WYWIAD MIESIĄCA
Po jesiennych wyborach do parlamentu został wicemarszałkiem Sejmu. W jego gabinecie wszystko kręci się wokół niego. Sztab ludzi pilnuje terminów. Po spotkaniu z grupą słowackich dziennikarzy ze Słowacji, w której byłam i ja, do gabinetu wkraczają jego wielbiciele, którzy byli umówieni, aby zrobić sobie wspólne zdjęcie z przywódcą.
Andrzej Lepper, bo o nim mowa, jest uśmiechnięty i opalony. Co chwilę kontroluje swój wygląd, sprawdza, czy odpowiednio leży marynarka. Widać, że dobrze się czuje, gdy jest w centrum zainteresowania. Na pytanie, czy zawsze otoczony jest tyloma ludzi, odpowiada, że prowadzi aktywne życie, z czego jest bardzo zadowolony. Co więcej – codziennie ćwiczy w siłowni. Dodaje też, że kiedyś był świetnym bokserem.
„Samoobrona” poparła Lecha Kaczyńskiego przed drugą turą wyborów prezydenckich, co, według obserwatorów, pomogło mu w zwycięstwie. Pańska partia straciła kilka procent poparcia. Jak Pan to tłumaczy?
W to nie wierzę (śmiech). Ja mam poparcie wśród wyborców! Poleciłem im, aby głosowali na Kaczyńskiego i posłuchali mnie, mimo że Platforma Obywatelska nawoływała, aby Leppera nie słuchać. Jestem przekonany, że kiedy będę potrzebował poparcia od moich wyborców, dostanę co najmniej milion trzysta tysięcy głosów. Przy takiej frekwencji, jaka była podczas ostatnich wyborów, to zupełnie wystarczy, aby „Samoobrona” uzyskała bezpieczną pozycję w parlamencie.
Rozmawiamy jeszcze przed głosowaniem o budżecie państwowym. Czy „Samoobrona” wesprze projekt budżetu, czy też dojdzie do przedterminowych wyborów?
My się nie boimy przedterminowych wyborów. Wiem, że partia Prawo i Sprawiedliwość ma obecnie duże poparcie. Sam zleciłem, aby zrobiono sondaż, a jego wynik pokazuje, że PiS obecnie zyskuje około 40 procent, co oznacza, że mogliby rządzić samodzielnie. Wybory jednak nie odbędą się dzisiaj. Sądzę, że do czasu wyborów popularność PiS spadnie do 30 procent.
Dlaczego PiS cieszy się dziś taką popularnością, że nawet zyskuje wyborców „Samoobrony”?
Nie, to nieprawda, my mamy poparcie od 9 do 14 procent, a do wyborów możemy mieć 17 czy nawet 18 procent.
Czy to oznacza, że „Samoobrona” nie boi się przedterminowych wyborów?
Nic na nich nie stracimy, a Prawo i Sprawiedliwość i tak będzie musiała szukać partnera koalicyjnego.
„Samoobrona” chciałaby wejść do koalicji z PiS?
Tylko pod warunkiem zgodności programowej.
W jaki sposób chce Pan pozyskać więcej głosów dla „Samoobrony”? Ma Pan jakiegoś asa w rękawie?
Nie. Ludzie oczekują od rządu konkretnych rozwiązań, tu nie wystarczy powiedzieć „nie“ antykoncepcji, „nie“ zapłodnieniu in vitro i tylko mówić o tym, że trzeba ratować ludzkie życie. Nie wystarczy powiedzieć, że paliwo dla rolników potanieje, trzeba robić konkretne kroki w celu rozwiązania istniejących problemów. Jeśli nad tym się nie pracuje, należy ludziom powiedzieć prawdę. Nie wystarczy mówić, że przestępców należy zamykać w więzieniach, ale trzeba to naprawdę realizować.
