WYWIAD MIESIĄCA
W roku 2010 z piosenką „Love me“ walczyła o głosy polskiej publiczności, by móc reprezentować Polskę na 55. Konkursie Piosenki Eurowizji. Wtedy zajęła drugie miejsce. Wcześniej, w 2004 roku, walczyła o głosy w kanadyjskim „Idolu“ i zakwalifikowała się do rozgrywek finałowych. Anna Cyzon (właściwie Anna Czyszczoń), bo o niej mowa, buduje swoją karierę artystyczną w Ameryce i w Polsce. My spotykamy się z nią na Słowacji, na weselu wspólnych znajomych, które artystka uświetniła swoimi występami, dzięki czemu poznaliśmy jej niezwykły temperament.
Urodziłaś się w Polsce, ale w wieku 6 lat zostałaś emigrantką w Kanadzie. Pamiętasz moment przeprowadzki?
Tak, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy, jak bardzo odmieni się życie moje i mojej rodziny. Wtedy pierwszy raz leciałam samolotem i byłam zafascynowana wielkim jumbo jetem. Pamiętam, że byłam szczęśliwa, bo byłam z mamą i wiedziałam, że lecimy gdzieś daleko, gdzie czeka na nas tato.
Tato wyemigrował wcześniej?
Wyjechał, kiedy miałam 4 latka, i tylko raz przyleciał do nas na święta. Obsypał mnie wtedy prezentami, z których najbardziej zapamiętałam piękne lakierki. Kiedy leciałyśmy z mamą do Kanady, miała to być tylko wizyta, ale mama zaszła w ciążę i rodzice postanowili, że zostajemy. Na chwilę.
I ta chwila trwa do dziś?
Tak. Dziś rodzice twierdzą, że nie wyobrażają sobie przeprowadzki do kraju, ale pamiętam z dzieciństwa mamę, płaczącą z tęsknoty za Polską. Rodzice zostawili dom w Krakowie, który im wybudowali dziadkowie. Mama jest magistrem mikrobiologii, ojciec inżynierem rolnictwa, jednak w Kanadzie zaczynał na budowie.
Ale Ty i Twoja siostra, która urodziła się w Kanadzie, miałyście lepszy start choćby z tego powodu, że dzieci szybko uczą się języka. Czy to prawda, że Tobie najbardziej w nauce angielskiego pomogło zamiłowanie do śpiewu?
Jeszcze kiedy mieszkaliśmy w Polsce, tańczyłam i podśpiewywałam sobie po angielsku przed telewizorem razem z Tiną Turner, Michaelem Jacksonem czy Whitney Houston. Po przyjeździe do Toronto do tego grona ulubieńców doszła Britney Spears. Na pewno zamiłowanie do muzyki i śpiew pomogły mi szybciej opanować angielski.
Pamiętam, jak w czasie podróży samochodem, śpiewałam rodzicom – czy to solo, czy razem z wykonawcą z radia. I rodzice któregoś dnia w drodze do Chicago, słysząc mnie „w duecie“ z Merayah Carey, zrozumieli, że mam talent i że należy go rozwijać. W wieku 11 lat zaczęłam uczęszczać na lekcje śpiewu klasycznego.
Co trzeba mieć, oprócz talentu, żeby się przebić? Szczęście, wiarę w sukces? Czy trzeba być pracowitym?
Wszystkiego po trochu, ale ważne jest coś jeszcze: trzeba mieć nie do końca dobrze poukładane w głowie. W tym pozytywnym sensie oczywiście (śmiech).
Wśród kanadyjskiej Polonii jesteś symbolem sukcesu?
Polonia mnie bardzo wspiera. Na kanadyjskim rynku jestem znana jako Polka i jestem z tego dumna. Podkreślam to, że urodziłam się w Krakowie.
Polskość to atut?
Dokładnie!
Są tacy, którzy się tego wstydzą?
Nie znam takich, ale myślę, że niektórym polskość się rozmydla w codzienności życia. Moja siostra ma tych samych, co ja rodziców, ale urodziła się w Toronto. Ona też tęskni za Europą, ale w gronie jej znajomych nie ma Polaków; my ze sobą nie rozmawiamy po polsku, ale po angielsku.
U mnie jest tak, że im jestem dojrzalsza, tym chętniej wracam do korzeni i jestem ciekawa polskiej kultury. Myślę, że jest we mnie sporo góralszczyzny, bo mój tato pochodzi z Rabki.
Polakom trudniej się przebić w Kanadzie?
Nie sądzę. Myślę, że to, skąd się pochodzi, nie ma znaczenia. Tam liczą się zdolności, talenty. Mój polski nigdy nie był przeszkodą, wręcz odwrotnie! Mam wśród Polaków fanklub i to mi pomaga wracać do Polski.
Dlatego postanowiłaś rozwijać swoją karierę również w Polsce? Stąd pomysł, by wziąć udział w krajowych eliminacjach do konkursu Eurowizji w 2010 roku?
Gdy byłam nastolatką, nie zależało mi na Polsce. Tato mnie zgłosił do eliminacji krajowych przed Eurowizją. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Dziś z perspektywy czasu widzę, że byłam wtedy jeszcze bardzo zagubiona, nie wiedziałam, czego chcę, kim jestem.
