacza, że ma Pan ambicje zostać premierem?

Dziś nie ma o czym mówić, centrolewica ma zbyt małe poparcie, by móc o tym w ogóle dyskutować. Co przyniesie przyszłość? Tylko abyśmy zdrowi byli.

 

Czym Pan tłumaczy tak wielką przegraną lewicy?

Po pierwsze cierpliwość Polaków się skończyła, byli zmęczeni transformacją, co przecież nierzadko było bolesne. Po drugie lewica nie potrafiła właściwie zareagować na problemy związane z korupcją, choć dziś widzimy, że ta korupcja nie była aż taka, jak o niej pisano. Po trzecie trzeba docenić przeciwnika. Bracia Kaczyńscy są zdolnymi politykami i ich sukces nie zrodził się z niczego. Nie zgadzam się z nimi, ale trzeba ich docenić jako polityków.

 

Czuje się Pan współodpowiedzialny za tę porażkę?

Tak, dlatego że nie można powiedzieć o prezydencie, który przez 10 lat był głową państwa, że nie jest odpowiedzialny za to, co się stało, choć ja już na samym początku prezydentury zdecydowałem o tym, że będę bezpartyjny. Zajmowałem się różnymi innymi problemami, ważnymi dla naszego kraju, jak na przykład konstytucją, bezpieczeństwem czy wejściem Polski do NATO. Oczywiście, można było wiele rzeczy zrobić lepiej, ale patrząc na bilans, myślę, że jest bardzo dobry. Powiem nieskromnie, sądzę, że byłem najlepszym prezydentem w historii Polski.

 

Jak Pan ocenia wynik szczytu w Brukseli?

Dobrze, że szczyt zakończył się porozumieniem. Ponieważ wszyscy mówią o sukcesie, oznacza to, że jest to prawdziwy sukces Europy.

 

Sądzi Pan, że strategia Polski, która walczyła o silną pozycję w UE, była właściwa?

Według mnie było to źle przygotowane i źle poprowadzone. Kiedy słyszę, że za pierwiastek należy umierać, a nikt do tej pory nie umarł, to oznacza, że nie było to aż tak ważne. Bracia Kaczyńscy muszą zrozumieć, że w Europie ważna jest współpraca.

 

Zrozumieją to?

Nie wiem, mam nadzieję, że tak.

 

Jeszcze przed szczytem Polska stała się centrum zainteresowania całej Europy. Czy to właściwa prezentacja Polski?

Polska powinna być mocnym graczem w kwestiach europejskich, ale powinna grać innymi metodami. Polaków powinni szanować w Europie za konstruktywną, a nie destruktywną siłę.

 

Póki co chyba się to nie udaje.

Będziemy musieli za to zapłacić.

 

Jak?

Nie wiem, ale już dziś niektórzy Słowacy oceniają nasze stanowisko jako aroganckie. Oczywiście polityka braci Kaczyńskich jest tak ukierunkowana, by się spodobać wyborcom, by ci byli przekonani, że nie ma lepszych obrońców interesów narodowych.

 

Czy wyciąganie argumentów o ofiarach II wojny światowej w walce o pozycję Polski w Unii Europejskiej było uzasadnione?

Nie, nie, nie! Proszę pani, o czym my tu mówimy? Chcemy wracać do przeszłości, która już dawno jest za nami? To jest nie do pomyślenia!

 

Podczas szczytu widzieliśmy, że prezydent cały czas konsultuje stanowisko Polski z bratem premierem. Jak Pan to ocenia jako były prezydent?

W tym nie ma nic złego, jeśli najważniejsi ludzie w państwie konsultują ze sobą tak ważne kwestie. Ja też pozostawałem w ścisłych kontaktach z kolejnymi premierami – Buzkiem, Millerem czy Belką. Ale to prawda, że w Polsce mamy do czynienia ze światowym fenomenem – na czele państwa stoją bliźniacy.

