OKIENKO JĘZYKOWE
Kilka lat temu pewni moi polscy znajomi dostali zaproszenie na konferencję do Czech. Miała się ona odbyć w „květniu”. Pojechali w oznaczonym terminie, a tam…
Okazało się, że i owszem, że konferencja się odbędzie, ale w czeskim „květniu”, czyli w polskim maju. Podróże kształcą!
Słowacy nie mają większych problemów z nazwami miesięcy, bowiem przyjęli nazwy charakterystyczne dla większości języków europejskich, a pochodzące z łaciny. Ale niektóre języki słowiańskie (polski, czeski, chorwacki) operują swoimi, tradycyjnymi nazwami, niekiedy podobnymi do siebie, ale niestety nazywającymi zupełnie inne miesiące i stąd cały galimatias.
Dlaczego Czesi nasz maj nazywają „květniem”? Czyżby tam wszystko kwitło później? Dlaczego Chorwaci nasz październik nazywają „listopadem”? Może tam wcześniej opadają liście? Podobne pytania można mnożyć.
Skąd zatem takie, a nie inne nazwy polskich miesięcy? Początek roku to odpowiednia pora na tego typu rozważania.
Styczeń – nazwa pochodzi od tyki, które w tym czasie sporządzali gospodarze, ale ludowa etymologia tłumaczy, iż to miesiąc, w którym stary rok styka się z nowym.
Luty – w staropolszczyźnie luty to ‘ostry, mroźny’, czyli taki, jaka zwykle w tym miesiącu bywa zima.
Marzec – tę nazwę polszczyzna przejęła z łaciny – to miesiąc Marsa, rzymskiego boga wojny.
Kwiecień – w tym miesiącu, zgodnie z polską tradycją, wszystko kwitnie (a przynajmniej powinno).
Maj – ta nazwa pochodzi z łacińskiego Maius. Pierwszy dzień tego miesiąca w kalendarzu rzymskim poświęcony był bogini Mai, czyli matce.
Czerwiec – ta nazwa nie ma jednolitej etymologii. Niektórzy wywodzą ją od czerwia, czyli larwy pszczoły, inni zaś są zdania, że związana jest ona z czerwcem polskim – owadem czerwonego koloru. Z tych to owadów, zbieranych z korzeni roślin właśnie w tym miesiącu, wyrabiano czerwony barwnik.
Lipiec – tu chyba nikt nie ma wątpliwości, iż to nazwa pochodząca od kwitnących lip (które obecnie kwitną trochę wcześniej, bo w czerwcu).
Sierpień – to miesiąc zbioru zbóż, w dawnych czasach ścinanych sierpami.
Wrzesień – i znów miesiąc związany z kwitnieniem, tym razem wrzosów, ścielących się o tej porze na łąkach jak najpiękniejsze dywany.
Październik – o tym miesiącu wspominała na łamach „Monitora” Majka Kadleček w swojej październikowej rubryce kulinarnej, kojarząc jego nazwę z płytą paździerzową. I była bardzo blisko, albowiem rzeczywiście nazwa wywodzi się od paździerzy, czyli skórek pokrywających włókna lnu lub konopi, stanowiących odpad powstały w wyniku międlenia roślin, odbywającego się właśnie w tym miesiącu.
Listopad – to miesiąc opadających liści.
Grudzień – to pierwszy miesiąc zimy, kiedy ziemia zamarza, tworząc grudy.
Jak więc widać, nazwy polskich miesięcy to nazwy mówiące (oprócz marca i maja) – informują o tym, co działo się (niekiedy i dzieje nadal) w przyrodzie i gospodarstwie.
Dawna polszczyzna używała i innych nazw, np. tyczeń, godnik lub ledzień (styczeń), sieczeń lub strąpacz (luty), ugornik bądź zok (czerwiec), paździerzec, paździerzeń, pościernik, a także winnik (październik), prosień lub prosiniec(grudzień).
Niektóre z tych starych nazw przypominają dzisiejsze nazwy czeskie, bo przecież czeski „leden” to polski styczeń, zaś „prosinec” to grudzień . Ale uwaga – chorwacki „siječanj” to styczeń (!), a nie jak w staropolszczyźnie luty. Wszystko to dowodzi bliskości naszych języków, czyli wspólnych słowiańskich korzeni. Niech tylko ta bliskość nie będzie przyczyną nieporozumień, podobnych temu, o którym pisałam na początku.
Maria Magdalena Nowakowska
MP 1/2007