Czy bracia Kaczyńscy nie odbierają „Samoobronie” głosów, stosując retorykę podobną do Pańskiej?
Ich hasła to tylko hasła, nie są konsekwentni w ich realizacji.
Ale w czymś jednak chyba są Panu bliscy, skoro poparł Pan Lecha Kaczyńskiego? Nie podziwia Pan w jakimś stopniu braci Kaczyńskich za to, co osiągnęli?
Podziwia? Pani redaktor, jak ja mogę ich podziwiać? Ja przecież chciałem być prezydentem Polski! Na razie to nie wyszło. Na razie! Jak mógłbym ich podziwiać? Za pięć lat wszystko się zmieni.
Jak Pan zareagował, gdy na okładce tygodnika „Polityka“ zobaczył Pan swoje zdjęcie obok braci Kaczyńskich i podpis: „trzeci bliźniak“?
Ojej, to czasopismo pokazywało mnie nawet jako Hitlera! Nic sobie z tego nie robię, już się przyzwyczaiłem.
A czy objęcie przez Pana funkcji wicemarszałka Sejmu w zamian za wcześniejsze wsparcie Lecha Kaczyńskiego jest dla Pana wystarczające?
Pani redaktor, ta funkcja należy się każdemu szefowi klubu parlamentarnego. A czy ja różnię się czymś od pozostałych wicemarszałków? Jedynie może tym, że miałem kilka rozpraw sądowych, w których walczyłem o niewinnych ludzi? Okradłem kogoś? Popełniłem jakieś przestępstwo?
To znaczy, że fotel wicemarszałka nie był formą wynagrodzenia za poparcie?
Nie, takich rozmów nigdy nie prowadziliśmy. My postawiliśmy warunek: wszystkie kluby mają swoich przedstawicieli i nikt nie ingeruje w to, kto kogo nominuje. PiS powiedział, że wesprze kandydata, którego przedstawimy. Tu absolutnie nie doszło do żadnego targowania się. Ja i tak nie mógłbym poprzeć Tuska. On przecież popełnił poważny błąd.
Jaki?
Nie odpowiedział na mój list. Gdyby potrafił się zachować i byłby mądrym politykiem, nigdy nie powiedziałby, że nie zależy mu na poparciu Leppera i „Samoobrony”. Wtedy, być może, wszystko skończyłoby się inaczej. W każdym razie wygrana pana Tuska oznaczałaby dla Polski nieszczęście.
Dlaczego?
Ponieważ to typowy liberał. Chciałbym, żebyście chociaż za granicą napisali prawdę o Lepperze, że ja jestem socjalliberałem. Z akcentem na „socjal”. Liberał tylko tam, gdzie to możliwe.
Wybory prezydenckie wygrał Lech Kaczyński, o którym mówi się, że nie pomoże w poprawie stosunków polsko-rosyjskich. Jak Pan to odbiera?
Nie chcę powrotu ruskich wojsk, ale zawsze twierdziłem, i zdania nie zmienię, że powinniśmy mieć dobre kontakty z Rosją, Ukrainą i Białorusią. Według mnie ten rząd popełnia błąd, nie korzystając z moich bardzo dobrych stosunków w Rosji.
Czyli oznacza to, że gdyby Pan został prezydentem, bardziej ukierunkowałby Pan politykę zagraniczną Polski na Wschód? Polska jest członkiem Unii Europejskiej, a my nigdy nie byliśmy przeciwko wejściu Polski do Unii. Napiszcie to zagranicą tak, jak to jest naprawdę. My byliśmy jedynie przeciw warunkom, na jakich Polska do Unii wstępowała. Te warunki były dla nas niekorzystne. Jesteśmy członkiem NATO i ja to respektuję. Członkostwo w NATO i Unii Europejskiej nie przeszkadza nam w tym, żebyśmy mieli dobre kontakty z Rosją i Białorusią.
Małgorzata Wojcieszyńska, Warszawa
MP 3/2006