Dziwne jest to, że do premiera Polski, który jest nieobecny na szczycie, telefonuje prezydent Francji czy premier Wielkiej Brytanii. Co to oznacza? Że oni są świadomi tego, że premier jest dominującą osobą w państwie, a prezydent pełni tylko rolę formalną.

 

Czy Unia ma szansę na rozwój, skoro coraz częściej do głosu dochodzi egoizm narodowy?

Unii Europejskiej nie należy się bać. To jest genialny projekt, który zapobiega konfliktom i wojnom. We wspólnej Europie należy docenić fakt, że kompromis jest wartością. Tu trzeba umieć się komunikować. Europę można wybudować na dobrej woli, a nie na sumie egoizmu narodowego.

 

Jak Pan ocenia lewicowy rząd słowacki?

Życzę mu wszystkiego najlepszego.

 

To wszystko?

Rząd jest stabilny. Pana Fica znam już kilka lat i wydaje mi się, że dojrzewa, staje się szanowanym politykiem, kieruje się lewicowymi wartościami, a to mi się podoba.

 

Jak w takim razie ocenia Pan fakt, że partia Smer znalazła się poza europejskimi strukturami lewicowymi?

To należy zmienić. Pan Fico zasługuje na kredyt zaufania.

 

Ale przecież stworzył koalicję z Vladimírem Mečiarem i Jánem Slotą?

Jak mogę na to reagować, ja, obywatel kraju, w którym wraz z braćmi Kaczyńskimi rządzą panowie Giertych i Lepper? Czy jakakolwiek krytyka z polskiej strony w takiej sytuacji pod adresem rządu słowackiego jest uzasadniona? A czym się różni pan Slota od pana Giertycha? A czym się różni pan Mečiar od pana Leppera? To przecież podobne sytuacje!

 

W ostatnim czasie spada poziom demokracji w krajach Europy Środkowej. Co Pan na to?

Uratować to mogą tylko wyborcy, kiedy dojrzeją do tego, by chcieć innego stylu rządzenia, innych metod, innych liderów. O ile chcemy demokracji, musimy się liczyć z tym, że jednego dnia przyjdzie Slota, drugiego Lepper, trzeciego Mečiar, a czwartego Giertych. Nie możemy się gniewać na demokrację, że ma twarz Sloty czy Leppera.

To są tylko krótkie epizody na długiej drodze, którą kroczą nasze kraje. Ważne jest to, że nasze kraje są demokratyczne. Słowacja rozwija się gospodarczo i zasługuje na podziw. Jest w NATO i UE. A w Unii zachowuje się bardziej proeuropejsko niż duża Polska. Przeżyjemy to. Slotę też przeżyjemy!

 

Pańska żona robi karierę medialną. W prywatnej stacji TVN Style radzi kobietom, jak się ubierać. Czy to oznacza, że definitywnie wykluczyła możliwość aktywnego włączenia się do polityki i kandydowania na stanowisko prezydenta?

Nie będzie kandydować, raz o tym zdecydowała. Moja żona robi to, co lubi.

 

Pańska rodzina nieustannie pojawia się na pierwszych stronach gazet. Ostatnio o medialne zainteresowanie postarała się Pańska córka, która obecnie pracuje w telewizji, a wcześnie wzięła udział w programie „Taniec z gwiazdami“. Udało jej się zdobyć drugie miejsce. Obserwował Pan jej zmagania na parkiecie?

Kiedy córka podjęła decyzję, że weźmie udział w tym programie byłem temu przeciwny. Uważałem, że nasza rodzina już zbyt długo pojawia się na pierwszych stronach gazet. Ale ona mnie przekonała, że wreszcie musi zrobić coś dla siebie, na własną rękę. Wtedy zapytałem ją, czy umie w ogóle tańczyć. Ona mi odpowiedziała, żebym się tym nie martwił i po kilku odcinkach programu zrozumiałem, że moje pytanie było nie na miejscu. Jestem dumnym ojcem.

Małgorzata Wojcieszyńska

MP 7-8/2007