Drugie miejsce, które zajęłaś w tych eliminacjach, to według Ciebie sukces czy porażka?
Sukces, choć – wiadomo – tylko zwycięzca mógł pojechać na Eurowizję. Ja chyba na to wtedy jeszcze nie byłam gotowa. Mój występ wtedy zdominowały problemy z chłopakiem, który był jednocześnie basistą, towarzyszącym mi na scenie. Czternaście lat starszy od mnie facet upił się przed występem i zawiódł mnie.
Nie planowałaś zostać w Polsce, by tam zacząć budować karierę muzyczną?
Nie umiałam wtedy podjąć takiej decyzji.
Dziś byłoby Ci łatwiej?
Gdybym miała gwarancję, że moje piosenki będą grane w mediach, zostałabym w Polsce. Bo zainteresowanie medialne jest jak fala dla surfera, na którą trzeba się załapać i już z niej nie zeskakiwać.
Gdzie masz większą „falę“ – w Polsce czy w Ameryce?
To jest zmienne. Kiedy przylatuję do Polski, to zazwyczaj mam występ w TV Polonia. W Kanadzie przed laty zaistniałam w mediach dzięki udziałowi w talentowym show, w „Idolu“. To mi otworzyło drzwi do kariery, ale w charakterze prezenterki telewizyjnej.
Poczułaś wtedy, że spełniają się Twoje marzenia?
Hmm… (wahanie), moim zadaniem było wtedyprzeprowadzanie wywiadów albo czytanie tekstów z promptera. A ja czułam, że chcę czegoś więcej, że mam coś do powiedzenia. To nie było to, o czym marzę.
Chciałaś być po drugiej stronie tego mikrofonu?
Tak. To nie była moja droga. Ktoś pomylił role. Ja nie chciałam być znana z tego, że zadaję pytania.
Ale przecież niejedna osoba marzy o takiej pracy!
Tak, wiem, muszę być wdzięczna losowi za to, co mi dał. Łatwo mi to przyszło, bo w show biznesie trzeba mieć urodę. I mimo że potem nawet dostałam swój program telewizyjny, to i tak po dwóch latach zrezygnowałam. Uznałam, że męczę się w tej roli, bo dlaczego mam chodzić na czworakach, skoro mogę biegać?
I wybrałaś niepewną drogę piosenkarki. Co trzeba robić, żeby w Ameryce dostać się wyżej?
Bardzo dobre pytanie! Gdybym znała odpowiedź na nie, to napisałabym książkę (śmiech).
Czujesz, że jesteś bliżej swojego celu, że zbliżasz się na szczyt?
Wciąż to są małe walki i małe sukcesy. Nie chciałabym zaistnieć tylko na 15 minut. Chciałabym, żeby ludzie poznali moją historię. Zdecydowałam, że będę robić to, co kocham, czyli śpiewać, i wchodzę tam, gdzie się przed mną otwierają drzwi.
A to nie jest tak, że w show biznesie trzeba czasami iść na kompromis?
Wiele razy było tak, że sugerowano mi, np. w wytwórni płytowej, żeby coś nagrać tak czy siak. Kiedy to tak robiłam, było to nieautentyczne.
Czy tak było w przypadku teledysku do piosenki pt. „Into The Sun“,którego – przyznam się – nie byłam w stanie obejrzeć do końca. Te krwawe sceny miały intrygować?
Przechodziłam wtedy specyficzny okres w życiu i to była moja artystyczna ekspresja. Reżyser jeszcze bardziej wyeksponował krew, niż miał, szczególnie na początku klipu, gdzie we krwi miałam całą twarz. Zaufałam mu, ponieważ ma renomę w tym biznesie, choć nie podobał mi się ten początek. Nie sądziłam, że to będzie aż tak odrażające i zamiast zainteresować, odstraszy.
Czujesz, że jesteś między Polską a Kanadą?
Tak, ale zrozumiałam, że to jest piękne. Nigdy nie będę stuprocentową Kanadyjką ani stuprocentową Polką. Koleżanka z Kanady mi powtarza, że trzeba się pogodzić z tym, że ma się dwa domy i że jest się i tu, i tam. I tak już od lat kontynuuję na przykład po roku nieobecności przerwane rozmowy z przyjaciółmi w Polsce.
Będziesz brała udział w kolejnych konkursach muzycznych, by pokazać siebie?
Ten pociąg już chyba odjechał. Już bym nie chciała. Kiedy szłam do talentowego show w Ameryce potrzebowałam usłyszeć, że umiem śpiewać. Dziś już to wiem i znam swoją wartość.
Występowałaś z legendą polskiej piosenki Stanem Borysem. Jak do tego doszło?
Stan mieszka w Chicago, trochę też w Toronto. Poznaliśmy się na wspólnej imprezie i przypadliśmy sobie do gustu. To spotkanie dwóch duszy artystycznych, dla których bez znaczenia jest różnica trzech pokoleń.
Oczarowałaś jego fanów?
Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że nasze wspólne występy z okazji jego 70- i 75-lecia, przypadły publiczności do gustu. Ta współpraca otworzyła mi różne drzwi.
Małgorzata Wojcieszyńska, Trenčianske Teplice
zdjęcia: Stano Stehlik