BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
Przed czterema laty zaskoczył czytelników i krytyków znakomitą i sugestywną prozą. Sceptyczny zazwyczaj Jacek Trznadel pisał wówczas: „Jej styl i temat nie mają u nas właściwie odpowiedników”. Na tej książce autor nie skończył. Dwie kolejne to równie świetna proza, wyraźnie wyróżniająca się swymi walorami literackimi na tle współczesnej literatury polskiej. Nie dziwi więc, że autor tej prozy – Wojciech Albiński – był nie tylko nominowany do Nagrody Nike, ale otrzymał też prestiżową Nagrodę im. Józefa Mackiewicza.
Wojciech Albiński, warszawiak, urodzony w 1935 roku, studiował geodezję na Politechnice Warszawskiej. Na czas studiów przypadają jego pierwsze próby literackie. Od 1956 roku należał do Koła Młodych Związku Literatów Polskich, Należał też do grupy młodych pisarzy, którzy założyli „Współczesność” – najgłośniejsze pismo literackie końca lat 50. i początku 60. ubiegłego wieku.
Publikował przede wszystkim wiersze, rzadziej opowiadania. W 1963 roku wyjechał za granicę, początkowo do Paryża, a później do Genewy, gdzie zamieszkiwał do 1969 roku. Epizodycznie współpracował z paryską „Kulturą”.
Później wyemigrował na Czarny Ląd. W Botswanie zatrudnił się jako geometra, ekspert w sprawach katastralnych i kartograficznych. Zamieszkuje równocześnie w RPA i Botswanie. W Afryce odnalazł siebie, ale na długie lata zniknął z literatury polskiej, by odnaleźć się w niej dopiero w 2003 roku. Jego wejście po latach na polski rynek wydawniczy było wejściem pisarza dojrzałego, pozbawionego kompleksów emigranta. Tomem opowiadań Kalahari (Wyd. „Twój Styl”, Warszawa 2003) przedstawił się polskiemu czytelnikowi jako świetny polski pisarz afrykański, który nie ma w naszej literaturze sobie podobnego.
W jego opowiadaniach, osadzonych w realiach Afryki Południowej, pojawiają się czarnoskórzy, biali i żółci, ale zawsze ludzie z krwi i kości, ze swoimi radościami, problemami, przegranymi, którzy równie dobrze mogliby żyć nad Wisłą czy Sekwaną.
Albiński nie epatuje czytelnika egzotyką Afryki, nie dręczy też politycznymi zmianami, głodem, chorobami, zamachami, choć w tle ludzkich losów czuje się ich obecność. Dla niego Afryka jest codzienną rzeczywistością, w której żyje on i żyją bohaterowie jego opowiadań – ludzie szlachetni i słabi, dobrzy i okrutni, groteskowi i heroiczni.
Rok później w „Twoim Stylu” ukazał się drugi tom afrykańskich opowiadań Albińskiego, potwierdzający wysoką klasę autora, noszący tytuł Królestwo potrzebuje kata. Tu afrykańskie tradycje plemienne spotykają się z nowoczesnością, zachowania Europejczyków kontrastują z postawami Afrykańczyków.
Autor w wywiadzie udzielonym J. Strękowi („Nowe Książki” 2006, nr 8) na pytanie, ile jest Afryk w jego książkach odpowiada: „Trudno mówić o Afryce jako jednym organizmie. Są kraje dobrze rządzone, wysoce zorganizowane, np. RPA czy Botswana, i kraje, gdzie istnieje pewien stan dezorganizacji. Weźmy wschodnie Kongo, gdzie biegają armie wyzwoleńcze, gdzie zginęło 2 czy 3 mln ludzi, gdzie żadna władza nie sięga. Mamy też kraje, w których istnieje fasada demokracji, demokracje na poły fikcyjne. No i jest Afryka, gdzie kursują pociągi, buduje się drogi, zbiera podatki. Myślę o południowym cyplu”.
W jak dotąd ostatnim zbiorze Albińskiego Antylopa szuka myśliwego („Twój Styl” 2006) znajdujemy i Afrykańczyków, i Europejczyków, uwikłanych w trudne procesy transformacji politycznej, ekonomicznej, ale przede wszystkim transformacji myślenia Afrykańczyków i myślenia o Afryce i ludziach Czarnego Lądu.
Opowiadania afrykańskie Albińskiego, ich fabuła i bohaterowie tworzą plastyczny obraz ludzi Czarnego Lądu. Miejmy nadzieję, że znakomity autor, dla którego Afryka stała się siłą sprawczą jego pisarstwa, obraz ten będzie w przyszłości uzupełniać i obdarzy nas kolejnymi równie ciekawymi utworami.
Danuta Meyza-Marušiak
MP 2/2007